Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Dzień rozpusty


Tak jak w temacie. A to wszystko dlatego, że to, że nie mogę zrzucić do tej pory wagi jest winą tego, co się stało dokładnie 10 lat temu. 10 lat temu miałam wypadek, który na zawsze zmienił moje życie na gorsze. Dziś po raz ostatni "świętuję" ten dzień. Od jutra chcę zapomnieć o swojej przeszłości związanej z tym decydującym incydentem. Zaczynam patrzeć w przyszłość, a nie w przeszłość.

Śniadanie: 2 łyżki jogurtu naturalnego + 2 łyżki muesli

II Śniadanie: 20 g makaronu spaghetti, plaster żółtego sera, pół pączka z marmoladą i lukrem (GRZECH!!!)

III Śniadanie: rogal z masełkiem

Obiad: ok. 40 g piersi z kurczaka, łyżeczka gotowanych ziemniaków, łyżka sałatki z pomidora, cebuli i śmietany (ale ja tam tej śmietany to w ogóle nie widziałam)

Podwieczorek: kilka śliwek (nie wiem, dokładnie ile)

Kolacja: ciasto francuskie ze szpinakiem i kurczakiem

Pierwszy posiłek zjadłam o 6:00, a ostatni o 18:00.

Mimo, że był rogal i pączek to myślę, że chyba się zmieściłam w kaloriach...

Chociaż...?

Idę zrobić teraz trening, także może chociaż połowę tego pączka spalę.

No, ale dzisiaj mogłam. W końcu to mój własny dzień rozpusty.