Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Ale jak to już miesiąc?


Wow. Myślałam, że mnie tu chwilę nie było, a minął już miesiąc (bez dwóch dni). Nieźle.

Waga sobie powolutku idzie w dół. Baaaaardzo wolno to się dzieje, długo właściwie trzymała się na jednym poziomie i dopiero dziś nieco spadła. Trochę mnie to kłuje, bo chciałabym mieć jakieś spektakularne efekty na początek. Ale powtarzam sobie ciągle to, co napisałam tu już wcześniej: ten czas do końca grudnia to czas porządkowania relacji z jedzeniem, a nie odchudzanie per se. Chcę się wdrożyć w jedzenie 5 sensownie skomponowanych posiłków dzienne (i tylko 5), o w miarę stałych porach – i to się udaje. Także sukces :) Już sam fakt, że waga przestała niekontrolowanie rosnąć jest super, a 3kg na minusie w miesiąc (i to z chorowaniem po drodze) jest świetnym (i zdrowym!) wynikiem. Gdyby się taki spadek utrzymał przez pół roku, to by było prawie 20kg mniej, co już brzmi naprawdę nieźle. A przypominam, że na razie nie dołożyłam jeszcze żadnego ruchu (w czasie chorowania [jakieś 2 tygodnie] się wręcz obniżył).

Święta będą wyzwaniem, bo na ten czas nie będę miała pudełek. Także pewnie kalorycznie będzie więcej niż w ostatnich tygodniach. Mam jednak nadzieję, że już nieco się oduczyłam jedzenia non-stop, co powinno pomóc w tym czasie. No i w sylwestra sobie planujemy zrobić cheat daya (chociaż bez jakichś wielkich uczt, po prostu wino i coś do pochrupania przy oglądaniu filmów).

Pewnie znów zniknę stąd na dłużej. Tyle jest jeszcze do zrobienia przed świętami, że czasu na siedzenie w necie brak. Ale to nic. Ważne, że jest dobrze.