Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
walczę z siłą przyzwyczajeń


Dziękuję za tyle ciepłych słów! Tym bardziej to miłe, że do drugiego trymestru (oby szczęśliwie tym razem) zamierzamy trzymać to w tajemnicy. Ale fajna to tajemnica. 

Próbuję to wszystko ogarnąć umysłem, nie wybiegać w przyszłość ale skupić się na tu i teraz. Zmieniam przyzwyczajenia. 
I tak: 

  • kochana kawa Kimbo zostaje zamieniona na żołędziówkę (tylko dary natury!) i kawę orkiszową. 
  • Ulubione chińskie herbaty zostają zamknięte w swoich puszkach a ja piję pokrzywę, miętę, rumianek i inne cuda wianki. No i woda, dużo wody z cytryną a okazjonalnie i z imbirem. 
  • Gotuję zamiast zamawiać - wiem co jem i łatwiej mi zbilansować białko.
  • Ćwiczę mniej intensywnie, ale ćwiczę
  • Nie słucham Świń* i się nie denerwuję. 

Nie mam apetytu. Sporo za mnie dojada mąż, na nic nie mam ochoty, niby ładnie pachnie a w połowie nagle stwierdzam, że fujka, nie chcę tego. Nie wiem czy to dobrze czy źle ale na siłę nie dopycham. Jakby co jest zacny zapas tkanki tłuszczowej, zapasy są. 


Menu na dziś:
- kawałek świątecznego brownie (to już ostatni!), 
- domowy bajgiel orkiszowo-pszenny z grubym plastrem twarogu, z rzodkiewką i szczypiorem, 
- zupa krem z buraka z grillowanym plastrem halloumi, 
- cieciorka w pomidorach, 
- frittata <3


*nawiązanie do literatury. Prawie faktu.