Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Ciężko, ciężko


Miałem szczery zamiar przetrwać piątek i sobotę i zjeść dopiero w niedzielę i poniedziałek. Z jedzeniem nie ma problemu, z piciem gorzej. Jestem w połowie ulubionego Jacka Danielsa. Do 13 było wszystko OK. Zamiast wymknąć się cichaczem z firmy i cieszyć się świętami, zostałem nieopacznie dłużej i zaczęło się.  Najpierw szef montaży z rozliczeniem za ostatni kwartał. Totalna wtopa i kaszana. Potem pani Hania z pretensjami, których nie zrozumiałem. Generalnie po godzinie prania mózgu miałem wszystkiego dość. Czy ci ludzie są normalni? Po cholerę przyłażą chwilę przed wyjściem z roboty i zatruwają mi święta? Teraz znieczulam się ulubioną whisky i klnę na cały świat. Jutro kac, złe samopoczucie, będę się wkurzał na wszystko i wszystkich, a na wadze pewnie z 1 kg więcej.

  • belferzyca

    belferzyca

    19 kwietnia 2014, 07:06

    live is brutal... poklnij i zapomnij o szewskim popołudniu... czas zacząć z premedytacją cieszyć się tym co tu i teraz..POGODNYCH ŚWIĄT