Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
przeciwności losu nie pokonają mnie....


dziś wszystko sprzysięgło się przeciwko mnie
ale nie ma to tam to! jak ja mam zrobić trening to zrobię.
Wyszłam na pociąg - spóźnił się 50 min
pojechałam na siłkę- okazało się że nie wzięłam butów
no to heja do domu, pociąg w polu stał 20 min 
stwierdziłam że nie ma sensu wracać spowrotem aby zrobić 20 min interwał
to ćwiczę w domu:
WoD bez przyrządów:
1-10 burpee, 5x fit to toes czy jakoś takoś
2- 10 burpee, 20 aie squats, 5 fit to toes
3- 10 burpee, 20 aie squats, 10 męskich pompek, 5 fit to toes
4-  10 burpee, 20 aie squats, 10 męskich pompek, 10 scyzoryków, 5 fit to toes
5- 10 burpee, 20 aie squats, 10 męskich pompek, 10 scyzoryków, 20 wykroków z podskokiem,  5 fit to toes
w sumie serii takich: 2
gdyby to był trening na siłowni w grupie pewnie bym zrobiła 3 serie, 
w domu mam dosyć po 2

odnośnie białek  - białko sojowe jest nie pitne (przynajmniej dla mnie - zamula i leży na żołądku) samo w sobie ale w mieszance genialne:
zmieszałam na potreningowe 3 białka: 1/3 porcji sojowego wpc, 2/3 porcji serwatkowego  wpc (ostovit) i 1/4 porcji sweet whey

sojowe ma najwięcej białka w białku bo 90% i najwięcej glutaminy ale nie ma w ogóle cukru więc nie nadaje się jako białko potreningowe chyba że z węglami
białko serwatkowe ma 78% białka i trochę cukru (laktoza)
sweet whey to 68% cukru - kupiłam kiedyś przez pomyłkę i muszę zużyć- ale jest wzbogacone witaminami 
tak więc po zmieszaniu tych trzech białek mam sporo białka w tym niezbędnej glutaminy, cukier i witaminy
da się przeżyć :)