Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Jak to jest z tym efektem jojo?


Jutro niedziela, a co to oznacza? Domowy, niekoniecznie zdrowy, ale mega smaczny obiadek przygotowany przez mamę. Przynajmniej w moim przypadku :D. Czy to oznacza, że mam nie jeść tego schabu z sosem bo jest taki, siaki i owaki? Czy mam zrobić sobie inny posiłek, typowo dietetyczny? 

W moim pierwszym wpisie na vitalia.pl opowiadałam o mojej diecie, którą stosowałam rok temu. W skrócie: mniej żreć, znać umiar, nie odmawiać sobie wszystkiego jak wlezie, aby później się na to pięknego i słonecznego dnia nie rzucić :p.

Co to jest ten efekt jojo? Czy to jest jakaś dziwna siła, która dopada każdego po zrzucaniu kilku kilo? NIE! Efekt jojo dopada nas wtedy, kiedy po bardzo restrykcyjnej diecie postanowimy jeść "normalnie", czyli wszystkiego po trochu lub wrócimy do swoich dawnych nawyków, przez które przytyliśmy lub (o zgrozo) nasze posiłki są tak kaloryczne, że nie ma bata, abyśmy nie przytyły. 

Jeżeli przez jakiś czas jemy przysłowiową ćwiartkę marchewki i liścia sałaty, to wiadomo, że jak zmienimy swoją dietę to może nam kilka kilo dojść. Nie jest powiedziane, że na 100%, ale tak jest w większości przypadków. 

Dieta moim zdaniem powinna nam towarzyszyć już przez całe życie - ta dieta dla nas, z którą czujemy się dobrze i nie czujemy się ogromnie ograniczane. Więc jeżeli chcemy utrzymać wagę lub dalej schudnąć, to czy przykładowo po długim niejedzeniu słodyczy, gdy zaczniemy je jeść nic nam nie będzie? Czy po niejedzeniu tłustego dłuższy czas i po zaczęciu jedzenia takiego mięsa żaden kilogram nam nie wskoczy? 

Oczywiście są osoby, które przez cały czas trzymają się swoich postanowień, za co ogromnie ich podziwiam, ale ja ten post piszę z perspektywy człowieka bez tak silnej woli, człowieka, który lubi od czasu do czasu zjeść coś "niezdrowego", ale czy to od razu mnie wyklucza z tej diety? Ależ skąd!

Moim zdaniem po prostu należy znać umiar we wszystkim. Niedzielny obiad chętnie zjem, ale nie musi to być ilość nie wiadomo jak wielka :p. Więcej surówki, mniej mięsa... ale zjeść. Kiedyś pójdziemy na chrzciny, komunię, wesele, urodziny, sylwestra, w gości do kogoś... i co wtedy? Nie będziemy chyba pakować naszego jedzenia do pudełek "bo dietę mamy" (smiech)

Rok temu miałam takie samo podejście, "przeżyłam" niejedne urodziny, niejeden obiadek u babci czy komunię kuzyna. Kilogramy leciały? Leciały! I to 1 kg na tydzień, co jest dla mnie bardzo dobrym wynikiem :D.

Nie każdy musi się zgadzać z moim tokiem myślenia, ale może komuś ten wpis pomoże w rozwianiu wątpliwości, co do sposobu odżywiania ;).

  • Hanula2015

    Hanula2015

    9 października 2016, 23:14

    Zgadzam się. Mam takie samo zdanie. Restrykcyjne odchudzanie prawie w 1000% prowadzi do jojo. Chyba że ktoś skupia się głównie na swojej diecie, lubi to i tym żyje na co dzień.

    • Vroobelek98

      Vroobelek98

      9 października 2016, 23:20

      Podziwiam takie osoby, które się tak trzymają ściśle diety, ale nie każdy tak ma, niektórzy lubią sobie pojeść, ale to ich nie wyklucza z odchudzania ;D

  • angelisia69

    angelisia69

    8 października 2016, 13:31

    ja dlatego od zawsze jem wszystko,nawet i slodycze ale oczywiscie z umiarem i wliczone w bilans.Dzieki temu nie cieknie mi slina na widok jakis posilkow bo sama moge sobie takie przygotowac w domu.Ale najgorzej jak na starcie niektorzy rezygnuja ze wszystkiego a po odchudzaniu spowrotem SAMOWOLKA

    • Vroobelek98

      Vroobelek98

      8 października 2016, 13:39

      No i słusznie robisz ;) Właśnie ja nie rozumiem takich osób, nie po to zrzuca się kilogramy, aby później rzucić się na słodkości i inne takie.