Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
#8


Żeby wyglądać jak kociak najpierw musisz napocić się jak świnia.
Pamiętaj!

Mija już tydzień. Wprawdzie na pewno nie ma jeszcze spektakularnych efektów, ale wydaje mi się, że lepiej się już dopinam w pewne materiałowe spodnie (tydzień temu ledwo się dopinałam, teraz nie muszę tego robić na siłę), przynajmniej tak mi się wydaje. Na pewno zrobiłam jakiś krok do przodu. Jeszcze 3 tygodnie i myślę, że będą pierwsze, niezbyt duże, ale jednak efekty.

Śniadanie: płatki owsiane z mlekiem na zimno, 2 kromki wieloziarnistego z serkiem ze szczypiorkiem

II: zielona herbata z 1 łyżeczki cukru

W między czasie ćwiczenia (Mel B+Tiffany), przegotowana woda do nawodnienia się.

Obiad: pół talerza pomidorówki, ryba (ta taka bez ości xD), pół szklanki lodów wiśniowo-śmietankowych, pół szklanki coli (no co, mogłam sobie pozwolić na drobą przyjemność po takim wysiłku :D

Skusiłam się na bieganie, a raczej truchtanie (40 min, w tym 5 kółek truchtu, po każdym jednym przerwa pieszo pół kółka), przed wyjściem wypiłam szklankę wody i po powrocie również szklankę. (Chyba przestanę wymieniać wodę w jadłospisie, bo nie ma żadnych kalorii i to chyba nie ma sensu żeby się powtarzać)

Podwieczorek: 20 czereśni (wiem, jestem dziwna, że to liczę :D) i herbata miętowa (oczywiście niesłodzona)

Kolacja: (będzie) 2 kromki wieloziarnistego z czymś tam, szklanka herbaty pokrzywowej i może (jak zmieszczę xD) woda z cytryną.

A teraz pokażmy jęzor spalającemu się tłuszczowi! Ssspadaj!