Cwiczyłam, jadłam ok i jakoś przestałam, ot tak, ale wiecie co moja nowa dziwna relacja mnie ruszyła, popatrzyłam jak on wyglada jest wysoki, przystojny i świetnie wyrzeźbiony, i co z tego, że mu się podobam, skoro wiem, że z czasem zacznie dostrzegać to co jest nie do końca wypracowane i nie jędrne. Może mieć na pęczki takich jak ja i ładniejszych. Obdziłam się dzisiaj i przypomniał mi się jego tors i tylko dlatego zmusiłam się do ćwiczeń, i je na obiad to co zrobiłam sama a nie standardowe schabowe, co innego, że smakuje jak gówno, co się czesto zdarza ostatnimi czasy ale to bładz w sztuce. Po za tym jestem zmuszona jeździć do pracy rowerem ( o tak powrot po 23 będzie boski) przez okolicznosci pewne ( tak skarbie narzekaj, trzeba było poprostu nie rozwalic przodu samochodu) wiec, boli mnie kieszen, i świadomość, że trafiłam na faceta dalej cierpiacego po byłej z którą był trzy razy i go zdradziła.. Wkurwia mnie też, że hmm... dla mnie to już bybyło chodzenie, ale wiem( ah te meskie żrodła informacji w postaci jego kolegów), że cholera jasna on pyta w pewnym momecie "chcesz ze mną być?" więc czekam, no i muszę ogarnąć, zebym nie strzeliła przesadnego focha i wkurwu, co ostanio robiłam bo PMS robi swoje ciągłe pretesje matki i ten rozjebany samochód i szczerze, to czuję, ze raczej nic z tego nie bedzie chyba tylko zawsze jak zaczynam się bać to zaczynam się zachowywac w taki sposób, ze to przyciągam. Mnie za bardzo czasami zależy i przez to pierdole sprawę, nie umiem mieć wyjebane, dobra YOLO umiem, raz się żyję to nie problem - tak go w końcu poznałam, ale nie umiem wyluzować, brak mi pewności siebie, ok ok, jest lepiej dzieki pracy ale za bardzo się spinam, przez to np. w sobotę jak wyszłam z nim i jego kumplami byłam nudna, bo sie spiełam byłam smutna i malo co mówiłam jak jakaś kretynka. ok spadam musze dojeść obiad. Bo rowerem nie wiem ile bede kurde jechać, wiec musze wyjechać wcześniej. A zaczynam pisac nie składnie o ile wg zdarza mi się składnie pisać.