Przez te ostatnie dni było w porządku ; ) Dzisiaj trochę więcej słodyczy wpadło, ale też tragedii nie ma..
Jestem przed okresem i czuję się jak jeden wielki balon. Mam nadzieję, że szybko dostanę i po poczuję się lżejsza. Teraz to nawet nie ma co się mierzyć i ważyć bo tylko bym się załamała.
I jakieś smutki smuteczki mnie dopadły. Z moim jedzeniem jeszcze nie jest tak dobrze, jakbym chciała. Mam nadzieję, że się poprawię. Pamiętam moje jedzenie w wakacje, jakie było dobre i 55,2kg na wadze.. I to nawet bez specjalnego wysiłku, wystarczyła zmiana otoczenia i ludzi..
Nie wiem skąd bierze się ta moja dziwna miłość do słodyczy, często w nadmiarze. Nie wiem, może z dzieciństwa. Z tego że w domu zawsze miałam tonę słodyczy, że przynosiła mi je babcia, a mama jeszcze uzupełniała zapasy. Gdybym jakoś ograniczyła te słodycze bardziej to pewnie ważyłabym z 50 kg, bo do niczego mnie tak nie ciągnie jak do słodkiego..
- McDonalds może dla mnie nie istnieć
- pizza ma istnieć, ale jem ją raz na jakiś czas
- czipsy baaaardzo rzadko
- przetworzonych produktów, zupek chińskich nie znoszę.
TYLKO te cholerne słodycze. Albo AŻ.
Chciałabym ważyć te 53 kg. Teraz jestem na granicy rozmiarów S/M, zależy jaka jest rozmiarówka..A chciałabym już zawsze nosić S : ) Mam takie spodnie 36. W wakacje kilka razy w nich byłam jak ważyłam 55 z kawałkiem. Były prawie idealne. Jeszcze z 1,5 kg w dół i spokojnie bym w nich chodziła.. No ale cóż, jest jak jest. Mam nadzieję,że jeszcze je włożę!