Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
8.05


Dzisiaj jestem z siebie bardzo zadowolona (na razie :D)

Dzień mam bardzo fajny, rano odprowadziłam młodą do przedszkola, potem śniadanko, chwilkę na uczelnie i poszłam na ciuchy ;) Jestem bardzo zadowolona z tego co znalazłam! Kupiłam dwa sweterki - jeden za 3 zł, a drugi za 5 zł! Są ładne i w bardzo dobrym stanie, zdjęcie jednego dodaję (a co mi tam!) :) Niby ot, taki zwykły, ale jest z tak przyjemnego materiału że naprawdę, żal było nie brać. Byłam nawet zdziwiona, że na wagę wyszedł tak tanio ;)

Co do dzisiejszego menu - też pozytywnie sama siebie zaskoczyłam :) Miało być tak jak co dzień, czyli - rano owsianka, po południu jogurt i wieczorem płatki ryżowe/owsianka, ale postanowiłam znowu zacząć walczyć (przez ostatni tydzień lekko się poddałam niestety) i znowu dodałam coś, czego nie jadłam od bardzo dawna - czyli ryż. Minęły chyba ze 4 miesiące odkąd ostatnio go jadłam.. kolejny mały kroczek ;) I idąc za ciosem dodałam jeszcze kawałeczek mięska.

Pomimo tego, że objętościowo wyszło baardzo dużo i czuję się bardzo najedzona, to kalorycznie.. praktycznie bez zmian. Nie miałam pojęcia, że tak ogromny talerz jedzenia może mieć aż tak mało kcal. 

Postaram się coś jeszcze na kolację wcisnąć ;). A teraz lecę wziąć się za siebie - muszę zacząć pisać ten pierwszy rozdział pracy.. w przyszłym tygodniu spotkanie z promotorem, nie mogę ZNOWU iść z pustymi rękami. A poza tym muszę zająć czymś myśli - dzisiaj rano waga pokazała 45 kg i moja zaburzona część psychiki baaaaardzo się ucieszyła.. Dlatego jestem bardzo zdziwione (ale i dumna?) że przygotowałam i zjadłam ten obiad!  Ale przez to uczucie najedzenia (którego jak możecie się domyślać za często nie czuję) zaczynają się u mnie pojawiać natrętne myśli o wadze, kaloriach, tłuszczu i w ogóle... niby ta "normalna" i "racjonalna" część mnie wie, że te kilka łyżek zwykłego białego ryżu nie sprawi, że następnego dnia będę się toczyć zamiast normalnie chodzić, ale weź tu coś sobie przetłumacz.. No muszę sobie znaleźć zajęcie i uspokoić myśli, mam nadzieję że coś uda się napisać ;)

Dobra, dodaję menu i lecę!

1. Śniadanie - 9.00

Płatki owsiane (40g) i cynamon - 145 kcal

2. Lunch - 14.00 (duży odstęp, ale tyle mi na mieście zeszło)

ZOTT jogurt naturalny (180g), musli orkiszowe (vivi, 30g), płatki zbożowe sante (10g), cynamon - 260 kcal

3. Obiad - 17.00

Ryż biały (70g), pomidor (100g), ogórek (195g), papryka czerwona (85g), 4 rzodkiewki, kiełbasa żywiecka (20g) - 205 kcal

Jakim cudem tak mało?? Talerz wyszedł ogromny! Ale to dobrze, bo dużo witaminek, a tych nigdy za wiele :)

4. Kolacja - ?? okaże się

Razem (bez kolacji) - 610 kcal

  • Berchen

    Berchen

    1 czerwca 2019, 07:41

    hallo? jak pisze sie praca? pamietam swoj czas pisania (2 prace mgr:) , duzo pracy - potrzebuje tez energii, martwie sie o ciebie Mam nadzieje ze jest lepiej , ze nad tym pracujesz. Mysle ze nie czekaj na psychologow, ktorzy nie maja czasu a szukaj kogos jak najszybciej, potrzebujesz pomocy. Mialas napisac jak doszlo do twoich problemow - moze zbierzesz sie na wpis, moze sama analiza i opowiedzenie tez w jakims stopniu ci pomoze? Nigdy nie mialam takich problemow,mam odwrotne, ale przypuszczam ze przyczyny obu stron sa podobne - jakis stres. Co slychac?

  • braenn

    braenn

    9 maja 2019, 14:40

    Zapychanie się surowymi warzywami, to żaden krok do przodu. Jasne, że czujesz pełny żołądek, bo objętośc duża, ale kalorii prawie nic, Typowe działanie odchudzające. Czy to minimalne ilości płatków, czy surowe warzywa (nawiasem mówiąc nie w jakiejś porażającej dla normalnego człowieka ilości) to nie jest dobre odżywianie i krok w stronę zdrowia.