Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Tydzień 5.


Po tym tygodniu straciłam równe pół kilograma. Po 1 cm straciłam w biuście, talii i pasie. Reszta ciała póki co jakoś nie chciała się skurczyć :) Cieszę się bardzo z tego pół kilograma, zwłaszcza, że w weekend trochę zaszalałam. Byłam na szkoleniu, a wiadomo jak to na szkoleniach są przerwy na kawę. Do kawy zawsze ciasteczko. No i poczęstowałam się tymi ciasteczkami. W sobotę wieczorem byłam ze znajomymi w Mc'Donaldsie. Zjadłam lody. W niedzielę zjadłam chyba trzy kawałki ciasta, bo jeździłam od znajomych do znajomych i tak jakoś wyszło, że tu kawałek, tu kawałek. Może trochę za dużo tych słodyczy, ale nie żałuję, bo naprawdę potrzebowałam się odstresować i dać sobie trochę luzu. Dobrze mi to zrobiło :) W weekend też w ogóle nie ćwiczyłam oprócz niedzielnego spaceru, ale nie wiem, czy to można liczyć. Na tym szkoleniu sporo się ruszaliśmy, więc można to uznać za jakąś formę ćwiczeń :) Ale dalej sobie śmigam na rowerku stacjonarnym i robię róże treningi z YT także jest dobrze :) Stwierdziłam, że nie będę się jednak zapisywać na żadne zajęcia, bo wygodniej jest mi ćwiczyć w domu. Nic mnie wtedy nie ogranicza, bo robię sobie treningi kiedy chcę, ćwiczę w swoim tempie, tak długo, jak chcę. Nie muszę się krępować, że nie mam super wypasionych ciuchów i pędzić z pracy na łeb na szyję, żeby zdążyć na konkretną godzinę. Wiem, że na siłce są różne przyrządy i mogę przyjść o której chcę i też ćwiczyć, jak długo chcę, ale jakoś tak w domu chyba czuję się lepiej. Może kiedyś spróbuję siłowni. Na początek zupełnie wystarczy mi mój pokój, YouTube i karimata :)  I tym sposobem kasa zostaje w kieszeni, a to dla mnie ważne, bo planuję wyjechać na majówkę nad morze z przyjaciółką, więc troszkę muszę odłożyć. W ostatnim tygodniu wróciłam do mojego kawowego nałogu i potrafię wypić nawet 4 dziennie, mam zamiar znowu je ograniczyć do maksymalnie dwóch. 

Do osiągnięcia mojego pierwszego celu zostały mi trzy tygodnie i 2,4 kg do stracenia. Bardzo bym chciała, żeby mi się udało, choć przede mną okres i święta... Będę się bardzo starać, żeby nie poniosły mnie świąteczne szaleństwa. Planuję wtedy trochę więcej się poruszać, może sprawdzić w jakim stanie jest mój stary rower i dopóki nie kupię nowego pośmigać jeszcze na nim. Muszę obrać jakąś strategię, żeby wilk był syty i owca cała :) 

A Wy macie jakieś pomysły na przetrwanie świąt? Może mnie jakoś zainspirujecie :)