Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Nie spoczniemy, nim dojdziemy :)


No to zaczynam po raz kolejny... Rok temu nie wyszło. co prawda trochę schudłam, ale po świętach wielkanocnych i majówce, na której sobie na wszystko pozwalałam nie udało mi się wytrwać w postanowieniach. potem już się potoczyło. Nastały też zmiany w moim życiu, zmieniłam pracę, zmieniłam miejsce zamieszkania. Obecnie ważę jakieś 6 kg więcej niż rok temu, ale dokładnie zważę się rano i wtedy też zmienię swój pasek. Moja waga sięgnęła zenitu, ważę najwięcej z całego mojego życia. Nie mogę już tak dłużej, wszystkie ubrania zaczęły mnie opinać, czuję się ciężka, szybciej łapię zadyszkę. Poza tym w badaniach krwi wyszedł mi cholesterol na granicy normy, więc koniecznie muszę go zbić. Mam 27 lat i już takie zmartwienia... Postanowiłam spróbować jeszcze raz i nie czekać do kolejnego poniedziałku tylko zacząć od jutra.

Na początek obiecuję sobie jeść regularnie, choć może być ciężko, bo mam bardzo różne godziny pracy i trudno mi będzie zaplanować posiłki, ale zaraz to wszystko sobie rozpiszę. Po drugie pić więcej wody! Zaniedbałam to bardzo i cierpi na tym moja waga, ale także skóra, bo znacznie szybciej mi się przesusza. Także butelka dziennie to jest moje minimum. Po trzecie żadnych słodyczy, chipsów i cukru. Może wyjątkiem niech będzie niedziela, może wtedy się skuszę na kawałek domowego ciasta, ewentualnie jakieś ważne uroczystości. Po czwarte nie jeść po 19, nie podjadać między posiłkami. I w końcu po piąte - więcej ruchu. Prawie trzy tygodnie temu skręciłam kostkę, więc nie mogę jeszcze jakoś bardzo szaleć z ćwiczeniami, ale delikatnie i stopniowo będę je wprowadzać. 

Jaki mam cel? Nadal będę dążyć do 65 kg. Sporo, ale będę próbować. Może tym razem się uda. Teraz siadam rozpisać posiłki, założyć sobie dzienniczek żywieniowy i tabelę z pomiarami. Rok temu bardzo mi to pomagało, oby teraz było tak samo tyle że efekty lepsze :) 

Trzymajcie za mnie kciuki :) !