Dawno dawno temu było suuuper - zaledwie 67 kg. Potem z różnych powodów (i tu różne wymówki) urosłam do 86 kg. Byłam "ciut" za duża. Postanowiłam to zmienić i zrobiłam to koncertowo - 21 kg. Ale dieta to nie jest tymczasowy stan i po jego osiągnięciu - hulaj dusza piekła nie ma. Jak się zaczyna wpierdzielać nadprogramowo to i nie dziwi, że dupa rośnie, boki odstają, brzuch jakiś zza biustu wygląda, do autobusu trudniej dobiec, buta ciężko zasznurować... Teraz jest 73 kg. Nie chcę znowu mieć 87 kg albo i więcej. Dziś - wpierniczając ostatnią kromkę drożdżowej babki doszłam do wniosku, że jak tak dalej pójdzie to koszmarne 87 kg złapię do końca roku :( Jest silne postanowienie!!! Od jutra stop!!! Zdrowiej, lepiej, mniej :)