Sobota zeczela sie calkiem przyzwoicie od Almy ... pozniej pojechalam do psiapsioli i pochlonelam u niej chyba ze trzy garsci roznych orzechow te z kolei pobudzily moj apetyt tak, ze po powrocie do domu bylam zmuszona zjesc pare lyzek ryzu.
Pozniej byla silka ... za wiele to nie zrobilam :-( a na koniec dnia wilekie gotowanie ..
Niedziela - mily obiadek .... i juz mialo sie na tym skonczyc ... niestety byla kawka i ciacho i winko i serek do winka ...
cale szczescie, ze wazenie jest dopiero w sobote