Teoretycznie powinnam się chwalić, że zaczęłam tydzień 4, ale będąc szczerym - czy ten ostatni tydzień się liczy?
Nie mogę powiedzieć, że jest źle. Jak czytam niektóre pamiętniki to ja naprawdę trzymam się "na poziomie". Moje odchyły w porównaniu do niektórych Vitalijek (bez urazy ) to pestka. Ale i tak nie jest tak, jak sobie założyłam i to mnie najbardziej zniechęca. Takie moje własne zaniedbanie
Wszystkie cele, które sobie założyłam były realne, skąd więc ta porażka?
Najpierw ta niekonsekwencja i lenistwo. A teraz faktyczna fizyczna niemoc (pierwszy raz od bardzo dawna, czuję się przy @ jak rozjechana żaba z częstoskurczem macicy ) I mam ochotę na puste węgle i też już nie pamiętam kiedy ostatni raz miałam na nie takie parcie.
Pomarudziłam, nie powiem, żeby mi się zrobiło jakoś lepiej, ale przynajmniej nie ściemniam (wszem i wobec, ale co najważniejsze też sobie), że jest perfect....
Mam nadzieję, że za dzień, dwa, odzyskam równowagę i to pociągnę już tak, jak być powinno....