Ha! Dziś rano było 77,5 kg. W końcu się ruszyła waga... 😁 I jest poniżej 78
Ostatnio dodane zdjęcia
Znajomi (34)
Ulubione
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 129601 |
Komentarzy: | 526 |
Założony: | 5 marca 2007 |
Ostatni wpis: | 7 lipca 2025 |
kobieta, 36 lat, Augustów
178 cm, 77.20 kg więcej o mnie
Postępy w odchudzaniu
Ha! Dziś rano było 77,5 kg. W końcu się ruszyła waga... 😁 I jest poniżej 78
3. Dzień na Poście przerywanym
Dziś trzeci dzień jak jadłam w okienku żywieniowym od 10 do 18. Pracuje od 7 do 15.
Trzeci wieczór myślę o jedzeniu ale nie podjadam a rano czekam z utęsknieniem na godz. 10 😊
Zważylam się ostatnio w niedzielę i niestety waga bez zmian 78 kg. Chciałabym.wazyc ok. 70-72 kg.
a lato co raz bliżej...
jutro 2. masaż antycellulitowy -endermologia. Zrobiłam sobie prezent i wykupiłam pakiet 10 zabiegów
p.s. po miesiącu ciszy z jego strony... 3 marca spotkałam byłego partnera w drodze z pracy do szkoły córki, na parkingu, nie sądzę by miał tam powód się zatrzymać, myślę że czekał na mnie o czym z resztą mu powiedziałam... Nie zmienił przez ten czas swojego spojrzenia na... Nas. Dalej to ja powinnam być milsza dla jego syna, gdzieś go zabierać itp. a bylibyśmy dalej razem...
16.02.2023 R. Żyje w zawieszeniu
Jutro minie 2 tygodnie jak nie mam kontaktu z byłym partnerem, a nadal budzę się i zasypiam z myślą o nim. Tęsknię za tym czasem kiedy było dobrze. On mimo wszystko poprawiał mi humor i oprócz kwestii z opieką nad jego synem czułam się w jego towarzystwie sobą. Bardzo.
Zrozumialam, że jestem spokojniejsza po rozstaniu, ale nie szczęśliwsza.
Dzis zjadłam 3 paczki i 3 pieczone oponki z serem. Do tego tort urodzinowy brata. 😊 Sama robiłam, wszystkim smakował
Tort Oreo z malinową żelką. Ja sama nie mogłam się doczekać kiedy go spróbujemy. 💜
Zastanawiam się ile ważę. Nie mam wagi w domu, a są dni kiedy czuję się jak tłuścioch a są dni kiedy czuję się mega kobieco.
Zastanawiam się nad wizyta u psychologa po tym rozstaniu.
03-02-2023 r. kolejne zmiany w życiu, rozstanie
06.01.2023 r., a więc niecały miesiąc temu nastąpił taki dzień, że uznałam, iż czas zakończyć relację z partnerem. Partnerem, samodzielnym ojcem z 8 letnim synem pod jego wyłączną opieką...
Dostałam "komplement", a do dziś żadnej skruchy nie widać...
Poczułam się potraktowana niesprawiedliwie jak nigdy. Okazało się, że... nic co zrobiłam dla niego i dla jego syna przez ponad 5 lat... nie miało znaczenia :(
W ostatnim miesiącu dowiedziałam się, że nic dla nich nie zrobiłam, nie wspierałam, jestem zimna, niezbyt dobra, samolubna, zaplanowałam, że nam nie wyjdzie...
A jednocześnie, że tęskni, kocha, tyle mamy pięknych wspomnień...
Sinusoida emocji. Mój Messenger niedługo pęknie od wiadomości od Niego, czytam to, potem mnie to boli, czasem odpiszę, ale to nic dobrego nie przynosi. Był też w moim domu, zabrał rzeczy, oddał klucze, ale nie chce potem wyjść i znów - raz mówi całkiem miło, by za chwilę wbić mi szpilę.
Ja wiem, że on chciał bym była jak mama dla jego syna, ale ja tego nie poczułam, nie pokochałam jak swoje dziecko, nie byłam nadgorliwa by zdejmować z jego barków obowiązki rodzicielskie, nawet mimo tego, że... jestem kobietą...
Jestem jakąś inną kobietą niż matki Polki, dla mnie "nie wszystkie dzieci moje (nasze) są".
Od początku dystansowałam się od zastępowania mamy i od początku były naciski bym robiła więcej w tym kierunku. Nie umiem, nie chcę, nie potrafię. Mineło 5 lat, więc to nie są domysły, wiem co czuję i co jestem w stanie dać.
Dbałam o jego syna, o jego posiłki ile się udało, o czyste ubranie, o dobre zachowanie wobec innych, o spanie w odpowiednim czasie. Ale ciągle robiłam za mało.
Czuję się źle sama ze sobą, w swoim ciele.
Dziwnie się czuję, waga przed Świętami Bożego Narodzenia 75 kg, po też :)
Ogólnie już 2-3 lata utrzymuję wagę 75-77 kg, a nie mam w sobie konsekwencji by schudnąć do 70-72 kg. Za dużo zajadam stresów i jestem uzależniona od słodyczy. Niestety odczuwam co raz bardziej konsekwencje zjedzenia całej czekolady wieczorem (ucisk w żołądku z rana), problem z przespaniem nocy, często wzdęcia i opuchnięcie ciała. Tak samo po zajadaniu stresów...
Mieszkam sama z córką i w wieczory kiedy jestem sama to mnie dopada. Kiedy spędzam dzień, wieczory w towarzystwie to nawet nie mam myśli, by zjeść coś słodkiego. Choć po aktywnym weekendzie (sobota i niedziela) często w niedzielę wieczór się przejadam w swoim towarzystwie.
'04.11.2021 r. Zadomowiłam się a rodzice mają
kryzys?
Minęło 7 tygodni odkąd mieszkam u siebie, po mały się urządzam, niestety brak funduszy na wielkie i całkowite urządzanie.
Moi rodzice z którymi mieszkałam z córką chyba też przywykli do tego, że mieszkamy oddzielnie. Odwiedzam ich co najmniej 2x w tygodniu.
Stala się dziwna rzecz, mianowicie mama zaczęła mi się zwierzać z kłopotów w porozumieniu z tatą... Dziwne to jest dla mnie, a jednocześnie czuje się zaszczycona, że mi ufa. Na razie jestem słuchaczką jej zwierzeń, nie wtrącam się by coś przekazać tacie czy też skonfrontować ich. Wiele lat żyli oddzielnie, ojciec pracował za granicą, a mama ogarniała dom i trójkę dzieci, i do tego pracowała prawie zawsze. Tata jest przyzwyczajony do ciszy w domu po pracy, a teraz przeszkadzają mu choćby odgłosy z kuchni przy przygotowywaniu posiłków. A dodam, że rodzice pracują razem, a po powrocie z pracy tato siada i odpoczywa a mama ogarnia dom i jedzenie. Jest tym sfrustrowana, bo oczekuje się obiadu, a hałas przeszkadza. Salon z TV, jadalnią i kuchnią to u nich jedno pomieszczenie.
tak samo mają kłótnie o TVP, kiedy mama chce tam obejrzeć jakiś program, film (nie polityczny) to ojcu odbija na punkcie popierania PiSu, ale nie przeszkadza mu oglądanie tej telewizji kiedy tam transmitują mecz...
czekam na rozwój wydarzeń... to chyba jakiś kryzys pustego gniazda albo
nastal czas na zmianę nawyków u nich obu, przede wszystkim u ojca, który teraz jest otoczony większą ilością ludzi, rodziny i znajomych, a to powoduje hałas no i jego rozdrażnienie...
Nie wiem, czego się spodziewać?
Muszę zacząć znów pisać.
Kupiłam mieszkanie, wprowadziłam się tam z córką w tym miesiącu.
Jeszcze na kartonach, nierozpakowane, ba! nawet remont nie jest dokończony. Niestety remont jest powierzchowny, odświeżenie ścian i nowa podłogę w salonie. Na wkład własny i opłaty okołokredytowe spłukałam się, mam dług jeszcze w ludziach 2,5 tys. Za jakiś czas przydałby się porządny remont łazienki i kuchni... Albo przeznaczę kasę na swoje marzenie - powiększenie biustu - jeszcze nie podjęłam decyzji :) Póki co, oszczędzam :)
Jakoś wcale nie czuję się lepiej, szczęśliwiej teraz na nowym etapie życia. Fajnie, że w końcu mam to swoje miejsce, choć wizja opłat wyłącznie na mojej głowie mnie przeraża. Staram się nie skupiać na tych myślach. Koszt z kredytem to i tak mniej niż gdybym miała wynająć mieszkanie w swoim mieście.
Niby jestem w związku, niby nie... Przecież wyprowadziłam się od "Partnera" już 11 miesięcy temu, ale po niezbyt długim okresie rozłąki i prób ograniczenia kontaktu, spotykamy się od maja-czerwca już regularnie. Jak para można by rzec... On widuje moich najbliższych, ja jego rodzinę.
Ale uwiera mnie to, że nie tak miało być... On, Partner, również kupił mieszkanie.... Mieszkamy teraz każdy u siebie...
Sposób wychowywania dzieci nadal mamy różny, ja ograniczam tv i elektronikę swojej córce, angażuję ją do samodzielnych i kreatywnych zabaw, a jego syn nie mówi o niczym innym jak o graniu, bajkach, Allegro, laptopie, smartfonie i Ekipie... Partner to widzi, dostrzega, przyznaje mi rację, że jego syn jest męczący, niekreatywny, mega angażujący uwagę i może nawet leniwy, ale z mojego punktu widzenia nie umie nic zmienić.
Ja traktuję dzieci jak dzieci, a nie koleżankę/kolegę/znajomego. Nie uważam byśmy my doroślo na równi z dziećmi mogłi działać/decydować/ rozwiązywać sprawy dnia codziennego. To ja czuję się przewodniczką. A swoje dziecko chcę nauczyć samodzielności, uważności na innych i pewności siebie, pozwalam decydować o jej sprawach, dziecięcych (np. wybór ubrania czy butów).
Ja i córka rzadko widujemy jego syna, to moja inicjatywa, która z czasem chyba i dla Partnera stała się bardziej zrozumiała. On widzi i wie jaki jest jego syn, ale chyba czuje się bezradny...
Partner chciałby mojego wsparcia w zmianie nawyków u syna, rozmawialiśmy o tym. Ale ja nie chcę być znów "złym policjantem" w domu, który nakazuje, zakazuje, pilnuje a ojciec milczy, daje ciche przyzwolenie mnie. Nie chcę już taka być w tym układzie My dwie i Oni dwaj.
Trochę olewam wychowanie jego syna, bo to w gruncie rzeczy nie moja sprawa.... a jednocześnie mam wyrzuty sumienia, że nie jedna kobieta na moim miejscu byłaby cieplejsza i troskliwsza i wdzięczna że ma kogoś do zaopiekowania. Oczywiście dopytuję o sprawy małego, nie jest mi obojętny, ale zdecydownaie unikam z nim kontaktu, on mnie przeraża, czuję się bezradna przy nim często, bez poparcia w ojcu czuję niemoc...
Czuję się samotna mimo, że ON jest w moim życiu.
I tak to trwa. Mam świadomość, że ciągnę tę relację bez nastawienia na jakiś konkretny cel czy kierunek.
Dziś wspólne mieszkanie z jego synem mnie przeraża... Nie wyobrażam sobie tego. A jednocześnie przy NIM, przy Partnerze czuję się dobrze jak nigdy, zaopiekowana, zadbana, kochana. I moje serce należy do niego...
Albo on albo nikt inny - tak myślę. Jednocześnie nie umiem wziąć na swoje barki jego syna... :( Jednocześnie boję się deklaracji i o nich marzę...