97 kilo. Mam nadzieję, że nigdy już do tego nie wrócę.
Znajomi (10)
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 67417 |
Komentarzy: | 378 |
Założony: | 30 kwietnia 2010 |
Ostatni wpis: | 21 marca 2015 |
Postępy w odchudzaniu
Zapomniałam napisać o wczorajszej wizycie u teściowej. Ostatnio mamy troszeczkę na pieńku, bo nie przyjechała na urodziny do mojego starszego syna i się na nią obraziłam. Poza tym wkurzyłam się, że jak do niej przyjadę to ciągle bachory siostry mojego męża latają po chałupie i nawet nie ma jak usiąć i kawy wypić. No i wczoraj musiałam jechać, żeby zawięźć ładowarkę, którą jego siostra dostarczy mu, bo tam do nich na urlop jedzie. Zadzwoniłam wcześniej, żeby się zapowiedzieć. Myślałam, że może mamciosia wyjedzie bachorów pilnować, ale nie. Co więcej, zajeżdżam do nich a tu... niespodzianka. Na stole w kuchni stoi jeszcze cieplutkie ciasto (szarlotka). Skusiłam się na jeden kawałeczek (mikroskopijny) ale czuję się usprawiedliwiona, bo teściowa ciasto zrobiła dietetyczne - więcej tam było jabłek niż ciasta. No i po prostu byłam w szoku. Potem poprosiła, żebyśmy zostali na kolację i na koniec zaprosiła nas dziś na obiad podkreślając, że będzie kurczaczek (też dietetycznie). Obiecałam, że przyjadę. Tak naprawdę to robię to też dlatego, że nie chce mi się w niedzielę w garach mieszać.
No i proszę, czasem i z teściowej człowiek wyjdzie.
PS. Jestem uzależniona od Vitalii, ale może to dobrze, bo jak czytam wasze historie, to mnie to bardzo mobilizuje i odzyskuję wiarę, że mnie też się uda.
Wczoraj drugi dzień z rzędu nie napadłam wieczorem na lodówkę. Weszłam dziś oczywiście na wagę i wodok mnie nie zachwycił, ale dziś lub jutro powinna pojawić się @ więc może to z tego powodu.
Najgorsze jest to, żę od czasu jak wyjechał mój mąż chodzę jak poobijana. Nic mi się nie chce, niezborna jakaś taka jestem. Generalnie wszystko jest dziś do bani, PMS jak drut.
Udało się. Wczoraj wieczorem grzecznie zjadłam rybkę na kolację (tak koło 18.30) napiłam się ciepłej herbatki miętowej i ... to był koniec. Nie było wieczornego obżarstwa, z czego jestem ogromnie dumna. Teraz mam nadzieję utrzymać tę zasadę. W poniedziałek ważenie, mam nadzieję pożegnać tę 8 z przodu już za niedługi czas. Tak bardzo chciałabym już mieć 7 z przodu. Niech to będzie 79,9 ale żeby nie 80.
Dziś wstałam o 6.05 rano. Posprzątałam, uprałam, wywiesiłam pranie, ugotowałam obiad. A tu dopiero 13. Męża nie ma i strasznie mi się ten dzień dłuży. Po południu muszę jechać do teściowej, bo siostra męża jedzie do swojego (oni są razem z moim mężęm) no i muszę zawieźć ładowarkę, któej mój ślubny zapomniał jak wyjeżdżał. Nie mam ochoty widzieć się z teściową. Zadzwoniłam i uprzedziłam, że przyjadę, może pojedize do córusi dzieci pilnować, wtedy zostawię ładowarkę babci i nie będę musiała udawać, że wszystko jest w porządku. Bo nie jest.
Wczoraj niestety znów miałam napad wieczornego obżarstwa i oczywiści ogromne wyrzuty sumienia potem. Dziś od rana dietkowo ale trochę też z przymusu, bo dostałam jakich żołądkowych boleści. Zatem nawet nie mogę za dużo zjeść. Popijam miętę z rumiankiem i jem sucharki.
Odebrałam dziś wyniki i poszłam do lekarza. Okazało się, że jestem zdrowa. Wsyzstkie wyniki w normie. Pani doktor powiedziała, że musiałam mieć jakąś lekką infekcję i że w centrum krwiodawstwa mają bardzo wyśrubowane normy dla dawców i dlatego pewnie to wyszło. Przy okazji badań odwiedziłam ginekologa, zrobiłam cytologię i poprosiłam o usg. Tam też wszystko w porządku. Czuli Jestem zdrowa.
Obym tylko dziś nie napadła na lodówkę wieczorem, to wsyzstko będzie dobrze.
Jakoś dziś wszystko mnie przerosło. Od kilku dni przymierzam się do diety. Chciałam wrócić do Dukana, ale wszystko na marne. A moją słobością jest wieczorne obżeranie się. Cały dzień jest dobrze, a wieczorem dostaję napadu wilczego głodu i pochłaniam co mi wpadnie pod rękę. Jestem słaba i nie mogę znaleźć w sobie tyle siły, żeby powstrzymać się wieczorem od jedzenia. Możę to dlatego żę mąż wyjechał i czuję się osamotniona.
Dziś było ważenie i to co pokazała waga nawet mi się spodobało. 83,4 kg, to już tylko 400 g do tego co mam na pasku. Nie przesuwam go bo mam nadzieję, że w przyszły poniedziałek znowu powędruje w dół.
Dziś rano nie mogłam spać, obudziłam się około 3 nad ranem i po chwili przewracania się w łóżku postanowiłam popracować. Wylazłam i podreptałam do biurka. Nawet udało mi się trochę popisać papierów. Mam zaległości w mojej "pracy". Jutro mąż wyjeżdża i znów zostanę sama. Chłopcy do szkoły, będę siedzieć sama jak kołek. Tylko, że to będzie ostatni miesiąc w domu. Jeśli wszystko dobrze pójdzie do 10 października będę już miała swój biznes. Trochę się stracham, bo zaczynam od zera. Nie mam klientów, kontaktów po prostu nic. A miesiąc szybko zleci i czynsz trzeba będzie zapłacić. Ale muszę być dobrej myśli. W piątek dzielili kasę w Urzędzie Pracy. Dziś albo jutro będę wiedziała czy ją dostałam. Czekam trochę nerwowo.