Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Mam opisać siebie? Hihi, przeciętna obywatelka naszego pięknego kraju, pracująca, wychowująca syna i mająca kochanego faceta. Niby wszystko normalnie, ale ta wielka dupa odróżnia mnie od innych normalnych:)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 104594
Komentarzy: 1026
Założony: 26 stycznia 2011
Ostatni wpis: 19 lipca 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Pyniowa

kobieta, 47 lat, Warszawa

165 cm, 104.20 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

18 maja 2017 , Komentarze (3)

Szybki wpis, może one mnie zmuszą do pilnowania siebie. 

Od dwóch dni pracuję praktycznie po 18 godzin na dobę, bo mam małe zlecenie i nie mam czasu myśleć o diecie (lub jej braku). Dziś ostatni posiłek jadłam około 19:30, jest 2:30 i zaczynam być głodna. Nawet nie zgrzeszyłam za bardzo, porcje były małe, jakość posiłków na 4+ (zjadłam mikro batonika B-ready i jedną kulkę sorbetu (zakupy w Galerii). A tak to ryba, warzywa, zwykłe śniadanie i zupa pomidorowa mojej roboty. 

Dobra, lecę spać, jestem nieprzytomna, a jutro znów rano pobudka. Dobranoc (spi)

15 maja 2017 , Komentarze (4)

Zgodnie z sugestiami, na razie wprowadzam metodę małych kroczków. Jest milion razy lepiej niż jeszcze w weekend, ale do ideału mi brakuje. 

Śniadanko ok, drugie śniadanko też fajnie, ale potem długa przerwa i obiad o 20:00. Późno :( Trzeba jednak przyznać, że dziś zaszalałam, bo zupę jadłam w filiżance, a drugie danie na talerzyku deserowym. To spore zmniejszenie porcji, ale nadal ilość posiłków i ich godziny pozostawiają wiele do życzenia. Nie ma tragedii, ale jutro muszę poukładać te posiłki (pomysl)

Ok, drogie Panie, dobranoc... i do jutra (spi)

14 maja 2017 , Komentarze (12)

... jak widać wiele razy. Kurde to nie jest takie proste. Powiedzieć alkoholikowi - "od dziś nie pijesz"... "ok". Tak się nie da. 

I fakt, jestem słaba, nie mam silnej woli i szybko rezygnuje. No cóż, nie każdy jest taki silny i wytrwały jak Wy...

Dobra, tyle biadolenia. Teraz fakty. Dziś po raz pierwszy raz od dawna kładę się spać nie nażarta. Zjadłam dziś na obiad sałatkę, na kolację sałatkę. Generalnie sporo zielska, które nie zalega mi w żołądku. Oby tak dalej. 

Idzie lato, sezon na owoce i warzywa, będzie łatwiej :)

Dobranoc Paniom (pa)

13 maja 2017 , Komentarze (3)

Dziewczyny dziękuję za słowa otuchy 8). Myślałam, że po tylu latach walki z wiatrakami nikt nie będzie już traktował mnie poważnie. Taki sobie przegraniec... a tu takie miłe słowa. 

Dziękuję! 

Gdyby to co piszecie było jednak takie proste. Cukier... cholera, przypominam skrzyżowanie hipopotama i wieloryba, ale ja nie lubię słodyczy. Na sam widok czekolady mam odruch wymiotny, a ciastka mogą u mnie w domu leżeć tygodniami. Lubię czasami tylko zjeść loda (bez czekolady bo jest fuj) lub owoce. 
Zaprzyjaźniona jestem także ze zdrową żywnością, lubię zielsko, sałatki, chude drobiowe mięsko (dobrze doprawione ziołami), ryby... No książkowa dieta fit....ale.... 
... no i jest to ale... wszystko to zjadam w dużych ilościach. Potrafię zjeść dwa lub trzy naleśniki razowe ze szpinakiem i sałatką na obiad... ale potem, jeśli zostaną mi jakiś na następny dzień, będę o nich myśleć dotąd, aż je za godzinę czy dwie dokończę, niezależnie od tego czy jestem jeszcze głodna czy nie. A potem będzie mnie męczył zapchany żołądek i kac moralny! To nic innego jak tylko nałóg. 

Jestem żywym przykładem, że można być spasioną świnią na całkiem lightowej diecie (szloch) Do dupy z tym wszystkim...

13 maja 2017 , Komentarze (8)

Dawno mnie tu nie było. Trzeba było poukładać wiele rzeczy i wiele spraw. Plany naprawcze zrealizowane i związek przeżywa "drugą młodość". Niby na każdej płaszczyźnie jest ok, gdyby nie moja pieprzona waga. 

Tej suki nie da się poprawić. Musiałabym wylądować w jakimś zamkniętym miejscu o suchym chlebie i wodzie. Inaczej zawsze będę gruba :/ 

Pieprzę to, pierdzielę! A schudnąć się nie da, no nie da się. Żarcie to nałóg, jak chlanie i ćpanie i jeśli ktoś myśli inaczej, nie zna się! 

Wróciłam, ale sama nie wiem po co. Nawet nie wiem ile ważę, waga trafiła do śmietnika. 

Czy to coś da? Zaczynam w to wątpić :(

5 września 2014 , Komentarze (8)

No to skończyła się sielanka... i z tego co patrzę wokół to dopada nie tylko mnie. Już od kilku miesięcy bywało gorzej czy lepiej, ale ostatnio to przekracza wszelkie pojęcie. 

Czy faceci nie mogą być normalni? Czy my od nich za dużo wymagamy? Mnie się do tej pory wydawało, że nie byłam typem zaborczej baby typu "o której wrócisz, z kim idziesz", czyżby się to teraz na mnie mściło?

Teraz to już w ogóle czuję się jak mebel "komoda przydatna jest, ale przecież tu stoi i stoi i nigdzie mi nie ucieknie, a ja sobie pożyję".

5 pierwszych lat było super, potem jakieś tam zgrzyty, ale zawsze kończyło się happy endem. Teraz mam ochotę go po prostu spakować. Czuję się jak piąte koło u wozu, a on przeżywa drugą młodość. Ma nowych znajomych, chowa przede mną fb, mówi półsłówkami  przez telefon, przez cały czas w liczbie pojedynczej - ja zrobiłem, ja byłem, ja zjadłem... nieważne że robiliśmy coś razem, on przed kolegami i koleżankami zachowuje się jak singiel. Robi wszystko bym ich nie poznała, czasami czuję się jak jego wstydliwy sekret, którym nie należy się chwalić nowej "ekipie". Kupił sobie ostatnio gitarę bo stwierdził, że będzie uczył się grać, ćwiczy, spędza średnio po 18 godzin po za domem, bo po pracy MUSI iść pogadać z kumplem, bo on taki biedny, samotny i nieszczęśliwy. A ja widuję go głównie jak śpi. 

Powiecie zdradza mnie, nie..... to nie to.... to jakieś zmęczenie materiału, rutyna... próbuję robić dobrą minę do złej gry, ale zaczynam popadać w paranoję, jestem zazdrosna o każdego sms-a, telefon, znajomych... czuję się odtrącona i zdegradowana do roli lodówki, pralki czy kuchenki. Prawie nie sypiam, prawie nie jem (to akurat dobrze, bo już odczuwam skutki).

Próbowałam o tym z nim rozmawiać, ale to się kończy awanturą z jego strony - że przesadzam, że się czepiam i dlatego nie chce mnie nigdzie brać. Tylko, że jak jestem miła, uśmiechnięta jakoś nie czuję różnicy i chęci integracji. 

Co ja mam kurna zrobić? Do niego nie dociera, że mimo że jestem z nim jestem samotna i zamiast faceta w domu mam lokatora.

Dziewczyny, czy to początek końca? Jak to ogarnąć żeby było jak dawniej? Da się w ogóle?

23 kwietnia 2014 , Komentarze (6)

Pytacie o co chodzi? Nie napiszę tego na forum całej vitalii. Tusza to obecnie mój najmniejszy problem a kawał dobrego ciasta to ostatnio mój jedyny kumpel. Nie mam ani czasu ani motywacji do odchudzania. 

Muszę zmienić kilka rzeczy w swoim życiu bo potoczyło się ono w ostatnich miesiącach nie tak jak chciałam. A miało być tak pięknie....

Nie wiem jak się za to zabrać...

No to tyle, dlatego nie ma mnie na portalu od kilku miesięcy i chyba jeszcze nie będzie. Nie mam po co się odchudzać, służba nie musi być atrakcyjna tylko użyteczna...

22 kwietnia 2014 , Komentarze (14)

Tu już nie chodzi o bycie grubą, posypała mi się pewność siebie, motywacja i całe życie. Mam dość tego kim jestem, z kim jestem i jaka jestem. 


A nie mam jaj i nie mam siły żeby to zmienić. Nawet nie mam odwagi by poprosić o pomoc specjalistę i zapytać co zrobić. 

Nosi mnie... szlag mnie trafia.... aaaa szkoda gadać!

20 września 2013 , Komentarze (4)


Cóż za zestaw.... grill i czekoladowa bombonierka. Akurat dla dietkującej, ale po kolei...

Dziś moje kochanie spontanicznie wpadło na pomysł zrobienia grilla. Fakt, pogoda coraz brzydsza, to ostatni gwizdek na zabawę. Pretekstem do ucztowania stała się wizyta jego kolegi.
Pojechaliśmy do sklepu i co? Panowie do koszyka wrzucili chleb, kiełbasę podwawelską i piwko, po czym równym marszem ruszyli do kasy.

Dorwałam ich z koszykiem już przy kasie, a potem zrobiłam karną wycieczkę (wiecie jak faceci lubią zakupy typu "pomyślmy co by tu jeszcze wziąć") po sklepie.
Wpierw zaliczyłam dział mięsny i kupiłam piersi z kurczaka a potem poleciałam do alejki z warzywami. Między pomidorami, a papryką zaczął trafiać ich szlag i usłyszałam bardzo wymowne słowa mojego narzeczonego:
"Widzisz co ja tu muszę znosić".
Nie odpuściłam i do koszyka trafiały kolejne produkty na sałatkę.

Jako, że miałam dziś sporo pracy wszystko do grilla przygotował mój man, łącznie z tą nieszczęsną sałatką (kapusta pekińska, pomidory, ogórki, papryka, szczypior i sos na bazie oliwy i cytryny).

Dzielnie dziś walczyłam z pokusami, ale na grillu zgrzeszyłam i to 3 razy - prócz grillowanej piersi z kurczaka i sałatki zjadłam 3 pieczone kromki chleba z masłem czosnkowym własnej roboty (znaczy roboty mojego chłopa). Ech... no nie mogłam się powstrzymać.

Prócz grilla zjadłam normalne śniadanie, a na pseudo kolację trochę winogron. To wsio, choć w lodówce została jeszcze sałatka i pierś. Ale nie, zjem ją sobie jutro na śniadanie! Nie zepsuje się.

Aaaaaaa... bombonierka... znajomy, który wpadł  z wizytą ostatnim razem obiecał mi kwiaty. Jak zobaczyłam wielką bombonierkę z różami nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać. Dowcipniś  !!

Na całe szczęście nie lubię czekolady... i bombonierka trafiła na regał do ciastek i innych słodkich pierdół syna. Nie, nie... ja tego nie podjadam. Po prostu nie lubię. Ze słodyczy to ja najbardziej lubię... sushi, pizzę, ewentualnie dobrą zapiekankę z pieca z dużą ilością ciągnącego sera. Ciasteczka w ogóle na mnie nie działają. 

Wiecie co baby jutro się chyba zważę, najwyższa pora... ciekawe ile mi przybyło. Rok temu ważyłam 127,1 kg :)


19 września 2013 , Komentarze (2)


Nie mam siły na elokwentny wpis. Padam na twarz!

Jest 01:11 i jestem tak głodna, że już 6 razy zaglądałam do lodówki.
Na szczęście szybko ją zamykałam.
Zjem porządne śniadanko, to przestanie mi burczeć w brzuchu.

A co do wczorajszej opowieści o bocianie... wciąż działa. Mało dziś jadłam, mało... znacznie mniej niż przed kilkoma dniami. Jest zatem nieźle.

Lecę do łóżka, padam... dobranoc!