Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Mam opisać siebie? Hihi, przeciętna obywatelka naszego pięknego kraju, pracująca, wychowująca syna i mająca kochanego faceta. Niby wszystko normalnie, ale ta wielka dupa odróżnia mnie od innych normalnych:)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 104605
Komentarzy: 1026
Założony: 26 stycznia 2011
Ostatni wpis: 19 lipca 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Pyniowa

kobieta, 47 lat, Warszawa

165 cm, 104.20 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

17 września 2013 , Komentarze (4)

Wczoraj późną nocą buszowałam po portalu, przeglądałam pamiętniki znajomych. Mało je komentuje za co was przepraszam, ale jak widzę samo menu to jakoś nie wiem co napisać.

Przeglądam wczoraj wasze wpisy i nagle w skrócie widzę: TO DLA PYNIOWEJ!
Kurcze, myślę sobie, 100 lat mnie tu nie było, większość znajomych, które znałam też dały drapaka, a tu taki wpis.
Włażę zaciekawiona co mnie spotka, a tam rysunek bociana, który próbuje zjeść żabę, a ta w akcie desperacji dusi swojego oprawcę i podpis: NIGDY SIĘ NIE PODDAWAJ!

Biorąc pod uwagę moje upodobania, powinnam być raczej tym bocianem, ale załapałam aluzję .

Aż mnie zatkało! Kurcze, w czyimś pamiętniku było coś o mnie, zazwyczaj to pisze się o sobie, dla siebie, a w komentarzach spodziewa się odzewu, a tu taka niespodziewajka....

I wiecie co? Nagle poczułam, że to wszystko nie jest takie anonimowe i czasami dziewczyny naprawdę się interesują naszymi perypetiami z odchudzaniem w roli głównej.

Ten cholerny bocian prześladował mnie dziś cały dzień. Normalnie jak zaglądałam do lodówki przypominał mi się rysunek i ją zamykałam. Głupio tak było przed bocianem : )))))))))))

Efekt tego taki, że zjadłam śniadanko, potem obiad o połowę mniejszy w porównaniu do tego jaki sobie wczoraj nałożyłam i na kolację trochę winogron. Głodna nieco jestem, ale to miłe burczenie w brzuchu.

Ciekawe jak długo bocian będzie działał. Dzięki TWEETY6711

17 września 2013 , Komentarze (2)

Nerwy mi opadły i dziś znów zaczęłam zastanawiać się nad tym co pakuję do gęby... prawie .

Generalnie śniadanko na plus... serek, warzywka, ciemne pieczywo... no... śniadanko dietkującej jak się patrzy, a potem... długo, długo nic.
Koło 16:00 wsunęłam kawałek zapiekanki i zapiłam latte (nie było mnie dziś pół dnia w domu), a na koniec koło 19:00 gdy wreszcie doturlałam się do domu, na kolację wypiłam miskę czystego barszczu czerwonego (i to znów na plus) z pasztecikami (no i tu na minus). Pasztecików było 8, wielkości ok. 4 x 4 cm. Niestety jak to bywa z pasztecikami były z ciasta francuskiego.

Pan Bóg mnie jednak za nie chyba ukarał bo mam teraz zgagę jak cholera i piję już drugą miętę.

Jutro muszę jeszcze bardziej się postarać... tiiiaaaa... obiecanki, cacanki ...

16 września 2013 , Komentarze (4)

No i co? W czwartek po dłuższej przerwie wpadłam tu z nadzieją, że to może już ten moment, ale gdzież tam. W piątek pokłóciłam się ze swoim manem, w sobotę do ognia oliwy dodała rozmowa z matką i odchudzanie diabli wzięło. Nawet nie pamiętam co jadłam w weekend. W sobotę na pewno sushi, ale wczoraj... chyba coś wszamałam w przelocie. Posiłków było może po 2 na dzień, a stresów po milion.

Rany, żeby się móc odchudzać, trzeba by wyprowadzić się na bezludną wyspę - bez rodziny, bez stresów, bez kłótni i tylko myśleć, co jeść, a czego nie jeść... A tak to wielka dupa z tego całego odchudzania.

Może dlatego, że ja nie umiem skupiać się na kilku rzeczach na raz. Jak myślę o diecie, zdrowiu i tym wszystkim odcinam myśli o reszcie, ale jak mi ktoś napsuje krwi i zaczynam myśleć o tamtym, znowu myślenie o diecie odchodzi w niebyt.

Paranoja! A nie można po prostu być chudym? Znam tyle ludzi, którzy żywią się pizzami, fast foodami i słodyczami, a przypominają przecinki. To jest cholera niesprawiedliwe!

13 września 2013 , Komentarze (17)

Cześć laski.

Tak wpadłam po... chyba pół roku. Nadal gruba, nadal z mocnym postanowieniem schudnięcia, który tylko na tym się kończy... czyli wszystko bez zmian.
Pięćdolę to wszystko, nie mam silnej woli, nie umiem się zmotywować i nie umiem schudnąć.
Byłam gruba, jestem gruba i będę gruba. Znaczy u mnie nic nowego.

Nawet nie wiem ile teraz ważę, może tyle co poprzednio, może więcej... ciuchy niby ubieram te same, ale cholera wie jak to jest.

Jak wy to kurna robicie, że umiecie się zmobilizować?
Mnie musieliby zamknąć w jakiejś klatce o sałacie i wodzie... może wtedy bym schudła.

Jestem na siebie wkur***na i mogę się założyć o spore pieniądze, że znów tu z Wami jakiś czas posiedzę a potem zniknę "bo mi się znudzi zabawa w odchudzanie".

No szlag....

23 października 2012 , Komentarze (10)


Czuję, że mnie dopada - jesienna chandra. Widzę, że zarzucam dietę, ciągle mam zły humor, chodzi mi po głowie myśl "na pewno się nie uda". No po prostu jedna, wielka dupa.
Właśnie zajadam bułeczkę ze śliwkami i zapijam kawką z mleczkiem. Wczoraj musiałam sobie wieczorem kupić kawałek szarlotki, bo miałam doła.
Nienawidzę jesieni - szczególnie takiej.
Coś czuję, że dietę diabli bierze... do dupy z tym do dupy, do dupy!
Nawet na wagę nie wchodzę, bo ją wypierdylę przez okno!

Nie dość, że mam chandrę to mnie nosi. Ostatni weekend byłam znów na grzybach. Efekt super, grzyby i borówki na święta porobione.
Ten weekend chyba spożytkuję  na porządki, bo mój portfel zaczyna niedomagać przez te moje odjazdy, ale w długi weekend chętnie bym gdzieś się ruszyła.

Znacie jakieś fajne miejsca na jesień?
By było miło, przytulnie i dla dorosłych i dla nastolatka?

17 października 2012 , Komentarze (4)

W piątek pojechałam na grzyby, była tak piękna pogoda, że wynajęliśmy z moim kochanie pokój w hotelu i zostaliśmy na dłużej. Oczywiście nie wzięłam ze sobą lapka a smartfon to dla mnie za mądre urządzenie by na nim dłużej pobuszować.
Wróciłam wczoraj wieczorem i nie miałam już siły się meldować. Dziś to czynię :)

Przez ten cały wyjazd się nie ważyłam wczoraj, dziś też zapomniałam, jutro to zrobię, ale nie mam złudzeń, będzie na plus bo dziś do mnie @ przyszła.
Ech... ale dobrze, że nie na wyjeździe bo chyba by mnie całkiem szlag trafił.

Co do grzybków to średnie zbiory - jakieś 3 kg ...może. Za to malutkie i nierobaczywe. Wszystko poszło do zamarynowania. Dwa litrowe słoje czekają na Boże Narodzenie. Ale będzie wyżerka... hihihi....

Ok laski, wracam do pracy, bo mam sttrraasszznneee zaległości, poczytam co u Was wieczorkiem.

Buziaki i miłego dnia.

11 października 2012 , Komentarze (6)



Ostatnio kompletnie nie mam czasu na ten pamiętnik, ale dziś zasiadłam z kawką do niego. Miałam wczoraj wejść i się poskarżyć Wam, że jestem pełna po zbyt obfitym obiadku, ale kolega do mnie zadzwonił, że ma zaproszenia na pokaz przedpremierowy filmu Bitwa pod Wiedniem i tyle było z mojego siedzenia przed kompem.
Nie ma jednak tego złego co by na dobre nie wyszło, bo jak wracałam z kina o 22:00 byłam już puściutka jak bębenek i grało mi marsza w kiszkach. A w kinie wypiłam tylko sok z wyciskanych owoców

A film... eee... no... ten teges... tak kijowych efektów specjalnych nie widziałam jeszcze w filmie z XXI wieku. Przez to film zrobił się wręcz groteskowy i nie czułam tych całych emocji historycznych. Elementem komediowym była na pewno rola Adamczyka. No cudny był, cała sala się brechtała jak tylko była z nim jakaś scena. Ogólnie nie nudziłam się więc film nie był najgorszy.

Teraz zmykam do kuchni zrobić sobie śniadanie - cholera nie miałam do tej pory kiedy je zrobić, a potem pracuję do nocy z pocie czoła, bo jutro robię sobie wolne i jadę bladym świtem na grzyby!


Dziewczyny, zaniedbuję was, przepraszam, ale staram się patrzeć w koryto co jem i nie poddaję się.

8 października 2012 , Komentarze (13)



Długo nic nie pisałam, bo miałam pełne ręce roboty.
Przeprowadzka członka rodziny się udała, jednak tamten tydzień dietowo zmarnowałam w 100 %.
Utyłam przez tydzień 0,8 kg.
Ale cóż się dziwić skoro z braku kuchni i garnków musiałam żywić się zamówionym jedzeniem. A to sushi, a to chińczyk, a to jakaś drożdżówka na śniadanie.

Na całe szczęście dziś wróciłam do "normalnego trybu" i znów dietkuję. Ciekawe czy uda mi się schudnąć do paseczka. Mam takową nadzieję.

W nagrodę, że tak dobrze się sprawiłam (nie, nie, nie piszę o diecie tylko o przeprowadzce) w weekend kupiłam sobie perfumy, a dokładnie wodę perfumowaną.
Latałam po perfumerii i niuchałam co się da. W końcu przydybała mnie "w czym mogę pomóc" i zaczęła podtykać pod nos karteczki.
Dobrze, że mieli kawę do wąchania, bo przewąchałam chyba cały sklep. W końcu drogą eliminacji zostały mi trzy karteczki.... potem dwie.... a potem tylko już jedna.
Śliczne, delikatne perfumy, z nutą owocową, lekko słodkie - normalnie mój typ. Powiedziałam, że biorę te i poszłyśmy po flakon.

Dziewczyny, czegoś tak koszmarnego nie widziałam !!!

Kopara mi opadła i zaczęłam się zastanawiać nad zakupem. Ta butelka nie była brzydka, ona była paskudna. Festyn to mało powiedziane!
Zapach w środku mnie jednak przekonał i kupiłam je... stoją jednak w pudełku, bo jakoś nie mam serca ich trzymać na widoku.


DOT MARC JACOBS



Biedronka z korkiem w kształcie plastikowego, festyniarskiego kwiatka, do tego koraliki, perełki... nosz kur**, czego nie ma na tej butelce!
Koszmaronek!!!


Ale wiecie co, wszystkie perfumy tego projektanta są w paskudnych buteleczkach więc czego ja mogłam się spodziewać po nowym zapachu. Pachnie jednak całkiem, całkiem ładniusio.

1 października 2012 , Komentarze (8)


Jedne dziewczyny rozprawiają na portalu o swoich problemach. Ja mam teraz sporo spraw na karku, ale jakoś nie mam ochoty dzielić się problemami na łamach internetowego pamiętnika.
Nerwy mam jak cholera i muszę w najbliższych dniach sporo zrobić. Normalnie mnie aż nosi.
Oczywiście wpadam tu poczytać wasze pamiętniki, trochę w ramach relaksu, ale spowiadanie się z codziennego menu teraz nie dla mnie.
Wciąż jednak staram się trzymać diety i nie poddaję się. Dziś co prawda zjadałam 3 płaty śledzia marynowanego z oleju na 2 śniadanie, ale jednak obiad był lightowy - pomidorówka z ryżem i od 17:00 już nic nie jadłam.

Nawet wpakowałam dziś dupsko na wagę i znów mogłam odrobinę machnąć paseczek.
Przed @ było 126,6, potem w czasie @ wzrosło do 127,1, po @ spadło do 126,8, a dziś waga pokazała 126,4. Niby spadek jest, ale jak dla mnie bardziej waga kręciła się w kółko.

Najbliższe dwa dni będę miała bardzo pracowite fizycznie, to może jeszcze coś spadnie
Ok, ja śmigam spać, dobranoc kobitki.


28 września 2012 , Komentarze (9)


Miałam dziś pójść wcześniej spać, ale poleżałam z godzinkę i mnie taki ból żołądka wyrwał z łóżka, że masakra.
Syn mi się rozłożył, on na zupce, a ja chciałam sobie zrobić coś innego. Usmażyłam kawałek łososia, a do tego kupiłam colesława. Data ważności była ok i sałatka generalnie spoko, ale teraz jest mi po tym obiedzie najnormalniej w świecie niedobrze !
Nie wiem, czy to ten łosoś, czy  sałatka, ale czekam na wodę i mam zamiar zaparzyć sobie mocną miętę.

Mimo, że prócz tego obiadu (o 16:00) i śniadania około 9:00 nic nie jadłam brzuch mam jak ciężarna - wywaliło mi go jakbym połknęła całego prosiaka. Niemiło mi się też odbija....ogólnie koszmarnie się czuję !!

Jutro chyba czeka mnie dzionek na sucharkach i mięcie żeby podkurować żołądek.
Wczoraj  zgodnie z obietnicą
się zważyłam. Przed @ było 126,6, w czasie jej trwania 127,1, a wczoraj 126,8, czyli ogólnie do dupy! A tak chciałam paseczek sobie ruszyć....
... ech...

No nic, siorbiąc miętkę piszę Wam dobranoc. Jutro, pomimo, że sobota czeka mnie ciężki dzień.
Trzymajcie za mnie kciuki, żeby wszystko wyszło po mojej myśli.