Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Mam opisać siebie? Hihi, przeciętna obywatelka naszego pięknego kraju, pracująca, wychowująca syna i mająca kochanego faceta. Niby wszystko normalnie, ale ta wielka dupa odróżnia mnie od innych normalnych:)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 104943
Komentarzy: 1026
Założony: 26 stycznia 2011
Ostatni wpis: 19 lipca 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Pyniowa

kobieta, 47 lat, Warszawa

165 cm, 104.20 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

26 września 2012 , Komentarze (4)


Zimno jest jak cholera, a łóżko do mnie mówi "choć, choć, rozgrzejesz się". Ono jest takie przekonujące, że nie jestem w stanie się mu oprzeć.
Nie chce mi się marznąć przy kompie dlatego upłynniam się pod kołderkę.
Skończyła mi się @ i jutro chcę kontrolnie wejść na wagę, co tam w trawie piszczy.

Dobranoc kobitki.


25 września 2012 , Komentarze (12)


Dziś na obiadek zaplanowałam kurczaka w sosie czosnkowo-serowym, do tego ryż i sałatkę - jak zawsze z różnego rodzaju zielska.
Ryż od dawna kupuję firmy Britta i dziś rano ryż tej firmy znów trafił do koszyka. Niczym się nie różnił od pudełek stojących obok na półce. Był całkiem zwyczajnie zaklejony. Stan dosłownie nienaruszony!

Przyszłam do domu, zagotowałam wodę, otworzyłam pudełko a tam.... hmmmyyyy... dziwna sprawa..... wyjmuję paczkę ryżu, a ona jest w szlaczki. Myślałam, że zrobili nowe opakowanie, takie ładne czarne fale...
Wyjmuję jednak drugą paczkę, a ona biała i zwyczajna. Kolejna też biała.
Zaczęłam się zastanawiać, czy nie ma jakiejś promocji i czy to nie jest jakaś bonusowa paczka. Na pudełku nic nie było napisane.
Zaczęłam się przyglądać tym szlaczkom i wiecie co ....... to były paski namalowane markerem. Paczka od zewnątrz była po prostu po bazgrolona wodoodpornym mazakiem!!! Ale to nie koniec.
Zaczęłam się interesować felerną paczką ryżu, bo i folia mi nie pasowała. Wiecie jakie było moje zdziwienie jak się okazało, że ta paczka jest nie tylko porysowana markerem, ale i zaklejona taśmą klejącą, taką zwykłą papierniczą taśmą klejącą.
Myślałam, że mnie szlag trafi. Wsadzili do paczki taki bubel.
W między czasie wrzuciłam do wody 2 inne paczki i już nie chciało mi się iść z reklamacją, ale tej firmy ryżu już nie kupię !!!!

No to, smacznego

Co do dietki, to obecna, choć dziś chyba w tym stresie zjadłam górę sałatki - górę i jeszcze dokładkę. Obiad - spory obiad był o 16:30, od tamtej pory nic już nie jem, ale o dziwo nie jestem głodna!
Ja chyba jem za duże te obiady. Dopycham się zielskiem jak królik, choć i grzanki są w tej sałatce. Może to one :)))))

24 września 2012 , Komentarze (6)


Kolejny dzień @ i nie mam kompletnie nastroju, nawet na pisanie pamiętnika.
Dietkować jednak dietkuję.
Na śniadanko zjadłam jajecznicę z bułeczką wieloziarnistą, pomidora z jogurtem i kawusię.
Na II śniadanko sałatkę z tuńczyka i ciabatkę z oliwkami.
Na obiad 6 pierogów ruskich i buraki na ciepło. Obiadek zjadłam koło 16:00 i od tamtej pory siorbię zieloną herbatkę na zmianę z kawką.
Głodna jestem jak cholera, coś bym zjadła, ale z drugiej strony mam tak spuchnięty brzuch jakbym wciągnęła całego indyka.
Wczoraj też dietkowałam... więc jakoś to idzie do przodu, gdyby nie ta @.

Dziś się zważyłam. Było do przewidzenia, że będzie na +. Ostatnio było 126,6, dziś 127,1, czyli przez @ jestem cięższa o 0,5 kg. No trudno, trzeba to jakoś przeboleć. Mam nadzieję, że za tydzień będzie lepiej.

Lecę spać dziewuszki, sorki, że do Was nie zaglądam, ale oprócz przebojów brzusznych mam ostatnio tak popieprzoną sytuację rodzinną, że nie mam nawet czasu na dłuższe posiedzenia przed kompem i dokładne studiowanie waszych pamiętników, ale obiecuję, że to nadrobię.


A to na poprawę humorku.... ech....


22 września 2012 , Komentarze (9)


Dietkować dietkuję, @ przyszła i brzuch mnie boli jak cholera. Prochów się nałykałam na kolację i jakoś będę musiała się przemęczyć.

Menu za wczoraj i dziś nie będzie, generalnie żadnych wpadek nie było, od 17:00 nie jem - nawet mi się nie chce, bo mnie boli !

Tak sobie dziś gadałam z koleżanką co można by robić w życiu. Oczywiście mamy prace, głód nam do garnków nie zagląda, ale jednak fajnie by było pracować na swoje.

I wiecie co, wymyślić przedmiot działalności wcale nie jest tak prosto. Jest kryzys.... ludzie mniej wydają, mniej kupują, na czym więc można zarobić?
Sprzedawać coś w necie?

Też miałyście kiedyś takie myśli? By mieć coś własnego? Haa... i co to miałoby być ?


To wcale nie jest takie proste!!!!


21 września 2012 , Komentarze (10)

Witajcie dziewoje

Wczoraj jak usiadłam wieczorem do komputera byłam tak padnięta, że nie chciało mi się nawet włazić w pamiętnik. Dałam sobie więc spokój ze skrobaniem tutaj.

Byłam wczoraj na zakupach, moja lodówka coraz bardziej przypomina warzywniak. Jest kapusta pekińska, jest szpinak baby, są kiełki z brokuła, jest rzodkiewka, jest papryka, są jabłka, są winogrona, a na półce (bo ich do lodówki pakować nie wolno, jakby ktoś nie wiedział) leży ponad 1,5 kg pomidorów.
Do tego wrzuciłam wczoraj do koszyka moje rybki w galaretce, sera białego 3 kostki, pierś z kurczaka i tym podobne. Pełny koszyk szczęścia. Mój syn dorzucił lody, żelki Misie Haribo, kakao, nutellę i jakieś tam ciasteczka... oooo i tak się skończyło moje szczęście . Większości nie lubię, ale nutellę kazałam mu chować by miał tylko dla siebie! Jej nie umiałabym się oprzeć!

A co wczoraj jadłam? Hoho... zabijecie mnie !

Na śniadanko zdrowo: kostka twarożku z warzywami i do tego bułeczka z dynią

Na II śniadanko: pół jogurtu naturalnego, płatki owsiane i garść winogron

A na obiad..... tadam... KFC. 4 stripsy, sałatkę grecką, kukurydzę i kilka frytek (kilka dosłownie).
I wiecie co, nie mam i nie miałam żadnego moralniaka! Obiad był około 15:00, a potem już tylko przegryzłam marchewkę. Zero stresa!

Dziś profilaktycznie weszłam na wagę, a tam co? 126,60. Znaczy od poniedziałku - 0,5 kg mimo, że jestem przed @.

Dochodzę do wniosku, że to jest kurde metoda! Heh... tak tak, jedzenie fast food-ów na diecie !

Już wyjaśniam jak ja to widzę. Poprzednio jak zabrałam się za dietę próbowałam rzucić złe nawyki - od razu wszystkie. Bez fast foodów, bez słodyczy, bez "mniejszych i większych grzeszków".
W końcu pękłam wiedziona smakiem i zapachem dań, których nie było mi wolno jeść. Nie wytrzymałam bez pizzy, kawałka kurczaka z KFC czy loda.

Teraz, jeśli czytacie mój pamiętnik, widzicie, że czasami wpada mi do ust coś z listy "rzeczy niedozwolonych". Jem je jednak z głową - dużo mniej niż kiedyś i o godzinie, która pozwoli mi to spokojnie strawić i wychodzić.
Może przez to będę chudła wolniej, ale lepsze to niż jeść jak królik przez miesiąc, a potem rzucić się na pierwszego lepszego fast food-a i na wpierdzielać się za wszystkie czasy i finalnie machnąć ręką na całą dietę.
Skoro nie mogę bez pewnych rzeczy żyć i czasem muszę zgrzeszyć wolę to robić w sposób kontrolowany.
Co ciekawe, dziś rano po tym całym KFC obudziłam się taka "lekka" i spodnie weszły mi cudnie !

Dziś lub jutro @, więc waga mnie nie będzie rozpieszczać. Wiem jedno, nie jest najgorzej, powoli i do przodu!

19 września 2012 , Komentarze (4)


Dziś chyba sprawiłam się dzielnie, bo głodna jestem jak wilk, choć złapałam się na starym nawyku.

Też miałyście kiedyś tak, że po wstaniu leciałyście do lodówki? Nieważne czy głodne, czy nie... pierwsze to rzutem do lodówki po coś do jedzenia!
Ja tak miałam często. Potrafiłam się położyć po południu bo mnie bolała np głowa i po wstaniu leciałam do kuchni rzucić się na jedzenie. Mój żołądek jeszcze spał, moja głowa chyba też, a ja jak w amoku robiłam sobie szybko coś do jedzenia. Potem jak dochodziłam do siebie stwierdzałam, że obiad był 2 godziny temu, a ja znów coś jem. Było jednak już po ptokach.
Dziś zrobiłam ten sam numer.

Byłam dziś cały dzień w domu. Zjadłam śniadanie po 7:00, potem drugie koło 11:00 i położyłam się na 1,5 h bo mnie bolała głowa. Gdy wstałam poleciałam jak kiedyś do lodówki, otworzyłam ją, wyjęłam produkty do zrobienia sobie kanapek i nagle doszłam do wniosku, że ja wcale nie jestem głodna i zamiast żarcia, to ja powinnam się kawy napić. Powiedziałam na głos "jestem debilką" i wpieprzyłam wszystko spowrotem, zrobiłam kawkę i umyłam kilka winogron.
O mały włos znów nie na wpierdzielałam się na śpiocha.
Na całe szczęście w porę się ocknęłam!

A menu dzisiejsze jest jakieś takie... jak zawsze:

Śniadanie: owsianka

II śniadanie: bułeczka z ziarnami, do tego 1 paróweczka, kawałek białego sera i to wszystko przykryte warzywami - pokrojoną rzodkiewką, pomidorem, papryką i szpinakiem.

Przed obiadem zjadłam trochę winogron.

A obiad dokładnie taki sam jak wczoraj, tylko mozarelli w sałatce nie było, bo mi się nie chciało latać znów do sklepu.

Obiad był o 17:00, od tamtej pory nic nie jadłam, wypiłam tylko kolejną kawę w czasie nauki z synem.

Dobra, laseczki, lecę spać, dobranoc :)

18 września 2012 , Komentarze (1)

Dziś nie będę się rozwodzić nad problemami egzystencjalnymi naszego świata, tylko wpiszę menu.

Na śniadanie zjadłam: 2 parówki, 2 kromki chleba fit-biedronka:), pomidor i zamiast sałaty młody szpinak.

Na II śniadanie zjadłam: garść małych, tureckich winogron, 3 łyżki jogurtu i tyle samo płatków owsianych.

Przed obiadem zjadłam 3 cieniutkie kabanosiki.

Na obiad zrobiłam kurczaka w sosie serowo-ziołowym, makaron i górę sałatki takiej jak wczoraj. Uwielbiam zielsko i przyznaję się bez bicia - WZIĘŁAM SOBIE DOKŁADKĘ SAŁATKI!

Na kolację wsunęłam znów trochę sałatki i to wszystko. Stanowczo robię za dobre sałatki :)))

A co właściwie jest w takiej sałatce?

Kapusta pekińska, rukola, młody szpinak, papryka czerwona, pomidor, kulka mozarelli (na całą sałatkę), odrobina grzanek razowych i sos - różne zioła - czasami korzystam z gotowego zestawu Knorra czy Kamisa rozrobione na odrobinie wody i oliwy z oliwek. Jak trzeba dodać ocet zamieniam to na sok z cytryny.
Wychodzi z tego góra zielska, które lubią wszyscy moi domownicy!

Dobra, od 2 godzin burczy mi w brzuchu, czas iść spać !

Aaaa P. S. Dzięki za zjebki Justyna, jakbyś jeszcze mi lodówkę ukradła w ogóle byłoby cudnie... aaa no i trzeba karty zabrać

18 września 2012 , Komentarze (10)


Witajcie,
Zazwyczaj spowiadam się wieczorkiem, ale nie miałam kompletnie czasu.
Wczoraj rano wlazłam na wagę a tam co... 127,1 kg czyli w tym tygodniu schudłam tylko - 0,3 kg.
Normalnie w huk i ciut ciut

Po toalecie porannej waga wahała się między 127,0 a 126,9 kg, ale już tego nawet nie liczę!
Generalnie z jednej strony nie jest źle bo na minus, ale z drugiej strony gdyby nie zwariowany weekend spadek byłby większy.
No nic, nie ma co się załamywać, tylko zapierdal** dalej .

Wczoraj moje menu wróciło na zwykły tryb i było już bardzo "normalnie".

Na śniadanko 2 kromki chleba fit (made in Biedronka - całkiem niezły ten chlebek) z szynką i pomidorkiem. Do tego kostka sera białego 200 g chudego z kiełkami, rukolą i papryką. Do tego kawusia!

Na II śniadanko uchowała mi się jedna rybka w galaretce plus kilka pałeczek chlebowych.

Na obiad 3 naleśniki z kapustą i grzybami, a do tego góra sałatki. Zamieniłam w sałatce sałatę na szpinak, do tego moja ukochana rukola i inne zielsko. Do sałatki dałam też kilka plasterków mozarelli (taką kuleczkę). Sos jak zawsze z ziół i odrobiny oliwy z oliwek.

Na kolację zjadłam trochę winogronek (to było koło 17:00).

A potem zgrzeszyłam. Zrobiłam synowi przed 20:00 leniwe na kolacje. Takie z sera białego. No... musiałam je spróbować i kilka wylądowało w mojej buzi. Dobre mi wyszły .
O 22:00 burczało mi już z głodu w brzuchu więc te pierożki szybko przeleciały .

Wieczorkiem też się zamelduję, miłego dnia laski!

16 września 2012 , Komentarze (10)


Niedawno wróciłam z wypadu z moim miśkiem. Weekend był super, choć było chłodno. W piątek wieczorkiem lataliśmy po sklepach do późna, a w sobotę i niedzielę było kino (byliśmy na TED-zie, całkiem sympatyczna komedyjka), spacery i pełen chillout.
Oczywiście sport też był na porządku dziennym... i nocnym... i popołudniowym... generalnie nadrobiłam wysiłek fizyczny za cały miesiąc.

Nio, było miło i przyjemnie, to teraz zejdźmy na ziemię.

W piątek trzymałam się nieźle i mimo, że Misiek wyciągnął mnie na pizzę po 22:00, nie jadłam nic, tylko wypiłam cafe latte.
Na sobotę, z Salad Story kupiłam sobie duże Capresse. Całą noc myślałam o tej sałatce, ale zjadłam ją dopiero rano. Do tego zjadłam zapiekankę (bułeczkę z serem żółtym i ketchupem).
Potem nie było czasu na jedzenie, tylko w kinie wszamałam trochę pop corn-u i wypiłam pół litra coli (ale ja dawno nie piłam coli.... taka zimna, bąbelkowa... mniam).
Przed powrotem koło 20:00 wpadliśmy do Carrefoura.... rany, dziewczyny, to była wędrówka. Raz rundka przy mięsach, mrożonkach, serach... później znów rundka po tej samej trasie, a później jeszcze raz. Za czwartym razem, gdy moje kochanie zawinęło w tamą alejkę miałam dość. Kompletnie nie wiedzieliśmy co kupić. W końcu było tak późno, że w koszyku wylądowały pierogi do gotowania. Ja wrzuciłam zestaw do sałatki z mozarellą.

Do domu trafiliśmy późnym wieczorem i Misiek zaczął zrobić kolację. Pierogi niestety usmażył z cebulą, a ja zrobiłam górę sałatki z mixem sałat, rukolą, pomidorem, papryką, cebulką i mozarellą.
Zjadłam 8 pierogów i sporo sałatki, ale po całym dniu byłam głodna jak wilk.... nie dość, że późno, to jeszcze ciężko.
Potem jeszcze dopchałam się kawałkiem sernika na zimno z malinami i kawałkiem szarlotki .
Dziś rano, nie uwierzycie, moje kochanie znów zrobiło pierożki, bo nam zostało po wczorajszym... hahaha... dostałam na śniadanie 7 pierożków i taką samą sałatkę, co ja zrobiłam wczoraj.
Później, w locie, koło 16:00 zjadłam na obiad małego kebaba i od tamtej pory siorbię tylko zieloną  herbatę.

Jutro ważnie, jestem przerażona, że będzie sporo na plusie. Starałam się jak mogłam, ale tak to jest jak są dni na wariackich papierach. I tak wiem, że przed dietkowaniem zjadłabym o wiele, wiele więcej i nie patrzyłabym, że to noc... pizzę bym wciągnęła po 22:00 spokojnie... i to całą!

No nic, trzeba zejść na ziemię, głodna jestem jak cholera, a mój syn oglądając Master Chief-a na TVN poszedł szykować sobie przekąskę. Jak znam życie wejdzie do pokoju z takimi smakołykami, że mi język do tyłka ucieknie!


Lecę, dobranoc! Jutro się okaże ile jest na +.

13 września 2012 , Komentarze (7)


Weekend z moim kochaniem .....

Już jutro będę się widzieć z moich ukochanym.
Zapewne będę w ten weekend tak zajęta, że nawet tu nie zajrzę. Zamelduję się dopiero w niedzielę wieczorem.
Mam nadzieję, że nie popłynę i nie pochłonę tony żarełka .

W poniedziałek ważonko, ale sceptycznie do niego podchodzę. Mam wrażenie, że w tym tygodniu nie będzie tak kolorowo. A dziś to w ogóle miałam takiego głoda, że cały dzień jadłam dużo i nie zdrowo!

Zaczęło się od śniadania. Wstałam tak głodna, że zrobiłam sobie górę jedzenia.
Zjadłam 2 kromki chleba fitness z Ramą jogurtową, pomidorem i natką, 3 parówki, trochę sałatki z wczorajszego obiadu i jeszcze kukurydzę!
Normalnie cały talerz żarcia.

Na II śniadanie już skromniej - rybkę w galaretce i kilka pałeczek chlebowych - niby malutko, ale po tym śniadaniu i tak sporo. Oto rybka, całkiem niezłe to:


Potem poleciałam na małe zakupy, zaczęło lać i ugrzęzłam na mieście bez parasola. Jak się doturlałam w okolice domu była już 16:00 i z braku laku kupiłam na obiad po zestawie kebabowym z pieczonymi ziemniaczkami i surówką!
Cudnie... nic nie mówcie, sama wiem, że nie powinnam tego jeść, no ale zjadłam. Od 16:30 już nic nie jadłam. Teraz dopijam kolejną zieloną herbatę i już nie planuję nic jeść.

Muszę sobie kupić coś na wątrobę, bo odkąd jestem na tej całej diecie za każdym razem jak coś zjem ciężkostrawnego odbija mi się tym aż do nocy, tak jak teraz po kebabie !
Nie miewam za to zgagi co kiedyś było u mnie na porządku dziennym i Manti jadłam niczym cukierki. Od 3 tygodni nie miałam ani razu nawet dziś po tym kebabie! Super uczucie!

Wiecie co, ale prócz minusów zaliczyłam dziś plusa - jak rano zakładałam jeansy weszły na pełnym luzie, a przed wakacjami jak je kupowałam robiłam cyrki na wciągniętym brzuchu by je dopiąć - dziś mogę je ściągnąć przez tyłek

Dobra, lecę, ale chyba nie usnę czekając na jutro. Wiem, że te serduszka są trochę infantylne, ale tak właśnie czuję... słodko i różowo