Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Mam sporo zainteresowań między innymi: ezoteryka, reiki, astrologia, anioły, uzdrawianie itp, czytanie, rysowanie, malowanie itp, pisanie/książki,blogi/ poezja w tym haiku a ostatnio przysłowia i aforyzmy, filmy, grafika, joga, układanie krzyzówek. Ogólnie kocham wieś, dom, ciszę, spokój, pozytyne emocje i nie znoszę wysiłku fizycznego... A odchudzam się bo miałam problemy z poruszaniem się i bóle kręgosłupa o zadyszce nie wspomnę a przy stadzie kotów i psie nachodzić się trzeba... Cel na ten rok 79 kg

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1598136
Komentarzy: 56313
Założony: 12 kwietnia 2011
Ostatni wpis: 7 lutego 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
araksol

kobieta, 60 lat, Będzin

163 cm, 85.20 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: do końca XII 2024 - 79kg

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

2 grudnia 2017 , Komentarze (19)

Weekend. Pracować mam zamiar. Będę wróżyć. Może nawet zacznę dziś wcześniej. Krzysiek idzie do pracy po południu to mi nie będzie przeszkadzał. W międzyczasie będę czytać. Jutro też będę pracować. Teraz zarabiam na szafę. Dziś powinnam kupić figurki do szopki. Szopkę mam po dziadku. Zrobił ją dla mojej mamy w czasie wojny. Figurki były z gliny i niestety z powodu wilgoci się rozpadły. Ja sobie świąt bez szopki nie wyobrażam. Dopiero gdy ją ustawię na lodówce. Wiem, że są święta. W tym roku też tak będzie. Mój dziadek ustawiał ją w pokoju. Ja tak nie mogę, bo koty się nią interesują. Myślę sobie, że ta tradycja zaginie wraz ze mną. Mój syn tradycji nie przestrzega i sentymentalny nie jest. Żyje po swojemu.

1 grudnia 2017 , Komentarze (2)

Wczoraj cały wieczór czytałam o cudownej metodzie uzdrawiającej - hooponopono. To nic innego tylko wypowiadanie w myślach czterech słów- wybacz, dziękuję, przepraszam, kocham cię. Trzeba mówić często, a efekty przyjdą. Metoda wywodzi się z huny i działa pozytywnie nie tylko na psychikę. W dzisiejszych czasach pełnych agresji, przekleństw i ostrych słów metoda jest zbawieniem. Według książki, którą kupiłam i kończę czytać pewien  psychiatra wyleczył nią wszystkich chorych psychicznie więźniów pewnego szpitala. Nawet z nimi nie rozmawiał. Wypowiadał jedynie te cztery słowa oglądając ich zdjęcia.

Nastawiłam się na cuda w swoim życiu i one się zaczynają zdarzać. Kilka dni trenowałam dwupunkt. Zrobiłam sobie na zmniejszenie bólu kręgosłupa i któregoś dnia wstałam rano i ból prawie zniknął. Już nie chodzę rano zgięta wpół powłócząc nogami. Nie wstaje z jękiem. Nie zniknął całkiem ale zelżał wyraźnie o jakieś 70 %. To bardzo dużo dla mnie. Dziś odważyłam się jechać na pocztę. Mam kawałek do przejścia....Będzie dobrze...

Menu: sos koperkowy z zimniakami, serek homogenizowany, ryba pieczona, sałatka warzywna z jajkami, pomarańcza. Waga pokazała kilogram mniej....

30 listopada 2017 , Komentarze (3)

No i znowu kupiłam książkę i to nieplanowaną. Teraz na nią czekam. Jeśli chodzi o świadome sny to mam je od dawna ale spontanicznie. Nie wiem wiele na ten temat i szczerze mówiąc dopiero od niedawna mnie nie przerażają. Wcześniej uznawałam je za koszmary. Teraz sprawiają mi na ogół frajdę. Książkę kupiłam, bo chcę nauczyć się śnić w ten sposób na zawołanie. Chcę tez poczytać na ten temat, bo sama nie wiem co te sny dają oprócz rozrywki. Niektórzy szamani wywołują takie sny by coś osiągnąć np. uzdrowienie. Nie wiem na ile to jest skuteczne. Poćwiczymy zobaczymy:)

Pogoda zrobiła się zimowa. Mrozik lekki chwycił i spadł śnieg. Spadł wczoraj i nadal leży. Jest cudnie. Nie widać szarej ziemi i zrudziałej trawy. Ciekawa jestem jakie będą święta. Marzą mi się oczywiście śnieżne i bajkowe jak z pocztówki. Swoją drogą świat się zmienia. Pamiętam święta z czasów mojego dzieciństwa. Były białe. Dzieci szalały na śniegu, a na okolicznych polach i miedzach można było spotkać tropy zajęcy i stada kuropatw. Sąsiad miał konia i sanie i co roku jeździł nimi na pasterkę. Wydawało mi się to cudowne. Pachniało dawnymi czasami. Też tak chciałam ale mi to chyba już nie będzie dane. Później był dom w Kamesznicy i tam zimą wszyscy jeździli saniami. Tam mało kto miał samochód. Gdy się wyszło na ulicę to tylko dzwoneczki było słychać i parskanie koni. Jak śnieg spadł pod koniec listopada tak jeszcze w kwietniu leżał.

Menu: bigos wegetariański, serek homogenizowany, sałatka z tuńczyka, jajek i warzyw, kotleciki z kukurydzy. Coś  jakby troszeczkę mniej na wadze.....:)))))))

29 listopada 2017 , Komentarze (12)

Nadal waga nie spada. :( Diety jednak nie zmienię z tego powodu ani z tego, że jest mi okropnie zimno. Marzną mi szczególnie stopy. Muszę kupić termofor i to już, bo męczyć się nie zamierzam. Przeraża mnie zima, bo wnętrza u mnie przecież niedogrzane i dogrzane nie będą- dom za duży, stary i z każdego kąta wieje. Już mięsa jeść nie zacznę. Lepiej się czuje na diecie ichtiowegetariańskiej zwłaszcza psychicznie. Jak będzie dalej nie wiem. Będę się obserwować.

Od jakiegoś czasu przygotuję bardziej pracochłonne posiłki. Zauważyłam, że odkąd nie wrzucam do brzucha co popadnie mam mniejszą ochotę na podjadanie. Mogłabym jeść chyba z 800 kalorii i tym się najeść. Oczywiście jem więcej, bo boję się o metabolizm i tak już kiepski.

Ostatnio ćwiczę pozytywne myślenie. Nauczyłam się kontrolować swoje myśli i cały czas bombarduję mózg pozytywnymi treściami. Myślę, że pozytywne zmiany w końcu zajdą, bo jak wiadomo jakie myśli takie życie.

Poza tym dumam ostatnio nad zmiana nazwiska. Gdy brałam ślub z Krzyśkiem zostałam przy swoim nazwisku, a w zasadzie nazwisku pierwszego męża. Krzysiek jednak mi ciągle nudzi, że powinnam nazwisko zmienić. Mnie to nazwisko po pierwszym mężu też ciąży. Problem jest z tym, że numerologicznie zmiany się boję. Nazwisko po pierwszym mężu daje mi ambicję, przebojowość, indywidualizm i umiejętność walki o swoje, a nazwisko Krzyśka to by była większa skromność i bardziej siedzenie w kącie. Waham się więc, bo się boję, że przestane się rozwijać.

28 listopada 2017 , Komentarze (6)

Wszystko się toczy własnym torem, powoli i do przodu. Nowa kuchnia mi odpowiada. Czuję się jakaś taka lżejsza i układ pokarmowy mi sprawniej pracuje. Nie mam wzdęć i zatrzymania wody. Jestem zadowolona. Energii nie mam mniej, a psychicznie czuje się lepiej. Palce mi schudły. Nie jestem tak spięta.

Ostatnio bardziej pracuje nad dwupunktem i zdałam sobie sprawę, ze straciłam wiarę w cuda. To źle, bo one się zdarzają tylko tym co w  nie wierzą. Próbuję więc pracować nad wyobraźnią i jest kiepsko. Niby widzę się szczupłą ale jestem pomarszczona jak staruszka i te wizje odrzucam. Co się stało? Ano ja chyba już widzę się starszą panią, a tak być nie powinno. Są kobiety w moim wieku, które wyglądają jeszcze nieźle. Ot choćby moja mama w wieku 60 lat wyglądała co najmniej 15 lat młodziej. Później też. Była szczupła, długowłosa i śmigała na wysokich obcasach w obcisłych leginsach, a ja co? Ano kiepsko, a geny mam niezłe, bo jesteśmy podobne. Kusi mnie, żeby się za to zabrać i coś zmienić, bo teraz czuję się jakbym z 70 lat miała... To nic dziwnego, ze tam strzyka i tam i tu kłuje...

Menu: kotlet z sera, serek wiejski, sałatka z tuńczyka i warzyw, ziemniaki...

27 listopada 2017 , Komentarze (14)

Mój organizm nadal się buntuje na zmianę diety. Nie chce zrezygnować widocznie z mięsa skoro strajkuje. Strajk polega na zaparciach i to takich, którym nawet herbatka z senesu nie daje rady. Czemu tak jest nie wiem. Teoretycznie przy diecie wegetariańskiej błonnika jest sporo i zaparć nie powinno być, a tu są. Nie chcę jeść otrąb, bo to przecież węglowodany. Nie chcę też brać tabletek. Czasem mam dość bojów z własnym ciałem i chętnie puściłabym wszystko na żywioł. Boję się tylko, że mogłabym szybko wagę 100 kg przekroczyć, a to już by była tragedia. Dużo mi nie brakuje przecież :( Co to jest 5 kg. Dwa tygodnie jedzenia po 1600 kalorii w moim przypadku... Oj coś mi się wydaje, że to dochodzenie do harmonii dłużej potrwa, a może trzeba bardziej intensywnie popracować nad pozytywnym myśleniem?.

Menu: sałatka z tuńczyka i fasoli czerwonej z warzywami, mintaj z pomidorem i fasolką szparagową, kotlety z jaj, jabłko...

Wczoraj już myślałam  świętach i tym co przygotuję. Problem był z bigosem, bo uwielbiam. Znalazłam jednak przepis wegetariański z soczewicą. Przy okazji znalazłam przepis na fasolkę po bretońsku bez mięsa. Wypróbuje wkrótce.:)

Spadł śnieg i leży...

26 listopada 2017 , Komentarze (2)

Weekend i dobrze. U mnie jest pracowity tzn. pisać nie będę ale będę wróżyć. Na stół udało mi się zarobić. Teraz jeszcze na te pilne książki by się przydało. Stół kupiłam. Musiałam więc podjąć ostateczną decyzję czy meble w kuchni będą w kolorze olchy czy sosny. Wybrałam olchę. Do tego będzie trochę mebli białych i trochę niebieskich. Wszystko oczywiście drewniane, bo nic z płyty już nie kupię. Ma być klimat i atmosfera swojskości. Tak pod styl rustykalny ale nie niewolniczo... Nie lubię wnętrz zbyt eleganckich, sterylnych. Ma być przytulnie. Remont i zakup pozostałych mebli będzie dopiero wiosną. W zimie jak się uda chcę przemalować krzesła, półki i dodatki typu stołeczek i skrzynki na kwiaty. Do końca roku mam zamiar kupić wszystkie drobiazgi do łazienki. Dużo już nie zostało.:) W przyszłym roku jak dobrze pójdzie kupię też meble do sypialni, ale remont chyba dopiero w kolejnym roku, bo mnie kuchnia pewnie zmęczy...

Dieta, a raczej myślenie o odchudzaniu mnie nuży, bo efektów nie ma. Dietę trzymam, kalorie liczę, jadłospisy planuję ale odchudzanie mnie nie interesuje. Nie czytam na ten temat, nie szaleje z wagą, nie myślę o tym. Ważę ile ważę. Źle się tak nie czuję o ile leżę i z wanny łatwo wychodzę czyli jest ok... Inne sprawy są ważniejsze. Choćby nauka, czytanie, praca, rozwój.

Menu: serek homogenizowany, jajka z majonezem, pierogi z paprykarzem, jabłko.

25 listopada 2017 , Komentarze (8)

Kupiłam sobie pierwszy odżywczy krem z serii kosmetyków naturalnych i stwierdziłam, że nigdy więcej. Niby nie miał być tłusty, a i tak wchłonąć się nie chce i się długo lepi. Nie znoszę takich kremów. Dla mnie krem ma być lekki i ma się natychmiast wchłonąć bez pozostawiania powłoki. Tym samym pozostanę sobie przy lekkich kremach nawilżających, a że się szybciej będę starzeć to trudno..:) Kupiłam też krem do ciała. Miał być bezzapachowy, a jednak pachnie i to niezbyt ładnie. Tak jakoś chemicznie. Fe. Koniec więc z eksperymentami i nadal będę kupować kremy do ciała i balsamy intensywnie pachnące w zapachach, które lubię. Nie będą się przejmować, że mogą się zapachy gryźć np. z perfumami czy dezodorantem... Niech się gryzą ważne, że mnie będą odpowiadać.

Dieta w porządku. Ćwiczenia też są ale niecodziennie po 30 minut, bo czasem po 20. Waga ani nie drgnie. To już trwa jakiś czas. Oby nie trwało pół roku, bo i tyle ponoć przestoje mogą trwać. Z kaloryczności nie zejdę, bo i tak mało jest. Zapisałam się na rywalizację. Coś czuję, że wstyd będzie.

Menu: ryba po grecku, ciastka z bananów i płatków owsianych, kotlety z opieniek, jajka z majonezem.

24 listopada 2017 , Skomentuj

Mija tydzień od odstawienia mięsa. Na razie jestem z decyzji bardzo zadowolona. Jem, a nie tyję. Gotuję bardzo smacznie i najadam się do syta. Ataków wilczego głodu, a raczej łakomstwa od tej pory nie miałam. Jestem  dobrej myśli. Mam tylko problem z zaparciami. Mam nadzieję, że z czasem moje ciało odzyska harmonię pod każdym względem. Może wtedy waga raczy spaść. Uśmiecham się do tej chwili:)...

Menu: kotlety z ryby z sałatką z marchwi i kapusty kiszonej, ciecierzyca konserwowana, sałatka z tuńczyka, jajek, marchwi, pora, ogórka kiszonego z majonezem i jogurtem.

Dziś już mam kurs, a później będę pracować. Ostatnio na pół gwizdka pracuje wcześniej. To na pół gwizdka to chat bez rozmów głosowych. Będę też pracować z powrotem w weekendy. Jednym słowem trochę odpoczęłam i znowu złapałam wiatr w żagle. Jak mi się skończy kurs to będę  na chatach znowu cały dzień gdy tylko spać nie będę. W grudniu znowu urlop, bo Sebastian ma przyjechać na święta o ile nic nie wypadnie.

Wczoraj kupiłam sobie nagrania z hipnozą. Wcześniej zrobiłam sobie test i wygląda na to, że jestem podatna...Ponoć wyniki są po 14 dniach słuchania. No zobaczymy. Tonący brzytwy się chwyta...:)

23 listopada 2017 , Skomentuj

Dzień mija za dniem. Pracuję, czytam, dietkuję. Kilka dni nie miałam kursu. Od jutra już będę mieć. Moje życie jest spokojne i nieco monotonne ale ja to lubię i moje zdrowie to lubi- stawy i kręgosłup odpoczywają, nerwy i ciśnienie od emocji nie skacze, puls nie galopuje. Jest ok. Obym tylko chudnąć zaczęła i jakąś pracę dodatkową znalazła. Na razie potrzebuję szybko na stół do kuchni zarobić, żeby na Święta był i na książki. Niektóre tytuły chcę kupić szybko, bo to pozycje wydane dość dawno temu i boje się, że znikną z księgarń. Mam też pilnie do kupienia niebieski chalcedon. Kamień jest mi potrzebny, bo chcę wspomóc tarczycę i czakre gardła. 

Z diety nie rezygnuję. Z ćwiczeń też. Problem mam z jogą, bo od podłogi strasznie ciągnie. Nie wiem co będzie zimą. Czarno to widzę. Rower też się powoli poddaje, bo coś w nim zaczęło strzelać gdy pedałuję. We wtorek Krzysiek kupił mi parówki sojowe i kiełbaski. Mają bardzo dużo białka. Chciałam też tofu ale nie było.

Menu: Placuszki Dukana, kotleciki z batatów z sosem z kostki sojowej i pieczarek, jajka z warzywami i tuńczykiem, gruszka.