Drugi dzień diety za mną. Dało się przeżyć. Głodu nie czułam i nawet pokus nie miałam. Zakaz picia kawy, którego się tak obawiałam nie okazał się taki straszny. Nastrój mam dobry. Jestem wyciszona i mam energię. Nawet spać za bardzo mi się nie chce w dzień. Jestem dobrej myśli. Jest lato i nie zmarznę. Bardzo marzłam gdy byłam wegetarianką. Dla pewności, żeby pokus nie mieć Krzysiek kupił tylko mięso drobiowe, którego nie jadam. On lubi to chętnie zje. Marzę o kabanosach, parówka i gulaszu angielskim. Jesienią i zimą pomyślę o diecie Kwaśniewskiego. Wtedy się najem.
Wczoraj kupiłam wreszcie laptop. Dziś ma przyjść lub jutro. Nie był drogi ale ja cuda nie potrzebuję. Nie słucham na nim dużo muzyki ani nie gram. Do pisania taki jak kupiłam wystarczy. Oby się tylko nie psuł i nie był zbyt wolny. Na tym mi tylko zależy.
Po południu wzięłam się za kartki. Usiłowałam rozgryźć gilotynę do papieru i udało się. Później naprawiałam kabel od wentylatora, który Mruczek raczył odgryźć. Dziś pilnie pracuję czyli piszę, bo wróżyć na tym komputerze się nie da. Ciągle się rozłącza.