Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Mam sporo zainteresowań między innymi: ezoteryka, reiki, astrologia, anioły, uzdrawianie itp, czytanie, rysowanie, malowanie itp, pisanie/książki,blogi/ poezja w tym haiku a ostatnio przysłowia i aforyzmy, filmy, grafika, joga, układanie krzyzówek. Ogólnie kocham wieś, dom, ciszę, spokój, pozytyne emocje i nie znoszę wysiłku fizycznego... A odchudzam się bo miałam problemy z poruszaniem się i bóle kręgosłupa o zadyszce nie wspomnę a przy stadzie kotów i psie nachodzić się trzeba... Cel na ten rok 79 kg

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1593978
Komentarzy: 56243
Założony: 12 kwietnia 2011
Ostatni wpis: 4 lutego 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
araksol

kobieta, 60 lat, Będzin

163 cm, 85.20 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: do końca XII 2024 - 79kg

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

27 lutego 2017 , Komentarze (6)

Kolejny dzień odpoczynku. Jak ten czas szybko biegnie. Dopiero Sebastian przyjechał, a już niedługo pojedzie. Szkoda. Smutno mi będzie. Od dziś ryty tybetańskie spróbuję wykonać w 7 powtórzeniach. Mam nadzieję, że dam radę. Jogę ćwiczę nadal oczywiście. Cieszy mnie postęp. Jest powolny ale idzie do przodu. Ćwiczę nieco szybciej i wczoraj każdą asanę wytrzymywałam przez 10 oddechów zamiast jak dawniej przez 7. Ćwiczę teraz codziennie przez około 30-35 minut. Co jakiś czas próbuję też wykonywać nowe, trudniejsze asany. Odrzucam te bardzo dla mnie łatwe. Oczywiście nie liczę na to, że schudnę po jodze. Mam jednak nadzieję, że będę bardziej sprawna. Liczę też na równowagę wewnętrzną z czasem.

images-(2).jpg

Menu na dziś: kapusta z kiełbasą i koncentratem pomidorowym, pomarańcza, ziemniaki przypiekane z jajkiem. Zniżka 70 dkg...

26 lutego 2017 , Komentarze (8)

Wczoraj spadł u mnie śnieg i trochę się ochłodziło. Nie cieszy mnie to specjalnie, a raczej trochę martwi. Myślę jednak, że to już ostatni uśmiech zimy. Wiosnę w tym roku powitam z prawdziwą przyjemnością.

Waga trochę raczyła spaść ale i tak paskowa jeszcze nie jest. Kiedy ten przestój się skończy? Poczekam spokojnie do czasu wyjazdu Sebastiana i jeśli nie spadnie wprowadzę dni białkowe. Jestem trochę niecierpliwa ale tą ósemkę z przodu szybko chcę zobaczyć. Zawsze to lepiej brzmi jak się waży osiemdziesiąt parę niż dziewięćdziesiąt parę.

Menu na dziś: zalewajka z kiełbasą, boczkiem i grzybkami, sałatka warzywna, tuńczyk, mandarynka.

25 lutego 2017 , Komentarze (4)

Dziś wstałam później, bo Krzysiek ma iść do pracy po południu. Sebastian nas nie budził. Sam sobie zrobił kawę i zajął się rano telewizją. On chodzi spać koło 21-22 i wstaje wcześnie. Nie to co my z Krzyśkiem. Dziś pracy nie mam poza pomocą Sebastianowi przy gotowaniu. Mam też w zasadzie zrobić pranie ale to bardziej pralka niż ja. Poza tym odpoczywam. Niestety nie w ciszy, bo moi obaj faceci dręczą mnie telewizją i żadne prośby do nich nie trafiają. Na medytacje i Reiki wychodzę do sypialni. Całe szczęście, że już cieplej jest. Ćwiczę również w sypialni. Ćwiczy mi się fajnie i chyba już teraz w sypialni ćwiczyć będę, bo spokój mam.

Wczoraj wykonałam dwa szkice kotów. Dziś może namaluję akwarelkę. Strasznie mi brak artystycznych zajęć.

Menu: sos grzybowo - serowy z schabem i ziemniakami, śledzie domowe z olejem i octem, mandarynka, sałatka z pora, kukurydzy, marchwi, selera.

24 lutego 2017 , Komentarze (10)

Wiosna coraz bliżej. Od dwóch dni nie ogrzewam sypialni, a w pokoju dziennym rozpalam dopiero po 12, bo jest ciepło. Mam nadzieję, że mróz nie wróci. Ostatnio posprzątałam w pracowni, bo już pora zacząć sezon na całego. Zaraz zrobię zakupy materiałów do decoupage i może kupię farby. W pracowni  był taki sajgon, że Sebastian zaniemówił jak zobaczył. 

Z dietą ostatnio mi nie idzie za dobrze, bo jem w górnej granicy widełek, które sobie ustawiłam. Nic nie chudnę ale i nie tyję. Powinnam chyba zacisnąć pasa i bardziej rygorystycznie przestrzegać diety, bo teraz to tu skubnę tam skubnę. W niedziele powinnam w klasyfikacji tygodniowej w grupie wsparcia podać wagę, a ta nie drgnęła. Niedobrze. Ćwiczę za to codziennie 35 minut oczywiście jogę.

24 lutego 2017 , Komentarze (2)

Nie moge korzystać z Vitalii, bo mi się zmniejszyła czcionka. Nic nie widać. Pisałam do pomocy ale odpowiedzi nie ma

23 lutego 2017 , Komentarze (13)

Po 3 dniowym jedzeniu o 300 kalorii większym niż na diecie nic prawie nie przytyłam. Przypuszczam, że ta zwyżka to po prostu zawartość jelit. Zważę się jutro. Dziś zjadłam między innymi pączka. Nawet mi smakował. Poza tym zjem sałatkę jarzynową z majonezem, ziemniaki przypiekane i mandarynkę. Ćwiczyć będę około 35 minut. Czy mi się coś uda zrzucić do niedzieli? No cóż nie wiem. W zasadzie powinnam, bo biorę udział w rywalizacji punktowej. To już kolejna edycja, W poprzedniej zajęłam czwarte miejsce w klasyfikacji generalnej. W tej też mam zamiar powalczyć. To jest bardzo mobilizujące.

Dziś mam zamiar może coś podziałać w pracowni. Co prawda jest Sebastian ale chwilę mogę porobić...

22 lutego 2017 , Komentarze (10)

Od poniedziałku jem więcej. Nie ważyłam się jeszcze, bo pewnie coś nabrałam. Jutro już mam zamiar jeść normalnie i oby waga zaczęła spadać. Do ósemki tak niewiele mi brakuje, a tu takie trudności. Sebastian jest oczywiście. Spędzamy razem całe dnie. Ćwiczę naturalnie codziennie i jogę i ryty. Codziennie robię Reiki i medytuję. Sebastian się z mojej jogi we wtorek śmiał, bo on nie ćwiczy a kwiat lotosu robi bez problemu i inne ćwiczenia też. Wcześniej się wściekał, bo przy Krzyśku ćwiczę a przy nim nie chciałam i wyszłam do sypialni. Dziś już mi dał spokój. Ćwiczyłam więc trochę dłużej. Tak już do jogi przywykłam, że czuję potrzebę ćwiczeń. Ryty tybetańskie wykonuję obecnie w 5 powtórzeniach. Planuję dojść do 11 może jak kondycja pozwoli.Oby tak...

Jutro tłusty czwartek i mam zamiar zjeść pączka. Wliczyłam go w bilans. Dziś zjadłam: kotleta schabowego, trochę ziemniaków, sałatkę z pora i kromkę chleba z boczkiem oraz mandarynkę.

Tak mnie Śnieżek dobił, że znowu czytam książki o życiu po życiu. Wczoraj zaczęłam Zmarli nie odchodzą...


21 lutego 2017 , Komentarze (28)

Wczoraj wieczorem straciliśmy Śnieżka. Złapał się do klatki łapki, przynieśliśmy go do domu i nagle dostał chyba zawału. Nic się nie dało zrobić. Odszedł w minutę. Chyba te stresy ostatnich miesięcy osłabiły mu serduszko. Pocieszam się, że odszedł w domu, kochany. Słaba to pociecha. Mam wyrzuty sumienia, ze go zawiodłam i nie ochroniłam. Powinien żyć bezpiecznie jeszcze wiele lat. Może na wolności by żył, ale jak? Szczęśliwy nie był, bo bardzo i na dworze i na strychu miauczał, a w mrozy marzł. Był skazany od razu gdy uciekł- ludziom nie ufał, a na wolności sobie nie radził. Żegnaj malutki. Wciąż płaczę. Nigdy cię nie zapomnę...

Wczoraj dodałam sobie 300 kalorii więcej, bo metabolizm mi chyba siadł i waga się waha zamiast spadać. Dziś się nie ważyłam, żeby się nie denerwować. Zważę się jutro ale jeśli będzie trochę więcej to poczekam spokojnie aż spadnie. Dziś też o 100 kalorii zjem więcej. Zobaczymy czy to coś da. Jak tak zrobiłam dwa tygodnie temu to wszystko spadło i dodatkowo kilogram pożegnałam. Teraz też tak chcę. Tak wyglądam na tą ósemkę wyglądam i co? Ano trudno idzie niestety. Nie znoszę przestoi i wahań wagi. To mnie frustruje. Na szczęście motywacja mi nie spadła i apetytu nadal nie mam. Wczoraj się zmusiłam, żeby więcej zjeść. 

Od wczoraj mam problem z komputerem. Nie działa na nim internet. Musiałam wyciągnąć mój stary laptop. Działa ale jest strasznie powolny. Nowy laptop nadal nie kupiony. Ten co używam dziś zawiozę do naprawy. Przy okazji wgrają mi w punkcie sterowniki do tabletu graficznego i corela. Będę go używać puki chodzi. Nowy kupię może na początku marca.

Zaraz jadę po Sebastiana...

20 lutego 2017 , Komentarze (9)

No i jednak Sebastian dziś nie przyjechał. Będzie dopiero jutro. Dziś musi być w warsztacie, bo nie zdążyli zrobić sprzęgła i skrzyni biegów w busie. Jest więc potrzebny. Rozumiem to i nie wybrzydzam. Najwyżej zostanie dzień dłużej. Tak bywa. Dzisiejszy dzień u mnie będzie spokojny. Nie mam nic pilnego do roboty to zajmę się tym co lubię. Może coś podziałam artystycznie, a może poczytam. Mam zamiar oczywiście ćwiczyć, medytować i zrobię też zabieg Reiki. Krzysiek po południu jedzie do biblioteki. Będę więc miała trochę spokoju. Wykorzystam ten czas na relaks. Ostatnio toczę z nim boje o telewizję. On chce oglądać po któryś raz z kolei polskie filmy w tym seriale albo Ukrytą prawdę czy też Szpital. Ja oczywiście staję okoniem. Wpadłam na pomysł by kupić bezprzewodowe słuchawki dla niego. On oczywiście mówi nie i koniecznie chce mnie terroryzować bzdurami. Telewizja ma raczej niekorzystny wpływ na mnie. Podnieca mnie często psychicznie i psuje mi nastrój. Jak ja bym chciała mieć faceta o podobnych upodobaniach. Niestety mi nie dane...Wszyscy moi partnerzy to związki konfliktowe, a że konfliktów nie lubię to te związki szybko się kończyły. Wyjątkiem jest Krzysiek, bo mi ulega i niczego nie zabrania...]:>.

Od wczoraj znowu próbujemy łapać Śnieżka. Krzysiek ustawił na strychu klatkę łapkę, bo Śnieżek zaczął schodzić ze strychu i buszować po okolicy. Był nawet u mojej koleżanki trzy domy dalej. Martwię się o niego...


16508611_10209123242102110_6391153562473433039_n.jpg

A na koniec parę słów o jodze. Ćwiczę ją już ponad miesiąc codziennie po 30-40 minut. Widzę korzystne zmiany w moim ciele. Jestem bardziej sprawna i ciało zaczyna się stopniowo poddawać. Pierwsze poddały się nogi. Niektóre ćwiczenia już robię bez problemu. Problem mam natomiast z prawym barkiem. Nie jestem w stanie np. dokładnie wykonać tego ćwiczenia co poniżej. Ręce składam nie bez bólu znacznie niżej. Sporo więc przede mną...:).

ffffffffffffffffffff.jpg

19 lutego 2017 , Komentarze (25)

Opowiadanie jeszcze do dopracowania. Prawdziwe na faktach. Majeczka ma się dobrze...

Historia Mai

 

Od kilku dni lało i mżyło na przemian. W kałużach przeglądało się ołowiane, zasnute niebo i wierzchołki drzew prawie pozbawione liści. Było zimno i mgliście. Tego dnia wstałam wcześnie, bo zmarznięty Józek mi nie dał spać. Kocur był głodny i zaczął tuż po siódmej ciągnąć mnie za włosy. On to potrafi. Łapie kilka włosów w pyszczek i ciągnie. Robi to zawsze gdy ja śpię, a on czegoś chce. Tym razem chciał bym wstała i dała mu jeść. Próbowałam się buntować ale jak zwykle przegrałam.  Wstałam więc, nakarmiłam go i pozostałe koty. Gdy wypuszczałam psa starłam z powiek resztki snu. Już po chwili parzyłam kawę i budziłam Krzyśka. Mąż oczywiście wstać jeszcze nie zamierzał.

-  A dajże mi spokój- gderał. Człowiek ma wolne, a ty się wyspać nie dajesz.

- Wstawaj palić w piecu, bo zimno ciągnie z każdego kąta – argumentowałam.

- Nie. Sama rozpal jak ci zimno- mruknął nakrywając  się kołdrą.

Zrezygnowałam i poszłam po drewno.  Za moment kucnęłam przy piecu i zaczęłam usuwać resztki popiołu. Jeszcze byłam w trakcie gdy zadzwonił telefon,, Niech dzwoni” pomyślałam i nie przerwałam pracy. Ktoś był jednak bardzo uparty. Zostawiłam piec i złapałam za telefon. Usłyszałam pełen emocji głos koleżanki Ewy, korpulentnej brunetki z sąsiedztwa.

- Chodź szybko- trajkotała – Pospiesz się, bo ktoś wyrzucił pod domem Baśki małego kotka. Strasznie leje – dodała.

-Idź łap. Masz bliżej. Ja będę za chwilę- rzuciłam do telefonu.

Obudziłam Krzyśka, w pośpiechu narzuciłam na siebie poncho, wsadziłam gumiaki i już za moment  gnałam drogą rozpryskując kałuże. W momencie wilgoć we włosach sprawiła, że się wzdrygnęłam. Deszcz spływał mi po policzkach, moczył bluzkę, wpływał strużką za kołnierz. Poczułam przejmujące zimno i zadrżałam. Pod domem Baśki czekała już Ewa z parasolką.  Po chwili dołączyła Baśka w szlafroku i kurtce.

- Tego malucha ktoś wyrzucił chyba w nocy. Godzinę temu gdy wyszłam z psem już tu był i miauczał – powiedziała Baśka, otulając się kurtką.

- Kociak jest  dziki – spytałam.

- A skąd podszedł do mnie i próbował się łasić. Dałam mu kawałek kiełbasy. Nic innego nie miałam  ----usprawiedliwiła się Baśka.- Zostawić nie mogę, bo mój pies koty goni.

- Ja też nie mogę wziąć, bo niedawno przygarnęłam Kajtka- mruknęła Ewa. Mój Marek jak wiecie za kotami nie przepada i z trudem na dwa się zgodził. Trzeciego nie weźmie za nic. Już nosem kręci, że bezpańskie dokarmiam - dodała.

- Ja wezmę wobec tego- odpowiedziałam.- Wezmę i znajdę mu dom. Może zrobię wydarzenie na Facebooku, dam ogłoszenia do gazet, lecznic i Internetu. – Szukajmy - ponagliłam.

Już bez słowa ruszyłyśmy do ogrodu. Deszcz lał coraz bardziej. Mokre gałęzie chlastały mnie po twarzy, a krzaki agrestu czepiały się spodni. Szłam krok za krokiem i nawoływałam. Z początku moim krokom towarzyszył tylko szum deszczu i nawoływania koleżanek. Za chwilę usłyszałam miauczenie. Głosik był cieniutki i piskliwy. Należał z pewnością do małego kota, przerażonego w dodatku. Ewa pierwsza do maluszka dotarła. Odchyliła trawę i zauważyła go pod gałęziami starej rozłożystej porzeczki. W sekundzie byłam obok, schyliłam się i spojrzałam w olbrzymie, przestraszone oczy. Wyciągnęłam drżącą  istotkę i przytuliłam, złorzecząc w duchu temu kto ją tak okrutnie potraktował. Maleństwo okazało się  śliczną koteczką - szylkretką. Miało około sześciu tygodni i było całe mokre i chudziutkie. Podziękowałam Ewie i Baśce i prawie biegiem ruszyłam do domu, chowając koteczkę pod poncho. Trzeba było maleńką wysuszyć, ogrzać  i nakarmić. Krzysiek czekał na schodach.

- Masz go?- spytał.

- Tak mam- odpowiedziałam mijając go w drzwiach. – Szykuj ręcznik i jedzenie.

Za pięć minut mała wcinała już jedzenie dla kotów. Była bardzo głodna. Pewnie w poprzednim domu niedojadała. Moje koty przyjęły ją spokojnie. Pies też. Nie było łapoczynów, fukania i  dąsów. Starsze koty podeszły, powąchały i zajęły się swoimi sprawami czyli wylegiwaniem się przy rozgrzanym piecu. Malutka dostała imię Maja i cały pierwszy dzień przespała u mnie pod swetrem. Chwilami się budziła, mrucząc lizała mnie po rękach. Od razu zdobyła moje serce. Postanowiłam jej nie szukać domu. Wprawdzie mam sporo kotów, ale na jeszcze jednego mnie stać. Już pierwszego dnia dałam jej preparat na pchły, bo miała sporo. Drugiego dnia podałam leki na robaki, specjalne dla kociąt. Następnego zajęłam się świerzbowcem usznym, ponieważ uszka były aż czarne w środku. Widać było, że o Majeczkę nikt do tej pory nie dbał. Po paru dniach Maja podbiła też serce Krzyśka. Niedawno obchodziliśmy trzeci miesiąc gdy jest z nami. Nie żałujemy ani chwili. Jest wspaniała- miziasta, rozmruczana, słodka i łagodna. Będziemy o nią dbać by już nigdy nic złego jej nie spotkało. Zasłużyła na to tak jak każdy kot czy inna żywa, czująca istota.