Od kilku dni Śnieżek czeka na Krzyśka gdy ten mu idzie zanieść jedzenie. Ze strychu chyba wcale na dwór nie wychodzi. Dobrze, bo jest bezpieczny. Czy się uda go złapać? Nie wiem. Trudno będzie. Jest płochliwy i ucieka gdy się Krzysiek zbliża. Na oswojenie nie liczę, bo zawsze przed Krzyśkiem uciekał. Chyba trzeba będzie spróbować klatki łapki na strychu o ile się nie zepsuła. Nie sprzątnęliśmy jej z dworu i nadal stoi w śniegu przymarznięta.
Dziś muszę wyczyścić piec w pokoju dziennym, bo szybka się kopci i kiepsko się pali. Od jakiegoś czasu też się dymi jak diabli. Wczoraj znowu mieszkanie było zakopcone tak, że aż dym gryzł w oczy. Wszystko przez Krzyśka, który ma zwyczaj drzwi od pieca ciągle otwierać. Z drugiej strony jak się nie otworzy to się kisi i ogień bucha popielnikiem. Boję się o koty, które pod piecem lubią spać. Swoją drogą świetny opał teraz jest nie ma co. Piec był wyczyszczony przed sezonem grzewczym i teraz trzeba czyścić znowu.
Dieta mi idzie. Jem przeważnie bez grzeszków. Pokusy jeśli są to ulegam czasem w ograniczonym zakresie. Zjadam np. parę chipsów a nie paczkę lub jeden wafelek a nie 10. To przynosi efekty. Już ponad 6,5 kg pożegnałam od początku diety, a jeszcze miesiąca nie ma. Ktoś powie, że za dużo. Ja tak nie uważam. Wolę chudnąć szybciej, bo wtedy motywacja szybuje pod niebo. Co prawda w przeliczniki nie bardzo wierzę ale wczoraj sobie przeliczyłam ile powinnam jeść jeśli uzyskam moją wymarzoną wagę 64 kg. Okazało się, że moje PPM to będzie raptem 1300 kalorii. Tyle powinnam chyba jeść wtedy, żeby nie tyć. Niby jest jeszcze CPM ale ja jestem z tych mało aktywnych to ono też wysokie nie będzie i w dodatku metabolizm mam zwolniony. Mam zamiar wprawdzie kiedyś nad metabolizmem popracować ale to dopiero wtedy gdy normalną wagę osiągnę. Jeśli osiągnę. Wygląda na to, ze jeśli metabolizm mi nie wzrośnie to już zawsze będę musiała jeść mało. Pożegnam też duże ilości węglowodanów. Będę jadła tak około 100g. Kiedy to będzie?? Dziś 20 dkg mniej. Wczoraj spaliłam 270 kalorii.
Sebastian się wybiera do pracy do Holandii na 3 miesiące jeśli się zgodzę. Według niego to nic między nami nie zmieni. Zapewnia mnie o swojej stałości i chce bym mu ufała. Ja myślę inaczej, ale nie będę mu wyjazdu zabraniała. Pewnie nas związek się rozleci. Nawet dzwonić do niego nie będę mogła, bo dość drogo. Szkoda, bo już się do niego przyzwyczaiłam. Pewnie też część planów remontowych na ten rok weźmie w łeb. No cóż tak bywa... Na razie staram się znaleźć pozytywne strony tej sytuacji, bo pewne jakieś są. Choćby radość Krzyśka... Smutno mi jednak...