Pamiętnik odchudzania użytkownika:
rob35

kobieta, 56 lat, Warszawa

157 cm, 83.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

18 stycznia 2012 , Komentarze (25)

Jeszcze niedawno kochałam z nim siedzieć w domu, bo przychodził, opowiadał fajności, robił minki, chciał słuchać, był odkrywczy. Teraz coraz trudniejszy dialog, zrywanie pępowiny, cedzenie słów, rozwojowe supły, ech...  

- Kacper, twoja wychowawczyni napisała, że nie jesteś zbyt aktywny społecznie.

- A po co?

- Miałbyś lepszą ocenę ze sprawowania.

- Po co?

- Nauczycielce potrzeba niewiele, aby zmieniła zdanie o tobie - nie zrażona brakiem euforii brnę w niezbyt mądre perswazje. - Wystarczy na przykład zgłosić się do pomocy przy organizacji jakiejś imprezy klasowej.  Mógłbyś w ten sposób dać jej pożywkę do innego myślenia o tobie, podrzucić jakiś spektakularny drobiazg, który by zapamiętała. 

- Taaaak, no mogę podrzucić jej ... niedużą psią kupę na wycieraczkę. Chi, chi, myślisz, że zapamięta?

16 stycznia 2012 , Komentarze (20)

Dziewczyny jadą na obóz taneczny nad morze. Ucinam sobie z Alą przedwyjazdową pogawędkę. Puszczając ostrzegający smrodek dydaktyczny, wyrażam mimochodem niepokój o młodszą, bardziej nieobliczalną Ewę.   

- Mamo, spoko. Ona tylko tak gada, ale jest ostrożniejsza niż ja.

- Mam nadzieję - mruczę niepewnie - w końcu wychowuję was tak samo długo.

- Taaak? Ciekawe! - Ala przyjmuje kpiarski ton. - To kto mnie wychowywał przez dwa lata? Spowiadaj się!

14 stycznia 2012 , Komentarze (67)

Kiedy moje dzieci były małe, rytualnie niosłam rano do sypialni jedną butelkę z mlekiem, drugą z kakao, a trzecią z soczkiem. W ten sposób wyhodowałam na tych samych genach trzy różne modyfikacje. Dzisiaj, gdy proszę, żeby posprzątały w pokojach, bo ksiadz po kolędzie będzie skanował mieszkania, otrzymuję trzy różne odpowiedzi.

Najmłodszy "grzeczny" Kacperek zrywa się do roboty od razu, upycha parę najbliższych rzeczy, po czym błyskawicznie opada na fotel przed komputerem jak zaczadziały. Efekty otrzymujemy, posługując się metodą wielokrotnych powrotów i metodą palcową ("Zetrzyj to! I to i tamto także. A o drugiej półce zapomniałeś?").

Średnia "krnąbrna" Ewa z miejsca odpala mi: "Nie mam ochoty! Nie jestem wafel. Ksiądz nie roentgen, jeśli go tu sama nie wpuścisz, przez mury się nie połapie." Ten osobnik wymaga bardzo precyzyjnego wyznaczenia godziny "W" i szybkiego wycofania się. Jeśli bez sensu, tak "dla kontroli" zjawiamy się w pokoju wcześniej, widok syfu-constans powoduje, że zalewa nas krew i bluzgi. O dziwo, o godzinie "W" wszystko jest OK.

Najstarsza "niefrasobliwa" Ala łagodnie mówi: "Zaraz to zrobię, mamusiu." Kilkanaście lat doświadczeń i już się nauczyłam, że "zaraz" to taka duża bakteria, która pamięć wyżera. Nie trzeba się denerwować, wystarczy tak jeszcze ze dwa razy krzyknąć z kuchni "Aluniu, sprzątasz?".  

 

Wizyta księdza, to dobry pretekst, by pobudzić sumienia i ręce domowników. Jeżeli tylko stosować trzy odrębne instrukcje obsługi, nawet nie trzeba używać słów wypolerowanych przez wieki niewolnictwa.

 

12 stycznia 2012 , Komentarze (15)

Organizuję w lutym koncert charytatywny, aukcję i loterię dla Fundacji "Mam marzenie". Dziś apelowałam w klasie do młodzieży, prosząc o dostarczenie fantów:

- Przynieście po feriach jakieś nietrafione prezenty gwiazdkowe, płyty, notesy. Pozbądźcie się tego, co wam w domu zalega.

- O! Znaczy, że mogę wreszcie pozbyć się mamy!

***************

Apel do warszawskich Vitalijek:

Jeśli macie jakieś firmowe gadżety, z których chciałybyście uczynić podarunek (długopisy, koszulki, kalendarze, czapeczki itp), jestem gotowa wpaść po nie w czasie ferii. A może ktoś mógłby ofiarować coś na licytację: jakąś wartościową rzecz (np. piłkę z podpisami) albo usługę (np. karnet na basen, kolację w restauracji czy pokaz makijażu)?

Z góry serdecznie dziękując, ślę buziaki i proszę o wiadomość. :)))

9 stycznia 2012 , Komentarze (66)

Każdy robi to, do czego został stworzony: kobieta baluje, mężczyzna pracuje 

P.S. Vitalia-Głodomorra w sobotę pożarła mi wpis zrobiony tuż przed studniówką. Wrzucam wam zatem w locie zaległą focię. Ponieważ jest już poniedziałek, na nosie małżonka niedzielny akcent Wiekiej Orkiestry :)

6 stycznia 2012 , Komentarze (61)

Stoję przy zlewie w kuchni. Mąż siedzi z tyłu i kontempluje me pośladki w ciemnych, nieźle skrojonych spodniach:

- Ależ ty chudniesz! Jeszcze trochę i będę ci musiał kupić mini coopera.

 

3 stycznia 2012 , Komentarze (40)

Mąż czyta "Mozaikę Parsifala", którą dostał na gwiazdkę. Dochodzi do strony 408, którą prowokująco cytuje mi na głos:

- Słuchaj: "Ich wargi spotkały się - nabrzmiałe, niepewne i szukające w drugim uwolnienia".

- Eeee, literacko cienkie - udaję, że nie rozumiem.

- Mam wrażenie, że już rok się nie kochaliśmy.

- Co za bzdura! Jak będziesz mówił takie głupoty, to uważaj, żeby cię nie pokarało ...

- No, chyba nie zaprzeczysz, że kochaliśmy się ostatnio w zeszłym roku, co?!

31 grudnia 2011 , Komentarze (68)

Kocham trollki!  Gdy ich nie karmimy, gdy olejemy wąską strużką formę, która zawsze musi być agresywna, otrzymujemy diament - czysty pierwiastek INTERNETOWEJ prawdy o sobie. Sadystyczna z natury trollka wie, że musi dotknąć istoty rzeczy, żeby zabolało. To, czy zaboli, zależy oczywiście od nas, od tego, iloma nogami wleźliśmy w internetowy półświatek. Komentarze trollek  zawsze mnie szczerze bawią. Może dlatego, że wolę gorzką kawę niż landrynki 

Wczoraj pewna trollka przywołała mnie do porządku:

TY SIĘ ODCHUDZASZ CZY OPOWIADASZ O PIERDOŁACH!!!!!!!!??(trele.morele, 30 grudnia 2011, 20:29)   

Taaaak. Zapewne chodziło jej o to, że w pamiętniku nie podaję swego menu, nie jęczę, że zjadłam pół czekolady, nie chwalę się, ile brzuszków zrobiłam (bo nie mam się czym chwalić ). Zamiast wchłaniać snickersy, zapisuję tu sobie słodkie, kandyzowane drobiazgi, z których zrobiony jest keks mojego życia. W ten sposób pamiętnik na Vitalii pełni rolę terapeutyczną. Uświadamia mi, że maciupkie radości są ważniejsze niż cyferki za szklaną szybką wagi.

A jednak wczorajszy komentarz uroczej trollki odniósł zamierzony skutek  - postawił mnie do pionu i kazał przeprowadzić rozrachunek ze sobą. Kurde, od półtora miesiąca opowiadam o pierdołach, a się nie odchudzam!!! Odkąd zamieściłam tutaj zdjęcia porównawcze, odebrałam mnóstwo pochwał i telefon od moderatorów Vitalii (oferujących mi sesję zdjęciową, profesjonalny wizaż i kupony na ciuchy) - od tego czasu diabeł pychy liże mi powiększające się niepostrzeżenie pośladki. Bo od połowy listopada przestałam zwracać uwagę na godziny posiłków i ilości zasysanych niskokalorycznych potraw. Od grudnia proces degrengolady postępuje. Wprawdzie jeszcze nie pohańbiłam się golonką w chrupiącej, tłustej, ponacinanej w kwadraciki skórze, ale ilość ciast wchłonięta PO ŚWIĘTACH (w czasie świąt to nie grzech!) nie pozwala mi z godnością spojrzeć w oczy tej pańci w lustrze.

Czas na noworoczne postanowienie przy świadkach: osiągnąć cel do 8 marca (wtedy kończy mi się abonament na "smacznie dopasowaną").

P.S. "Dobrze, dobrze..." - mruczy spokojnie diabeł, uśmiechając się do miski bezów, które zwykle robię na sylwestra, bo po świątecznych wypiekach i tiramisu zostaje sporo białek:

30 grudnia 2011 , Komentarze (80)

Miejsce akcji: Nowica - mała wioska w Beskidzie Niskim, wiejska chałupa wypożyczona na sylwestra. Osoby: Ja, Absztyfikant i reszta (znajomi ze studiów).

****

Nie mogę spać, bo wiadomo, że to będzie dziś, najdalej jutro! Wysuwam nogę ze śpiwora, ale natychmiast ją cofam  - pierońsko zimno. Znów trzeba wciągnąć majtasy z golfem na watolinie.   Rozespane "dzień dobry" Absztyfikanta zmienia się w białą chmurę szronu. Dołączają do niej inne chmury - ludzie się budzą.

- Dobrze spałaś?

- Bosko! Śniło mi się zero rajstop pod spodniami - rzucam zgryźliwie.

- Zaraz rozpalę pod kuchnią, zrobimy sobie herbatona, żarełko...  - Absztyfikant zakłada ujmujące, przedwczoraj białe kalesony.

Po śniadaniu oboje machamy reszcie na pożegnanie i dziarsko wskakujemy na śladówki. Nie przepadam za deskami u nóg, ale humor mi dopisuje. "To jednak dziś! Dziś!" - radość mnie rozpiera. Jest pięknie. Śniegu po pachy! Białe poduchy wytłumiły odgłosy świata, słychać tylko oddechy i skrzypienie nart.

Suniemy godzinę, potem drugą. A ja czekam. "Może za tamtym krzaczorem? Jest cudny, cały oblodzony..." Mijamy krzaczor. "Może za tą hopką, tam w malowniczym lasku?" Mijamy lasek. Zaczynam się irytować. "No, kiedy wreszcie?!"

- Zatrzymajmy się tu  - proponuję .

- Przerwa hydrauliczna?

- Nie, tylko już ledwo żyję.

- Nie bądź cienki Bolek, nie peniaj! Zaraz zrobimy postój, jeszcze trochę ...

"Dooobra, niech ma tak, jak obmyślił." Zaciskam zęby, ale z każdą minutą coraz bardziej rośnie mi gul w gardle ze złości. "Kurde, po cholerę on tak zapitala, plastikowy makser jeden! Przecież tu każde miejsce jest dobre! Ja to pierdzielę!"- myślę mało godnie.

Wreszcie stajemy. Wokół świerki w śniegowych futrach. Piękne. " Jak sto innych, które minęliśmy po drodze"- wściekłość buzuje w żyłach. Pot cieknie mi wzdłuż kręgosłupa.

- Poczekaj chwilę - Absztyfikant swoim zwyczajem wywraca plecak do góry dnem. Leci papier toaletowy, zapasowe skarpety, aparat fotograficzny, termosik, papierki po krówkach. Wszystko, zapakowane zgodnie ze sztuką przewodnicką, czyli w wymemłane worki foliowe. Zamykam oczy, by nie patrzeć na bajzel. Gdy je otwieram, Absztyfikant klęczy na śniegu. Trzyma w palcach złoty pierścionek, spojrzenie ma nieśmiałe, ufne i taaakie błękitne. Topnieję.

****

- Jak było?  - pytają koleżanki, którym po powrocie pokazuję z dumą zaręczynowy pierścionek.

- Cóż, bywają fabuły, o których nie śniło się producentom komedii romantycznych - rzucam filozoficznie.

28 grudnia 2011 , Komentarze (51)

Witam słodkie bywalczynie, to ja, wasza "miszczyni tiramisu"!  Dziś kolejny ktoś poprosił mnie o przepis, więc pomyślałam sobie, że wam, młode Vitalijki, tyż może się przydać w okresie kulinarnego (i nie tylko) dojrzewania.

Ponieważ poświątecznie bolą was brzuchy, a sama myśl o lizaniu misek (w trakcie przygotowywania) wywołuje zakwasy mięśni języka, to dobry moment, abyście pomyślały o tiramisu  na sylwestra. Nie sposób nie docenić tego deseru, kiedy się odchudzamy: znika zaraz po podaniu. Dla osoby, która przygotowała włoski specjał, zostają tylko komplementy i szczupła sylwetka!

Tiramisu można przygotowywać zimą kilka dni wcześniej: zapewniam, że dwu-, trzy-, a nawet czterodniowe jest dużo lepsze niż 5-cio godzinne. Przepis dostałam od Włocha we Francji, który mnie uroczo przekonywał, że "tira mi su" oznacza "podnieś mi do góry" (i ani o ducha, ani o humor mu bynajmniej nie chodziło).

Składniki:

- 750 g serka mascarpone

- 250 ml śmietany kremówki (30-36%)

- 1  śmietanfix (niekoniecznie, ale jeśli chcemy mieć gwarancję, że tiramisu nie popłynie, to używamy)

- 250 g cukru pudru

- 6 żółtek

- wielka paczka biszkoptów (ok. 50 sztuk)  

- 250 ml mocnej zimnej kawy (biorę 4 kopiaste łyżeczki dowolnej kawy rozpuszczalnej na szklankę zimnej wody)

- 50 ml rumu lub koniaku (wódka też się nada, choć rum lepszy)

- 50 ml włoskiego likieru amaretto (na tym nie oszczędzamy, bo polskie likiery migdałowe się nie nadają; dla pocieszenia: raz kupioną butelką amaretto obskoczymy kilka tiramisu)

- gorzkie kakao do dekoracji

Wykonanie jest proste jak włos Murzyna:

1.      Ubijamy śmietankę (ze śmietanfixem) na sztywną pianę, dodając pod koniec ubijania  3 łyżki cukru. Wstawiamy do lodówki.

2.      W innym naczyniu ubijamy mikserem żółtka z pozostałym cukrem - do białości, uczciwie!

3.      Serek mascarpone wstępnie rozbijamy na niskich obrotach miksera (jest bardzo gęsty), a potem stopniowo zwiększamy obroty i dodajemy po kilka łyżek żółtka, stale mieszając mikserem.

4.      Na końcu łączymy masę serowo-żółtkową z bitą śmietaną, ale już nie przy pomocy miksera.

5.       Kawę przelewamy do płaskiego naczynka (wielkość dna taka, żeby położył się biszkopt), mieszamy z rumem i amaretto. Głębokie, eleganckie naczynie nadające się do postawienia na stół (najlepiej prostokątne, ale to nie mus) traktujemy cienką warstwą kremu. Biszkopty moczymy w kawie i układamy na kremie, po czym  znów przykrywamy kremem (maksymalnie 1-centymetrową warstwą) - tak aż do wyczerpania składników.  Im głębsze naczynie, tym tiramisu wygląda ładniej. Naczynie zawijamy folią spożywczą i zamykamy lodówkę na kłódkę.

6.      Przed samym podaniem (np. po dwóch dniach) szczodrze posypujemy przez sitko gorzkim kakao.

Trzy pułapki czyhające na przyszłe mistrzynie tiramisu:

1.      Podstarzały serek mascarpone, taki, który nieźle podszedł już wodą, może się zwarzyć przy kręceniu. Polecam serek z Piątnicy, ponieważ jest dużo tańszy niż włoski i zawsze świeży. Ale oczywiście robiłam też z powodzeniem z serka włoskiego, niemieckiego oraz z serka produkcji Auchan.

2.      Przesączone biszkopty. Biszkopty do titamisu są specjalne, sprzedawane w dużej pace, pokryte cienką warstewką cukru, który zabezpiecza je przed zbytnim wchłanianiem kawy, dzięki temu nie smakują potem jak kawowa paciaja. Jeśli nie macie takich biszkoptów, weźcie zwykłe, ale trzeba pamiętać, by zbytnio ich nie nasączać - to ważne! Zresztą i tych "specjalnych" też nie należy długo trzymać w kawie. Ja tylko dotykam powierzchni kawy, dwa razy przekręcam i szybko wyciągam, Środek biszkopta (sprawdź sobie, przełamując) ma zostać żółty.

3.      Za długo bita śmietana. Masę serowo-żółtkową łączymy z bitą śmietaną już nie przy pomocy miksera, tylko kręcąc drewnianą łyżką. Zróbcie jak mówię, bo już parę razy w życiu udało mi się schrzanić tiramisu na tym etapie. Gdy za długo kręcimy śmietanę, robimy masło, oddziela się serwatka i całe tiramisu się warzy (czyli chlupie)  i można je wylać do kibla.

Klnę się na moją znękaną po świętach wątrobę, że tiramisu zrobione według tego przepisu podnosi do góry WSZYSTKO .

***********

    A tu macie potwierdzenie, że nie łgałam jak potłuczona:
1068479
issaiza, 5 stycznia 2012, 17:08
kochana ! - jesteś genialna :) ba - TWÓJ PRZEPIS JEST GENIALNY . wszystko się podniosło :) pyszne tiramisu wyszło - niestety po tych szaleństwach na wadze przybyło i teraz trzeba się znowu męczyć - ale warto było :)