Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Parę lat temu udało mi się schudnąć i wyglądać super. Niestety, przez zajadanie depresji kilogramy w końcu wróciły. Chcę wrócić do tamtej, lepszej, wersji siebie. Wracam więc do diety i aktywności, które doprowadziły do sukcesu. Waga, którą wpisałam, nie jest aktualna - nie uaktualniam jej ponieważ obecnie mierzę postępy rozmiarami, a nie wagą. Uaktualnię dopiero gdy dojdę do wymarzonego rozmiaru. Od czasu, gdy wpisałam wagę do końca czerwca 2014 r. schudłam o 5 rozmiarów. :-) Życzę powodzenia w zmaganiach z kilogramami, sobie i Wam. :-)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 26381
Komentarzy: 332
Założony: 9 września 2012
Ostatni wpis: 9 maja 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
czarnaowca001

kobieta, 41 lat, Warszawa

173 cm, 94.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

1 maja 2017 , Komentarze (8)

... a staje się jedynie czymś, co ułatwia dojście do celu.

Pewnie nie pisałam, ale jakiś czas temu określiłam sobie pewną imprezę sportową, w której chciałabym wziąć udział. I jak zaczynałam w sierpniu-wrześniu zeszłego roku takie "porządne" ćwiczenia po to żeby schudnąć, tak w pewnym momencie (nie pamiętam kurczę kiedy dokładnie) celem stała się ta impreza. To sprawiło, że poszczególne moje ćwiczenia z treningu nabrały szczególnego znaczenia.

No i niedawno moja koleżanka, która zawsze wszędzie pędzi, podczas jednego ze spacerów... poprosiła żebym zwolniła. A ja czuję, jakby ktoś mnie z tyłu popychał. To pewnie zasługa tych zwiększonych obciążeń na nogi na siłce. :)

A w pracy coraz więcej osób zaczęło mówić, że chudnę w niesamowitym tempie. Dopiero, co się zastanawiałam, co się stało, że nikt nie widzi u mnie zmian (gubię spodnie, a gacie podciągam pod stanik haha), gdy posypały się komentarze.

Możecie wierzyć albo nie, ale w tym momencie ciągle na 1 miejscu jest u mnie ta impreza sportowa i szukam tylko okazji by się wzmocnić i nie myślę o ćwiczeniach jako czymś, co mi tylko pomaga schudnąć. :)

1 kwietnia 2017 , Komentarze (2)

Wpadłam w czarną dziurę od końca zeszłego roku i przestałam pisać. Niestety, miałam przerwę w diecie i ćwiczeniach, ale już od 1,5 miesiąca z powrotem jestem na właściwej ścieżce i forma rośnie.  :)

Wprowadziłam drobne korekty w planie treningowym. Po 1, jak jestem na siłce, nie trzymam się sztywno Planu A czy Planu B (trener mi napisał alternatywny plan :)), tylko staram się poćwiczyć na jak największej liczbie urządzeń. Po 2, na tych najgorszych dla mnie urządzeniach, które ćwiczą ręce, zmniejszyłam obciążenie do tego, które miałam w listopadzie. Uznałam, że na razie nie opanowałam tego na tyle, żeby móc zwiększać. Z nogami jest zupełnie inna sytuacja. Po 3, bardziej się staram trafić na przyrząd ćwiczący brzuch (zwykle jest zajęty, ale daje niezwykłe rezultaty, więc poluję aż będzie wolny ;)). Po 4, co do zasady, na koniec zamiast rowerku wybieram bieżnię. Robię 2-3 minuty szybszego biegu i 2 minuty wolnego spaceru i co jakiś czas jakieś 2 minuty marszobiegu, w zależności od formy. Teraz mam nadzieję również na implementację punktu 5 - robi się sezon na Veturilo, więc od czasu do czasu pojeżdżę. Po 6, włączam kickboxing do treningu, więc patrzę ile będę w stanie wytrzymać żeby nie obniżyć jakoś znacząco liczby wizyt na siłce (i żeby to było ok dla organizmu, mam sobie pomagać a nie się torturować :)).

W diecie też wprowadziłam korekty. Rano - choćby się waliło i paliło - musi być jajecznica. Przed samym treningiem z kolei bardzo sprawdza się kanapka (najlepiej z ciemnego pieczywa, z hummusem lub dynią).

A co tam u Was?

PS. To nie jest prima aprilis, wszystko jest serio! :D

27 listopada 2016 , Komentarze (2)

Dziś miałam kolejny trening z trenerem w klubie X. Postępy są bardzo fajne i konkretne. :) Dostałam alternatywny set ćwiczeń na innych przyrządach. Zapowiada się również ciężki wycisk, ale o to właśnie chodziło. Zapewne będę teraz mimowolnie łączyła w jakimś zakresie oba treningi, w zależności od zajętości urządzeń na siłce (a nie stała jak głupia i czekała, aż się któreś zwolni).

Co do biegania, truchtam coraz dłużej, przy coraz niższym pulsie (który jednak pozostaje jeszcze poza normą) i jak tylko włączyłam truchtanie (no nie można tego jeszcze nazwać bieganiem, ale parę lat temu to na truchcie schudłam :)) od razu centymetry poleciały w dół. Waga chyba też, sądząc po coraz luźniejszych ciuchach, w których powoli zaczynam wyglądać dość komicznie. Piszę "chyba", bo nie ważę się. Obiecałam sobie sprawdzić status wagowy dopiero koło rozmiaru Y (czyli za następne 3,5).

Oprócz tego, co 2-3 tygodnie zwiększam sobie obciążenie na urządzeniach. Ustaliłam sobie, że odrębne zwiększenie następuje również z nowym miesiącem. Owca to wie jak się skatować. ;) Na to jednak jest antidotum w postaci rollera i piłki do masażu.

Wnioski z kolejnych treningów? Bieganie czyni cuda, ale nie wymyśliłam jeszcze sposobu na unormowanie pulsu. Muszę po prostu mieć jeszcze lepszą kondycję. Wniosek nr 2 - zwiększanie obciążeń na urządzeniach czyni cuda. Wniosek nr 3 - jak trenuje się tak ostro (a to co robię powoli zaczyna podpadać pod tę kategorię), trzeba rozluźniać i rozmasowywać mięśnie. Super działa w tym zakresie roller i piłka do masażu. Trzeba cisnąć tam, gdzie boli najbardziej, za to później jest lepiej - słowo. ;) Aha, tylko nie bierzcie zbyt wysokiego rollera - kupowałam przez neta i niechcący dołożyłam sobie o jedno ćwiczenie więcej - ale może to dobrze. :D 

PS. Aha, gdyby też ktoś miał pomysł, jak uspokoić nadprogramową agresję, która pojawiła się jako skutek uboczny ostrych treningów, będę wdzięczna jeśli da mi znać. :D

[EDIT] Zapomniałam się pochwalić bardzo pozytywnymi reakcjami osób, które mnie jakiś czas nie widziały, to moje ulubione (w połączeniu z bardzo ciekawymi minami):

" O Jezu"

"Ale laska się z niej robi, zobaczcie"

"Eeeee... coś się stało? Wow"

30 października 2016 , Komentarze (8)

Z każdym treningiem, a nawet w dni odpoczynku, obok radości i satysfakcji pojawia się coś jeszcze. Pragnienie, żeby iść wyżej i dalej. Nie w sensie rywalizacji z innymi, ale przekraczania własnych granic. I teraz właśnie coraz mocniej zaczyna mnie nosić na bieganie. Dotychczas nie biegałam, bo pojawiła mi się kontuzja i wolałam ją za/wyleczyć, ale myśl o bieganiu pojawia się coraz natrętniej.

Myślę o bieganiu na zewnątrz, a nie na siłowni. Widzę różne szczuplaczki biegające po bieżni i jest taki hałas jakby owa miała się za chwilę rozlecieć, to co by się działo gdybym to ja biegała? Chyba żeby spróbować kiedyś jak będzie mało osób, czy hałas będzie faktycznie taki duży... Jeśli chodzi o wagę, to wprawdzie się nie ważę, ale sądząc po rozmiarze, jestem daleko od przekroczenia dopuszczalnej wagi, więc teoretycznie mogłabym spróbować. No i na siłowni można biegać niezależnie od pogody i dopasowywać sobie poziom trudności. Już nie mówiąc o tym, że rozgrzać się łatwiej. Kurde, na zewnątrz czy w środku?

Żebyśmy tylko takie pokusy mieli... ;)

23 października 2016 , Komentarze (5)

No, minął miesiąc (z kawałkiem) odkąd rozpoczęłam moje, ekhm, profesjonalne treningi. Owca wcześniej i Owca dziś to dwie zupełne różne osoby. Tamta wcześniejsza wprawdzie ruszała się nawet sporo, na zumbach i podobnych, ale to jednak nie sprawiało, że szybko gubiła centymetry.

Siłownia zaś zadziałała jak czarodziejska różdżka, z zaklęciem rozpisanym na 9 różnych sprzętów. Z każdym kolejnym treningiem sił było więcej a centymetrów mniej. Szybko musiałam kupić mniejsze spodnie, a bluzki do treningu stawały się bardzo luźne. Co tam do treningu, moja ulubiona elegancka bluzka do pracy zrobiła się tak luźna, że kołnierzyk opada mi na ramiona i nie wiadomo jak zrobiła się z tej bluzki bluzka z dekoltem. W ulubionych eleganckich spodniach na pośladkach zrobiło mi się tyle wolnego miejsca, że materiał zaczyna tam smętnie zwisać i mogę tam wrzucić parę ziemniaków. :) Oczywiście brzuch chudnie na końcu, ale chudnie i to się liczy - dziś spokojnie noszę spódnicę, w której parę tygodni temu wyglądałam jakbym miała zaraz rodzić. ;) Nie ma się co przejmować, że chudnie się trochę nierównomiernie - teraz idzie zima i można to i owo ukryć pod swetrem.

Moje przesłanie pozostaje aktualne - tylko siłownia, z umiejętnym połączeniem ćwiczeń z obciążeniem (zwiększanym stopniowo, jak już spokojnie robicie serie) i jakiegoś cardio (rowerki itp.), w połączeniu z dietą daje najlepsze rezultaty. Ale plan ćwiczeń powinien rozpisać profesjonalny trener - i nie ma co się go bać ani wstydzić!


2 października 2016 , Komentarze (6)

Minęła kolejna epoka mojego trenowania. Wkrótce pora umówić się na "kontrolę" z panem trenerem. ;) Ciekawe czy wymyśli mi inny trening, czy będzie mówił, żeby tylko zwiększać obciążenie.

Efekty są super, podobnie jak wcześniej. Robi się luźno w starych ciuchach. W spodniach to wygląda jakbym miała jeszcze miejsce na jakieś ziemniaki. Oczywiście jest to też minus - jest luźno, ale wcale lepiej przez to nie wyglądam. Pan trener zobaczył dopiero całą zmianę jak założyłam strój do trenowania (różnica jak pomiędzy efektem "no nieźle" a efektem "ojp!" ;)). Czyli albo chodzę w starych ciuchach i nie przeszkadza mi, że ciuchy są rozepchane i zaczynają wisieć, albo zaczynam chodzić w spódnicach i czekam na moment, gdy stare-nowe dżinsy nie będą mnie mocno obciskać.

Muszę przyznać, że w tym tygodniu zaliczyłam malutki kryzysik w poniedziałek - bo coś mnie jakby łapało i zaczęłam mieć dreszcze. Okazało się jednak, że pomogły mi 3 łyżki miodu rano i po południu, do herbaty. Zastanawiałam się nawet czy sobie nie odpuścić treningu z powodu przeziębienia. Stwierdziłam jednak, że pójdę i zobaczę, jak mi idzie. I szło mi super, a ćwiczenia na rowerku pod koniec upewniły mnie, że jest dobrze, bo puls miałam w normie (a przy przeziębieniu zawsze mi szaleje).

Wprawdzie rezultaty odchudzania są coraz bardziej widocznie, ale np. siła w rękach rośnie powoli. Jest takie urządzenie, 610 (chyba numeracja w Calypso jest wszędzie taka sama?), i ćwiczenie na nim idzie mi strasznie. Zawsze zajmuje mi najdłużej i te zapisane 3 serie robię w ratach i to na najmniejszym obciążeniu (what a shame ;)). W końcu ta siła się zwiększy, ale jak na razie idzie opornie. Za to pokochałam przysiady na TRXie. Zwłaszcza, gdy zaczynam już lecieć w górę po przyciągnięciu (a nie ciągnąć się, jak nie powiem co ;)). To co mi się jeszcze wyjątkowo podoba to to, że nie boli mnie zad od jeżdżenia na rowerku stacjonarnym i że w sumie jest wygodnie (choć wkurzam się, gdy muszę zwalniać, gdy puls mi wychodzi poza określoną granicę ;)). No i pozostałe ćwiczenia też są ok. Za to czekanie, aż się zwolni jakieś urządzenie, już jest mniej ok. A ja zaczynam dostawać przez to szału, bo chcę robić dokładnie na tych urządzeniach, które mam wpisane (choć trener powiedział, że w razie czego można sobie zmienić na inne, o zbliżonych funkcjach).

Siłownia działa na mnie nie tylko odchudzająco, ale terapeutycznie. Pomaga przetrwać ból złamanego serca. Oczywiście, ponieważ każdy kij ma dwa końce, jest i minus. Chyba testosteron mi skoczył, bo wkurzam się szybciej i gwałtowniej (jak widać w poprzednim akapicie). Cóż, coś za coś. ;)

24 września 2016 , Komentarze (3)

Kolejny tydzień, a jakby kolejna epoka. To jest niesamowite jak szybko widać efekty. Nie że od razu wszystkie kg się gubi, ale u siebie widzę naprawdę znaczącą zmianę. Raz że kupiłam te spodnie do treningu o dwa rozmiary mniejsze i już w nich czuję, że lecą centymetry. Dwa - widać po twarzy. Ogólnie z całego ciała spadają centymetry, choć - nie oszukujmy się - z brzucha na końcu. :D

Praktycznie po każdym treningu widzę zwyżkę formy, widać to po czasie wykonania serii danego ćwiczenia. A zmęczenie materiału widać na rowerku jak mierzy się puls. Od razu wiem, w jakiej jestem formie. W najlepszej byłam jak przyszłam rano, a najgorzej było jak już było dość późno. Puls był szybki i ciągle musiałam zwalniać.

To co mnie zaskoczyło - jak szybko przemiana materii skoczyła. Tak że wczoraj ominęłam jedne zajęcia taneczne, bo za mało zjadłam w ciągu dnia i było mi strasznie słabo. Pomyślałam - ok, nie przesadzajmy, jeszcze zemdleję na zajęciach i dopiero będzie siara. To też jest ważne, żeby umieć sobie odpuszczać czasem.

Zaskoczyło mnie też to, że nie poznali mnie dalecy znajomi, których ostatnio widziałam w czerwcu. No i takie efekty treningu i diety to ja lubię i wszystkim życzę. :)

EDIT: Zapomniałam o jeszcze jednej zmianie. Im bardziej jestem niewidoczna, tym bardziej jestem widzialna. ;))) Dla facetów. Ciekawe za ile kg uda mi się w końcu z jakimś umówić. :P

17 września 2016 , Komentarze (3)

"Pani Owco, jak pani schudła" - tym tekstem przywitała mnie znajoma przed zajęciami fitness w połowie tygodnia (nie widziała mnie ze 2 tygodnie). Faktycznie, rezultaty pojawiły się bardzo szybko, co pewnie jest również zasługą mojego przejścia na wegetarianizm i sukcesywnego unikania jedzenia śmieci. Skutek jest taki, że jutro muszę się wybrać po nowe mniejsze dresy do ćwiczeń, bo jeśli chodzi o stare, to zaplątuję się w nogawki. :)

Jeśli chodzi o zalecenia trenera, wszystkie wykonywałam w tym tygodniu sumiennie - codziennie sok z połowy cytryny, jedzenie optymalne, a wieczorem siłownia. Oczywiście, jak mówił, początki były trudne. Raz że czułam, że wszyscy się na mnie gapią, a dwa że długo mi się schodziło z poszczególnymi ćwiczeniami. Potem jeszcze musiałam spisać wyniki. No ale na szczęście nie ja jedna popylam z taką kartką po fitness clubie i po jakimś czasie przestałam się przejmować.

Najgorszy był ból mięśni po treningu, wcześniej niespotykany. No ale nigdy jeszcze nie zdarzyło mi się codziennie być na siłowni... No, z wyjątkiem niedziel, muszę mieć przynajmniej jeden dzień bez sportu, na regenerację. Za to mega przyjemne są komentarze, że chudnę szybko, no i obserwowanie postępów. Moja magiczna kartka wskazuje, że na przykład ćwiczenie, które w zeszłym tygodniu wykonywałam 7 minut, teraz zajęło mi 4 minuty. :) I bardzo podoba mi się uczucie, gdy na danym urządzeniu wybieram obciążenie, takie jak miałam na poprzednim treningu, napinam się, po czym nagle to żelastwo robi się tak lekkie, że słychać głośne brzęknięcie, bo za mocno szarpnęłam. ;) Okazuje się też, że jazda na rowerku stacjonarnym nie jest nudna - zwłaszcza, gdy pilnuje się tętna. Musiałam w tym tygodniu mocno się skupiać i cały czas obserwować, czy nie jadę za szybko albo za wolno.

Podsumowując - jakiś czas temu sobie i innym radziłabym na schudnięcie na początek basen. Ale teraz mówię - w życiu! Zapomnij człowieku o basenie i zapitalaj na siłownię! Oczywiście pamiętając o diecie. I poproście trenera o plan ćwiczeń i wykonujcie go - to naprawdę działa, ja już chudnę, a minął dopiero tydzień ostrego trenowania!

11 września 2016 , Skomentuj

W ostatnim wpisie obiecałam napisać jak było na Salsation. I powiem Wam - bardzo fajnie i męcząco. :) Pot lał się strumieniami. Muzyka fajna, układy nawet dość skomplikowane i babeczki średnio nadążały. Jeśli jednak ktoś chodzi na zumbę jak ja, to jest przyzwyczajony do lekkiego chaosu i umie już nie wkurzać się na siebie, że nie nadąża.:) Będę chodzić na te zajęcia.

Myślałam, że to Salsation będzie głównym motywem tego wpisu, ale jednak nie. Jako że kupiłam karnet do Calypso i w nagrodę dostałam 4 treningi z trenerem do końca roku (1 na miesiąc), w tym tygodniu przypadał mój pierwszy trening. I jestem zachwycona. :) Trener pokazywał mi proponowane ćwiczenia, a potem je wykonywałam. Dowiedział się, jak ambitny wagowo mam plan ("jakieś 20 kilo do końca roku") i ułożył mi pod to plan ćwiczeń na poszczególnych urządzeniach. Mam chodzić na siłkę co najmniej 4 razy w tygodniu. W tej sytuacji moje płyty z ćwiczeniami i plany jazdy rowerem mogą poczekać na lepsze czasy, bo z tych naszych ustaleń wynika, że mam w tygodniu 4 x siłkę, 2 x zumbę i 1 x salsation, przy czym co najmniej raz będzie najpierw siłka a potem zumba. W takiej sytuacji gdyby ktoś mi kazał jeszcze jeździć rowerem, to chyba wybuchłabym histerycznym śmiechem. ;)

Jest tylko jeden mały problem - ledwo dziś żyję. Nigdy jeszcze nie byłam aż tak obolała, żeby nie móc spać, ale może to też przez okres, który przytrafił mi się w dzień tego treningu. Trener uprzedzał, że początki będą bolesne, ale potem będzie lepiej. I ja mu wierzę, już raz przez to przechodziłam. Najpierw boli, a potem przychodzi siła.

Druga dość śmieszna sprawa - będę musiała chodzić na siłkę z tym planem trenera i notesem - bo chciał żebym zapisywała ile czasu zajmują mi te ćwiczenia, które nie są na czas (różnego rodzaju podnoszenia, np. 3 serie po 10...). Nieźle, na salę z butelką wody, ręcznikiem, kartką i notesem. Dobra, przynajmniej ludzi rozbawię. :)

Tak na marginesie - bardzo się cieszę, że się załapałam na te treningi z trenerem. I z tego planu też się cieszę. Teraz to to moje odchudzanie będzie bardziej opanowane. No i za miesiąc trener będzie chciał zobaczyć postępy - to dodatkowa motywacja, żeby nie zrobić sobie przed nim obciachu.

PS. Jeśli załapiecie się na ten karnet, będą Wam chcieli sprawdzać skład ciała i wagę. Ja się nie zgodziłam, żeby się nie demotywować. ;)

6 września 2016 , Komentarze (2)

Postanowiłam, że większość moich zajęć sportowych to będzie taniec. Jako że nabyłam karnet Calypso (bo Multisporta nie mam w nowej pracy), postanowiłam zintensyfikować moje wizyty tam. Do tej pory, podczas przerwy moja aktywność była trochę mniejsza - spacery, rower i ćwiczenia z płytą. W końcu organizm musiał się przyzwyczaić do nowej diety. A to wcale nie było łatwe - najbardziej dokuczały mi bóle głowy, które na szczęście po kilku dniach odpuściły. Niektóre sensacje wciąż się utrzymują. ;)

Przejrzałam ofertę Calypso i oprócz ukochanej zumby, z zajęć tanecznych natknęłam się na Salsation. Salsa w odchudzaniu brzmi super. Próbowała któraś z Was? Postaram się dać znać w weekend, jak tam zajęcia. ;) Może znajdzie się coś jeszcze - a na pewno trzeba będzie dorzucić siłownię, bo bez ćwiczeń siłowych nie ma prawdziwego odchudzania.

Jeśli jeszcze będzie mi mało, to mam płytę z tańcem brzucha. ;)