Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Po wielu perypetiach związanych z odchudzaniem ktoś rzucił w mojej obecności hasło: dieta przyspieszająca metabolizm. Zaczęłam czytać i z dnia na dzień padła decyzja. Jak się okazało: zbawienna. Na diecie jestem już jakiś czas, waga leci, a ja w końcu czuję, że mogę wyglądać tak, jak w wieku dwudziestu paru lat.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 49422
Komentarzy: 670
Założony: 20 września 2014
Ostatni wpis: 28 października 2020

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
aniab2205

kobieta, 41 lat, Tomaszów Mazowiecki

164 cm, 57.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

16 lipca 2016 , Komentarze (13)

Tak, tak potwierdzam. Nigdy nie sądziłam, że tak się może stać, ale stałam się motywatorem do odchudzania i zdrowszego stylu życia dla mojej mamy, teściowej i koleżanki. Teściowa zrzuciła narazie 2 kg, mama aż 6. Koleżanki nie pytałam, głupio mi było. Jestem dumna z ich startu, a najbardziej cieszę się z tego, że mojej mamie w końcu zmieniło się myślenie,  że ma ochotę o siebie zwalczyć.

Ps. U mnie sezon ogórkowy w pełni, a u Was? Ja nie wiem czy nam potem te kiszone nie zbrzydną. Tyle ich przygotowałam, że chyba będę potem rozdawać.

14 lipca 2016 , Komentarze (6)

   O rany, ciężko jest podsumować 8 minionych miesięcy, chąc to zrobić gruntownie, przejrzałam swoje wpisy pomiarowe, notatki w kalendarzu i notatniku, gdzie zapisywałam sobie propozycje posiłków na kolejne fazy. Zerknęłam też do szafy i pudeł z ciuchami, oraz fotek z różnych imprez, bo walka z kilogramami przyniosła też zmiany stylu ubierania i życia. No ale po kolei. 

Dietę rozpoczęłam 13 listopada i był to pełen spontan. To był bardzo ciężki moment w życiu osobistym, wydawałoby się, że niesprzyjający dietowaniu. A jednak. Nie miałam kontroli nad innymi sprawami i zakiełkowała we mnie myśl, że chociaż nad wagą chciałabym zapanować. Wcześniej próbowałam różnych diet, między innymi SB, z pozytywnym skutkiem, ale krótkotrwałym, kolejne podejście już nie zachwycało, więc ta dieta odpadała. Znajoma polecała dietę, Montignaca, poważnie nad nią myślałam, ale w międzyczasie usłyszałam gdzieś o diecie przyspieszającej metabolizm. Postanowiłam się doinformować i zaczęłam grzebać w internecie. Znalazłam kilka luźnych wpisów dziewczyn, które kierowały się książką Pomroy, ale miały słomiany zapał i nie przeszły wymaganego 28 dniowego cyklu zmiany żywienia. Ja byłam zdeterminowana, uznałam, że miesiąc to uczciwa wymiana za spadek choćby 2-3 kg. Nieocenioną deską ratunku okazała się strona Ewy- szybkaprzemiana.pl. Przepisałam do notatnika jej rozpiski tego, co jadła przez te swoje pierwsze 28 dni i w żelazny sposób starałam się ich trzymać, choć nie każde danie mi smakowało, nie każde syciło. Nie złamałam się jednak. 28 dni, to 28 dni. Koniec, kropka. Efekt? W listopadzie zgubiłam 3,4 kg, to efekt ok 13-14 dni diety. Grudzień i styczeń przyniosły spadek 5,2kg, luty to -2,20kg, marzec -1,7, kwiecień -0,60kg, maj -0,80kg. Te cztery ostatnie miesiące były pełne wizyt lekarskich, pogarszających się stanów zdrowia, zaniedbań w jedzeniu, a jednak na ile dawałam radę, trzymałam się pór jedzenia i ustalonych proporcji. Dlatego waga mało, ale jednak spadała. Myślę, że to pomogło też stracić kolejne 1,80kg w czerwcu, kiedy zaczęłam wracać do siebie i więcej czasu mogłam poświęcić przygotowanym posiłkom. Prawdą jest też chyba teoria, że im mniej się ma do zrzucenia, tym trudniej się tych kilogramów pozbyć. Do celu brakuje mi już niewiele, ale i tak w gruncie rzeczy jestem zadowolona ze swojej wagi. Mój rozmiar z 44-42 zmienił się do 38-36, zależy, co mierzę. Zazwyczaj sięgam po eMkę, ale zdarza się, że i XSka jest ok. Ciuchy w stylu namiot, czy worek, jak kto woli, powędrowały do szafy, część do śmieci, a przy dzisiejszych zakupach często rozglądam się za dopasowanymi koszulami, sukienkami, spodniami. Mam trochę ciuchów w stylu sportowym, niezobowiązującym, bo w takich mi najwygodniej w pracy, gdzie dużo się ruszam. Częściej jednak wybieram coś na granicy luzu i elegancji, bo szczuplejsza JA lubi pokazać uwolniony po tylu latach seksapil. Moją bolączką są uda i brzuch, ale to już na spokojnie ogarniam, cierpliwa jestem, nie oczekuję szybkich efektów, nie spinam się, czerpię przyjemność z tego co mam i z dużą pewnością siebie, czekam na to, co wiem, że nadejdzie. 

Nie zanudziłam Was jeszcze? Powoli zmierzam do końca. Jeszcze tylko w kilku punktach to, co wydaje mi się najistotniejsze w tych 8 miesiącach:

1. Przez te 8 miesięcy wielokrotnie łamałam zasady diety Pomroy (wskoczyło ciasto, moje ulubione raffaello, nie zachowywałam 5 posiłków dziennie albo nie piłam odpowiedniej ilości wody), ale starałam się robić to rzadko i minimalnie. Czasem zdarzały się błędy mimowolne, np. jadłam nieodpowiednie warzywo w 2. fazie. Mimo tych odstępstw, inne posiłki w ciągu dnia były zachowaniem jadłospisu i po każdym takim wyskoku grzecznie i natychmiast wracałam do diety, więc nawet jeśli parę dkg poszło w górę, to po 2-3 dniach to gubiłam. Kiedyś zeszłoby mi z tym znacznie dłużej.

2. Moje posiłki, ze względu na brak czasu lub chęci, często są bardzo uproszczone. Kiedy mam czas, jestem Top Chefem w mojej kuchni, kiedy jestem leniwa, przygotowuję posiłek na 2 dni albo wyciągam z zamrażarki to, co przygotowałam sobie wcześniej, w chwilach kreatywności i tak, jak napisałam Alunce, wyznaję wtedy zasadę: jem żeby żyć, a nie żyję żeby jeść.

3. Kiedy się czymś znudzę, staram się choćby w minimalny sposób urozmaicić posiłek, żeby choć wizualnie wydawał się atrakcyjniejszy. Wszystko, żeby nie rzucić się na coś niedozwolonego. Moją bolączką są nadal momenty, gdy mam wstręt do mięsa, a fazę 2. jakoś trzeba przetrwać. Chęć na słodycze udaje się czasem zabić kawą inką albo znalezionym pośpiesznie zajęciem.

4. Dieta przyspieszająca metabolizm tania nie jest, ale dla chcącego nic trudnego. Zamiast łososia, często wybierałam tuńczyka, a w chwilach wielkiej biedy sięgałam  nawet i po wędzoną makrelę. Pół kg ksylitolu, to u mnie zapas na 2-2,5 miesiąca, tahini jeszcze nie kupiłam, choć z ciekawości pewnie się kiedyś wykosztuję. Mleko roślinne kupuję na promocjach i czasem mrożę, żeby mi się nie zmarnowało. Teraz, kiedy warzywa i owoce sezonowe są tak tanie, staram się zrobić choć małe zapasy na czas zimy, to też jakaś niewielka oszczędność będzie. Tak samo jak efekty pracy w moim i mamy ogródku warzywnym- uroki mieszkania na wsi.

5. Na imprezach jem bez ograniczeń ilościowych, ale rzeczy dozwolone, czasem tylko pogrzeszę kawałeczkiem domowego ciasta. Nie napycham się jak kiedyś, nie szaleję na punkcie jedzenia, czasem dzielę się porcją z mężem i w ten sposób mogę nie zostawiać niczego na talerzu, a popróbować wszystkiego, na co mam ochotę.

6. Nadal nie piję kawy rozpuszczanej ani sypanej. Raz się skusiłam na tę z ekspresu, ciężko mi po niej było. Pokochałam za to inkę karmelową, a wodę z cytryną to nie tylko mój mąż, ale i znajomi zaczęli pić.

7. Przez ostatni miesiąc kawę inkę słodziłam miodem- czubeczek łyżeczki dla smaku.Skończył mi się ksylitol, na nową paczkę nie mogłam sobie pozwolić. To odstępstwo od diety, ale jak już wspomniałam, czasem mi się takie zdarzają.

8. Teraz dużą pomocą w wymyślaniu jadłospisu i dobieraniu produktów jest grupa wsparcia na fb, założona przez Ewę-właścicielkę szybkiejprzemiany.pl Subskrybuję sobie też oryginalną stronę Hayle Pomroy. Czego nie umiem sama przetłumaczyć, tłumaczy mi słownik lub znajoma anglistka ( od czego ma się koleżanki  :-) 

9. Przez 2 miesiące wykluczałam z jadłospisu wszystko, co ma gluten. Wbrew pozorom, nie było trudno.

10. Ćwiczyłam sporadycznie. Lubię, ale czas albo stan zdrowia nie zawsze pozwalały. 

Uff, dotrwałyście do końca? Mam nadzieję, że chociaż jednej osobie się to moje podsumowanie przyda. 

Moje śniadanko z fazy pierwszej. Jaglanka z truskawkami i odrobiną ananasa.

                        

A tutaj obiadek, też z fazy 1. To kasza orkiszowa z duszonymi warzywami i mięsem z kurczaka.

A tu już jedzonko z 3 fazy:

1.ciasto marchewkowe z orzechami, brzoskwinie i pomidorki+ inka karmelowa.

2.Wafle ryżowe (z ryżu brązowego) z nutellą z avokado i masłem orzechowym+malinki.

3. Naleśnik owsiany z malinkami.

10 lipca 2016 , Komentarze (22)

Witam wszystkie vitalijki. Wrzucam dzisiaj fotki porównawcze, zgodnie z obietnicą, choć trochę późno. W środę minie mi 8 miesiąc na diecie, to wtedy dorzucę wam jeszcze małe podsumowanie tych moich wszystkich wysiłków i postępów. Różnice na zdjęciach poniżej są już mniej spektakularne, niż te początkowe, ale jednak trochę widoczne. To rejestr nieco ponad 5kg. Na wcześniejszych fotkach miałam 65 kg, a teraz 59.80kg. Założyłam tę samą koszulkę, ale to chyba nie pomogło w zarejestrowaniu różnic wyglądu, choć te zdecydowanie są. Na końcu dorzuciłam jeszcze porównanie wagi startowej z obecną, tu już ślepy by nie zauważył, że postępy w dietowaniu jak najbardziej są. 

  

  

Tu już macie różnicę prawie 16 kg.

  

  

23 czerwca 2016 , Komentarze (15)

 Męczyłam się z tym moim zastojem wagi dosyć długo marząc, żeby pozbyć się choćby tych 30 dag, których brakowało mi do równiutkiej 15 na minusie, a dziś rano spotkało mnie takie oto zaskoczenie, że waga zjechała o całe 1,30 kg i tym samym odnotowuję dziś, że od początku diety, czyli od połowy listopada udało mi się pozbyć okrągłych 16 kilogramów. (puchar)WOW!!! Nie uwierzyłabym wtedy, gdyby mi ktoś przedstawił taką perspektywę. Cieszę się niesamowicie. Przede mną ostatni zakręt, czyli dojście do wymarzonej 59 na wadze. Taki był pierwotny cel i jest on już w zasięgu ręki. Trzymajcie kciuki, żeby łatwo poszło, czego i wszystkim vitalijkom serdecznie życzę

:-) 

20 czerwca 2016 , Komentarze (5)

 Zadziałała w końcu z tą moją infekcją gardła, bałam się, że bardziej zaszkodzi mi przeciąganie tego niż antybiotyk czy inny lek. Skonsultowałam to z moim lekarzem prowadzącym i zezwolił. Jeśli do środy się doleczę, to będę mega szczęśliwa. Wzięłam też zwolnienie. Nie lubię tego, ale w pracy ciągle gadam. Alunka, Ty wiesz najlepiej co to znaczy dla gardła. Choroba zawodowa się kurczę zaczęła, jak nic. Teraz będę leżeć i pachnieć, żeby szybko dojść do siebie. Książka już leży obok, będzie relaks.

18 czerwca 2016 , Komentarze (7)

 Chudnięcie w toku, ale samopoczucie siada z powodu silnego bólu gardła:(. Drapie mnie już kilka dni i nie mam już pomysłu na to jak się ratować. Obecnie mogę brać co najwyżej aspirynę i witaminę C, no i tylko środki naturalne zostają. Pytam po znajomych o jakieś domowe sposoby, ale narazie nic nie pomaga. Do środy muszę się doleczyć i stresuje mnie ten problem niesamowicie. 

   Jedzeniowo było w tym tygodniu bardzo przykładnie, spadło mi 10 dag. Malutko, ale to kolejny kroczek w przód i 60 już z przodu. Nad końcówką popracuję jeszcze. Będzie dobrze. Już zresztą jest. Pochodziłam ostatnio po sklepach, bo szukałam czegoś na lato i zrobiłam kilka zakupów: 2 sukienki w rozmiarze 38, spodenki w r. 36 (szok) i bluzki e-M-ki. To cieszy, bardzo. Powrzucam zdjęcia przy okazji, ale chyba będę musiała poprosić męża o pomoc, bo lustro mam za małe, żeby całą sylwetkę cyknąć. 

Kilogramy niby ruszają się jak mucha w smole, ale ponoć zmieniły mi się rysy twarzy. Kilka osób mi to już powiedziało, a widuję się z nimi niemal codziennie. Coś w tym jest, bo jak ostatnio spojrzałam na siebie w witrynie sklepowej, to nie poznałam swojego odbicia. Uśmiałam się z siebie. Jednak w głowie gdzieś jeszcze siedzi ten obraz dawnej mnie. Mózg się nie może przestawić. 

Poniżej płatki jaglane z truskawkami i melisą, no i pomidorki, które jem ostatnio wręcz nałogowo. To oczywiście śniadanie z fazy 1.

                 

Tutaj naleśnik z mąki gryczanej z pastą z avokado i brzoskwinią. Też śniadanie, tylko z fazy 3.

            

No i na koniec pakiet wyjściowy do pracy. Miał być do tego jeszcze chlebek żytni z Lidla, ale nie zdąrzyłam kupic przed pracą i było tak: na 2. śniadanie pomidor z odrobiną surówki z kalafiora i pastą z avocado z dynią, na odbiad: placki  cukini z surówką i na deser brzoskwinie, a na podwieczorek znów pomidorki z pastą z avocado. Nie byłam głodna, więc tylko przegryzłam to w biegu. Kolacji tuu nie uwieczniłam, ale był bób z jakiem sadzonym.

12 czerwca 2016 , Komentarze (6)

 Fajne żabule, prawda? Na wycieczce wypatrzyłam i miałam ogromną ochotę zakupić, ale nie były na sprzedaż. Może i dobrze, obiecałam sobie nie zagracać sobie domowej przestrzeni bibelotami.

 Spokojniutki ten weekend, relaksowy. Wczoraj wpadliśmy na chwilę do obu mam, a popołudniu grillowanie ze znajomymi. Nagadaliśmy się, posiedzieli z takim komfortem, że nic nas nigdzie nie goni, mamy chwilę na odpoczynek i pogadanie o wszystkim i o niczym. Dzisiaj też słodkie leniuchowanie, czas na bycie ze sobą, bo od jutra mąż znów wybywa na cały tydzień. Okropnie mi takich momentów brakuje. Przydałby się jakiś wspólny wyjazd, ale jeszcze długo nie będzie to realne. W wakacje, jeśli w ogóle uda się gdzieś wyjechać, to będzie to wypad weekendowy, a nie urlopowy. Kiszka. No, ale jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma, prawda?

Wrzucam dziś 3 fotki jedzenia, które u mnie w takiej postaci zaistniało na talerzu po raz pierwszy. Za pół kilo będą też foty porównawcze. Na pewno będzie widać jakąś różnicę, w końcu to kolejne 5 kg w dół od ostatniego zdjęcia porównawczego. Buziaki dla Was w tę piękną niedzielę.

 Tutaj kalafior zasmażamy z zieloną soczewicą i szczypiorkiem.

Tutaj sałatka z czymś w stylu sosu tzatziki- bez śmietany, tylo sok z ogórka i odrobina majonezu. No i oczywiście czosnek.

 A tu danie fazy 2., czyli białkowe. Makaron konjac z duszoną włowinką i zeloną fasolką. Makaron w postaci ziarenek ryżowych kupiłam w Auchan za niecałe 5 zł. Opakowanie starczyło mi na 2 posiłki, więc nie jest to jakiś ogromny wydatek.

7 czerwca 2016 , Komentarze (6)

Witam wszystkich ponownie. Dzisiejszy tytuł nagłówka mówi sam za siebie, jestem u mety okrągłego spadku. Waga w końcu się ustabilizowała, a nawet zaczęła rejestrować kolejne spadki, więc zrobiłam pomiary. Dzisiaj na szklanej zobaczyłam 61 kg. Okrąglutkie 61. Jeszcze 20 dag i będę się cieszyć, że zgubiłam całe 15 kg. Spory spadek zobaczyłam też w centymetrach, np. w szyi miałam ostatnio standardowo 36, a dziś 35, w bicepsie było 31, jest 31,w piersiach 98, dziś 96, w talii 83, dziś 81, no i w miescach mojej bolączki- brzuch- było 94, jest 93, biodra- było 97, jest 96. Małymi kroczkami idę do przodu, więc jest więcej niż ok.

19 maja 2016 , Komentarze (5)

  Koniec kolejnego tygodnia zbliża się wielkimi krokami, a ja stoję wagowo w miejscu. Dieta zachowana, żadnych wyskoków, a waga skacze sobie jak na trampolinie- pół kilo w górę, pół kilo w dół i tak w kółko. Dobrze, że nie ma jakichś drastycznych zmian, ale paska też w tym momencie nie zmienię, bo kilogramy niestabilne. Pomiarów to już nawet nie sprawdzałam. Dobra wiadomość w tym wszystkim jest taka, że jak wchodzę do sklepu z ciuchami, to nie ma problemu żeby coś dla siebie znaleźć. Mieszczę się już standardowo w M, a czasem nawet w XS lub S. Wczoraj np. zakupiłam sobie na lato sukienkę w rozmiarze XS, chyba pierwszy raz mi się zdarzyło taki rozmiar mieć w szafie. Tyle, że jak popatrzyłam na swoją sylwetkę, to zobaczyłam dokładnie co jeszcze nie gra. Jest to między innymi wygląd ud, na których wciąż gości paskudny celullit. Padła więc decyzja o skupieniu się w najbliższym czasie na udach. W ruch pójdą znów chińskie bańki i koniecznie ćwiczenia. Z tymi ostatnimi zaczęłam już wczoraj. Było lepiej niż się spodziewałam, ale do pełni formy, to jednak trochę mi jeszcze brakuje. Dla porównania trzasnę jeszcze jakieś foty. Zobaczymy na co się zdadzą te moje wysiłki.

14 maja 2016 , Komentarze (5)

   Od 3 dni mam lekki kryzys jedzeniowy, brak apetytu. Staram się jeść regularnie, ale nie jest to łatwe. Łapię coś w locie, a to nie jest dobre dla mojego metabolizmu, który póki co jeszcze czasem wariuje. Waga poleciała lekko w dół, ale nie zmieniam jeszcze paska. Zrobię to w niedzielę lub poniedziałek uzupełniając przy okazji pomiary. No właśnie, wymiary. W brzuchu, biodrach i udach stoją w miejscu i nie chcą nic polecieć w dół. Może z czasem...

   Poniżej dowód mojej wielkiej chęci na słodkości, a konkretnie na coś czekoladowego. Chodziło za mną i chodziło. Nie do końca się tym nasyciłam, ale od biedy wystarczy. Po wyskoku z omlecikami pilnuję jadłospisu.

A tutaj mój ratunek na fazę proteinową. Zimne nóżki z ciętą fasolką i galaretka cytrynowa z melisą (robiłam jeszcze rabarbarową). Galaretka okazała się ożywczym deserem i dodatkiem do przekąski. Na pewno zrobię ją jeszcze nie raz.

A oto i dowód mojej lekkiej rozrzutności. Dla relaksu stóp kupiłam sobie chłodzący żel. W Lidlu oczywiście, za całe 2,50 zł. Obok coś, co wiele z Was polecało. Wahałam się pomiędzy żelem Soraya a Perfecta, ale stanęło na tym i teraz już mogę potwierdzić. Żel jest fenomenalny. Różowy jest miły dla oka, zapach lekko przypomina mi męski sztyft, którego używa mój mąż, ale ja lubię takie zapachy. Ogromnym plusem jest dla mnie ten efekt rozgrzewający. Super. Z praktycznych rzeczy kupiłam stopki, które mogę szczerze polecić. Jedna para kosztowała 3 zł. Kupiłam je w chińskim markecie. Na pięcie mają żelową wklejkę, która chroni przed otarciami, materiał przypomina bawełnę, miły w dotyku i tak lekko się stopa w nim czuje.

Ostatnie dwa zakupy to kolczyki z Rossmanna i masełko do rąk. Kolczyki będą pewnie takim kolorowym dodatkiem do nie jednego wiosenno- letniego stroju, a masełko, kupione w mydlarni to taki prezent przedurodzinowy ode mnie dla mnie :D. Wybrałam takie o zapachu białego piżma i pomarańczowy z chili. Lubię je, bo są bardzo wydajne i super natłuszczają i nawilżają skórę. Tylko cena powala. :?

Na koniec moja wczorajsza kolacja- jajo z pieczarkami i pomidorkami koktajlowymi. Mój mąż się ze mnie śmieje, że takie fanaberie na talerzu wyprawiam, a ja zwyczajnie lubię mieć przed sobą taki zachęcający do jedzenia talerz. 

Dorzucam też fotkę zapiekanki z 3. fazy. Spód to czerwona i zielona soczewica wymieszana z jajkiem i przyprawami. Na to warzywka i 2 kabanoski. 

      

I to tyle. Udanego weekendu dziewczyny. Na świeżym powietrzu, mimo ochłodzenia :D