Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

DWIE CIĄŻE- o dwa razy po 10kg za dużo...

Archiwum

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 11141
Komentarzy: 59
Założony: 2 stycznia 2018
Ostatni wpis: 24 stycznia 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
UspionaMotywacja

kobieta, 37 lat, Miechów

170 cm, 78.80 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Zero słodyczy, więcej ruchu, trzeba dbać o siebie obżarciuchu!!!!

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

24 stycznia 2018 , Komentarze (4)

Waga w ostatni piątek wskazywała 76,1kg. Jest środa i jest prawie 1,5kg mniej...czy to możliwe??? :)Czyżbym miała pojutrze zobaczyć po siódemce trójkę zamiast czwórki ????? :D <dopija zieloną herbatę> Nawet o tym nie marzyłam :) BMI dla mojego wzrostu wskazuje, że nadwaga zaczyna się powyżej 72kg...o ileż lżej będę się czuła przekraczając w dół to magiczne 72kg!!!!!!!!! :D

Aż mi moje nowe gacie mi lecą z wrażenia :D;):p:PP

23 stycznia 2018 , Komentarze (4)

Miałam ważyć się co tydzień i tylko co tydzień... Ale co ja poradzę, że mam mega power i mega radochę jak wchodzę na wagę i widzę spadek każdego dnia :Dto jak narkotyk :D a że robię to z samego rana, to mam później super humor na cały dzień i siłę by przeciwstawić się wszelkim pokusom :) Nie widzę jeszcze wielkich zmian po moim ciele bo wciąż ogólny spadek masy jest zbyt mały...dlatego do dalszego działania motywują mnie właśnie te magiczne liczby na wadze :)

Tak się cieszyłam, że mimo okresu, waga w ostatni piątek wskazywała 76,1kg, czyli o 1,2kg mniej niż w piątek tydzień wcześniej. A dziś, 4 dni później, znów się zważyłam...i co? Ile jest??? 75,8kg??? 75,5kg??? Nieeee :D LEPIEJ! :D

W piątek więc- za 3 dni- musi być ponad kilogramowy spadek od zeszłego piątku (impreza) Nie mogę się doczekac!!! 

A tymczasem...dopijam swoją zieloną herbatkę :) i dziś czeka mnie kolejne wypocenie się na rowerku :) przedwczoraj i w piątek dałam czadu :) staram się cisnąć przez przynajmniej pół h... 

Drugi program chyba nieco łatwiejszy był...więc choć ćwiczyłam dłużej, bo 35min,, a nie 31min., no i dystans zrobiłam o 5km dalszy, to jednak spaliłam mniej kalorii... ale obydwa razy powyżej 500kcal, więc ekstra :Da puls w trakcie jazdy staram się cały czas utrzymywać 115-130 uderzeń na minutę... to wtedy właśnie pali się kalorie :) 

Szkoda tylko, że nie daję rady ćwiczyć codziennie...planowo powinnam z 5 razy w tyg. i 2 dni przerwy, ale ostatnio co drugi dzień daję radę...tej przerwy więc będzie ze 3-4 dni... ale mam dużo do ogarnięcia przy mojej dwójce maluchów i w domu... dość tak, że tego czasu i tak mam więcej na macierzyńskim, a co to będzie po powrocie do pracy??? (strach):x Póki co nie myślę o tym i dążę do celu!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! :D

Nie mogłam się powstrzymać i za tak dobre wyniki sama siebie nagrodziłam :) niczym w postaci słodyczy, nie, nie.... Kupiłam sobie jeansy :D bez wydawania fortuny, wiadomo, w końcu to 3,5kg, a nie 10kg :D ale dla mnie to i tak spory sukces :) kupiłam więc gacie z F&F w Tesco i są ekstra:)  Pierwsze nowe jeansy od kilku lat....dotąd tylko legginsy i legginsy.... świetnie się w nich czuję :) Choć swoje ostatnie jeansy, kilka lat temu, kupowałam w  rozmiarze 38.....a teraz kupiłam rozmiar 40..., to i tak czuję się w nich świetnie :)

19 stycznia 2018 , Komentarze (8)

No dobra, dobra, mam okres...więc mam pietra jak to będzie z tą moją wagą (martwy) Tego się boję bo wiem, że teraz szczególnie jest magazynowana woda w organizmie. Ponadto wczoraj mały malutki maleńki grzeszek ;) w postaci jednego cukierka- krówki z Wawelu...ale ma ponoć jakoś 55kcal, więc nie jest to koniec świata... a na kolację zjadłam kromkę mniej i śniadanie też jadłam małe, więc dużych wyrzutów sumienia nie mam. Wody też wypiłam znów mnóstwo i herbaty zielonej. Nie wyrobiłam się jednak z ćwiczeniami- za dużo obowiązków w domu wczoraj....jestem dobrej myśli, że może dziś się uda...choć perspektywa lekarza z córką troszkę oddala wizję treningu bo i czasu pozostanie mniej.

No dobra, wchodzę na wagę...

Jest dobrze!!!!! Jest BARDZO DOBRZE!!!!!!!!!!!! Jest SUPERRRRRRRRRRR!!! :D:D:D(impreza) 

18 stycznia 2018 , Komentarze (1)

Rrrrraaaany ale jestem z siebie dumna! Byłam dziś na zakupach i skręciłam w dział ze słodyczami....ale się NIE złamałam!!!! :DA ciężko było ojjj ciężko..(pot)...już niemal czułam smak czekolady w ustach(slina) mmmmm......z żalem serca patrzyłam na moją ulubioną czekoladę Lindt, która w dodatku aktualnie jest na promocji....(pot)...Z ciekawości chciałam jednak spojrzeć ile kcal ma gorzka czekolada i bardzo zaskoczona jestem, że w 100g jest ponad 500kcal....jakoś 530kcal tam było....bo porównując z mleczną, różnica wynosiła jedynie około 80kcal....Szczerze mówiąc myślałam, że gorzka będzie dużo mniej kaloryczna od mlecznej...no szok. A patrzyłam i na gorzką z 75% zawartością kakao i z taką, która miała 80%... Dumna jednak jestem, że się nie złamałam :D i grzecznie odmaszerowałam z pustymi rękami :D

Poza tym ile to ja dziś wypiłam łooo... standardowo dwie kawy bez cukru z mlekiem low fat- 350ml każda, sok pomaranczowy bez cukru- ok. 250ml, szkl. wody -400ml+ 4 butelki wody po 0,5l każda....no i filizanka herbaty zielonej 350ml, w sumie jakies 3,7l płynów (2,4l wody)- sporo! :)

Do tego świetnie się czuję po kolejnym zakończonym treningu na rowerku :) Myślałam, że nie dam rady poćwiczyć, bo jedna z córek się rozchorowała i zamiast spokojnie zasnąć po południu to Bidusia płakała...no więc musiałam uspokajać...ale wkońcu się udało, obie zasnęły i ponad pół godzinki pojeździłam (plus rozgrzewka i rozciąganie to będzie z 50min. myślę) i 16,5km zrobione, a ok. 500kcal spalone i luzik (muzyka) tylko program 5 na moim rowerku nieco przynudnawy....mniej wyczerpujący niż poprzednie 4...  Choć nieraz nie ma motywacji do ćwiczeń...i po prostu się nie chce...a później podczas ćwiczeń człowiek się męczy i ledwie daje radę, to uczucie, które później ma się po zakończonym treningu i po prysznicu to jest po prostu niebo! Jak nowonarodzona się czuję za każdym razem :) taka lekka :Dno mega pozytywnie, czuję, że żyję po takim treningu :):)

Minus dzisiejszego dnia jest jeden...i to spory....dostalam okres........(martwy) pierwszy raz po roku czasu......ale kurcze, ja pojutrze mam się mierzyć i ważyć....ehhh niedobrze.... z całą tą wodą kumulowaną teraz w organiźmie po wejściu na wagę pewnie braknie skali do ważenia ................... :x

Ale nie poddaję się!!!! Walczę! Dam radę! Jestem silna!!!!!!! :D(ninja)

17 stycznia 2018 , Komentarze (10)

Niedziela- ćwiczyłam z KFO. 

Poniedziałek - przerwa od ćwiczeń (znów!!! Jestem straszna, wiem...) 

A dziś znów ćwiczyłam z KFO. No i jestem gotowa by jutro znów nieco wypocić się na rowerku- pupa już mnie nie boli po ostatnim razie ;):D

Ruszyłam też z nowym jadłospisem na 1800kcal/dzień. Trochę kombinuję... Jednego dnia przesadą dla mnie było jeść twarożek na śniadanie, twarożek na obiad i twarożek na kolację....zrobiłam więc dnia wcześniejszego obiad z kurczakiem stosując się do przepisu pani dietetyk, ale w większej ilości żeby był na dwa dni. Nie wiem też do końca czy 5 daniowe dni to dobry pomysł czy jednak przejść na 4 dania.... Wstając o 9:00 i jedząc pierwszy posiłek o 10:00, jedząc mniej więcej co 3h, kończę na kolacji o 22:00....a to niezbyt fajna pora na jedzenie..... Dziś moja starsza córka obudziła mnie o 7:00...śniadanie jadłam więc wyjątkowo wcześnie, jeszcze przed ósmą, więc kolację jadłam o 20:00 i to duża różnica- na plus. Przekąskę jadłam o 17:00 i wtedy pomyślałam sobie, że przy 4 posiłkach to miałaby być moja KOLACJA :x ostatni posiłek aż do kolejnego dnia???? Kurcze...sama nie wiem jak jest lepiej...ciężko jest to sobie uporządkować przy dzieciach ehhhh Ale dziś przy wcześniejszej porze każdego z dań było spoko :) i nawet udało mi się poćwiczyć o ludzkiej porze, bo przed południem, a nie tuż przed snem :DNo i wody wypiłam chyba ze 3l bo dzień był tak długi... :) Na śniadanie zamiast 3 kromek chleba wg diety, zjadłam dwie kromki.... czułam się syta, więc nie wmuszałam w siebie niepotrzebnie trzeciej. Obiad był nieduży. Przekąski mini.... bałam się, że po zaledwie 150g jogurtu nie wytrzymam 3h do kolacji :D Myślę, że nieco mniej tych kcal dziś wcięłam niż planowo powinnam...więc....tak, tak wieczorem uległam i .....  no wypiłam tę lampkę wina!!!! Tak, zrobiłam to! Ale czy na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć, że było ono wytrawne?:D I odmierzyłam jego ilość - wypiłam dokładnie- nie mniej, nie więcej- 100ml....ale ile to kcal........??????????????????????????????????(mysli) 

A jak u Was z alko podczas diety???

13 stycznia 2018 , Komentarze (6)

No, dzis robie sobie przerwe od ćwiczeń :) Po wczorajszej jezdzie na rowerku, ledwie umiem siadac tak by nie bolalo ;) Po trzech dniach ćwiczenia myślę, że dziś jest dobry dzień na wytchnienie :) 

Wypiłam wczoraj ponad 2l wody, dziś mam zamiar to powtórzyć :)

Póki co, jestem po pysznym śniadanku - trzech kromkach z sałatą, serem brie, papryką i oliwkami :)

Jutro kończę swój pierwszy jadłospis od pani dietetyk- dziś dostałam nowy na kolejny tydzień. Pierwszy jadłospis to było dla mnie duże zaskoczenie- i smakowe (na plus), i gabarytowe....zwykłam jadać na śniadanie 2 kromki chleba, więc jak widziałam w jadłospisie 3 kromki, to wydawało mi się dziwnie sporo...,a w niektóre dni były nawet 4 kromki chleba przypisane, więc to już w ogóle kosmos...zastanawiałam się jakim cudem mam chudnąć na diecie, na której jem więcej, niż dotychczas... Zaskoczona byłam przypisaną mi ilością kcal na dzień (2000kcal). Teraz jednak widzę, że w nowym jadłospisie, na kolejny tydzień, mam już 1800kcal/dzień, więc pewnie porcje też będą mniejsze. Rozumiem z tego, że to 2000kcal/dzień w pierwszym tygodniu musiało  być takim łagodnym wprowadzeniem w dietę po prostu. Fajnie, rozsądnie to wygląda. Chudnąć powinno się stopniowo. Ciekawe więc czy 1800kcal/dzień to już docelowa ilość kcal czy jednak w kolejnym tygodniu ilość ta jeszcze się zmniejszy.... No, a jeszcze bardziej ciekawię się jak to odbije się na wadze :) Coś czuję, że spektakularne spadki wagi jeszcze przede mną.... :D:D:D

12 stycznia 2018 , Komentarze (7)

Tydzień temu jak tylko się obudziłam to biegłam z zapałem na wagę.... Dziś nieco się z tym ociągałam po przedwczorajszym wybryku budyniowym......bałam się co zobacze...ale nastawiłam się tak, że muszę się cieszyć, jeśli waga wskaże znów to samo....bo to zawsze lepiej niż jakby miała wskazać liczbę wyższą niż tydzień temu. 

Waga jednak była dla mnie łaskawa ;)i jest spadek :) co prawda nie jakiś spektakularny.....ale jest! :) Jest dobrze :) -0,4kg :)może bez tego zakichanego budyniu byłoby równe pół kg...albo nawet ciut więcej? No, trzeba zapłacić cenę swojego wybryku, niestety, ja biorę to na klatę, ale i tak jest pełen pozytyw!!!!!!

MIłego dnia dziewczyny!:)

Dziś udało mi się wcześniej zaliczyć trening :-) ufff rozgrzewka z KFO i 25min na rowerku- 390kcal mniej! Yeah! I feel good!!!! :D:D:D

12 stycznia 2018 , Komentarze (5)

Wczoraj niestety złamałam się...niby to tylko jeden i w dodatku pierwszy raz.....ale to przecież dopiero drugi tydzień...ehh ale może jednak nie jest to aż tak ciężki grzech, jeśli powiem, że był to budyń.....i to domowej roboty....a wiem, że budyń domowej roboty jest jednak mniej kaloryczny niż ten kupny...ale nie mam zamiaru się usprawiedliwiać.....zrąbałam...i przyznaję się do tego. Jutro zobaczymy czy będzie kara masakryczna, czy nieco lżejsza...jutro wszystko będzie jasne, bo jutro ważenie!!! O mamo...co to będzie......no bardzo jestem ciekawa...:?(martwy)

Za to dobre strony to takie, że wczoraj trening KFO 25min + 15min pilatesu, a dziś rozgrzewka z KFO i 20min na rowerku stacjonarnym....300kcal dziś spaliłam. 

Aaa no i nie mogłabym nie wspomnieć, że smoothie ze szpinaku, jabłek i jogurtu naturalnego z odrobiną cytryny jest po prostu SZAŁOWE!!! Obawiałam się go....ale jest już na liście moich ulubieńców koktajlowych, zdecydowanie. (slina)

Bardzo pozytywnie zaskoczył mnie też omlet z podsmażaną marchewką....no ekstra po prostu! (slina) Nawet mojemu Mężowi posmakował :D

A wczoraj jakie pyszności słodziuchne na śniadanie miałam! Kanapki z avocado, pastą bananową i brzoskwinią.......(slina)o matko, jakie to dobre było!!!!!!

Dobrze jest próbować nowych połączeń smakowych....a fakt, że jedna na 10 potraw Nam nie spasuje, trzeba po prostu w taki eksperyment wkalkulować.

No i dziś na szczęście dzień wolny od gazów (tajemnica):D;)tak więc to też zdecydowanie na plus :) I 2 litry wody na dziś wypite, jest git :D

10 stycznia 2018 , Komentarze (6)

Matko cóż to jest za sinusoida... :PPśniadanko dobre, przekąska ohyda, obiadek dobry, przekąska pycha, kolacja nie bardzo (wciąż zionę zębolem czosnku (pot)i tak chyba mi zostanie do przyszłego roku).
Kolację sfotografowałam...bo ładnie mi to wyglądało kolorystycznie...ale teraz już wiem, że pasta brokułowa z czosnkiem, pieprzem i ziołami prowansalskimi plus jajko na twardo i papryka- to nie dla mnie...(chory) No, ale nikt nie mówił, że wszystko na diecie będzie pyszne, szczególnie na początku, gdy się dopiero poznaje te smaki.... Dobrze, że można te dania oceniać i miejmy nadzieję, że dietetyczka weźmie moje oceny pod uwagę układając jadłospisy na kolejne tygodnie!

Jednak najgorsze w tym wszystkim są te mega gigantyczne wzdęcia (martwy) A po obiedzie składającym się między innymi z kalafiora i brokułu...i do tego po kolacji także zawierającej brokuły......mam po prostu brzuch jakbym była w siódmym miesiącu ciąży..... Nie podoba mi się to....oj nie podoba.... :(

9 stycznia 2018 , Komentarze (2)

Weekend, weekend i po weekendzie... czas wtedy zawsze jakoś szybciej leci.

Dziś poniedziałek też już za mną i nie bez powodu wpis zostawiam późną nocą :-) Chciałam się upewnić....że się nie złamię.... Raaany pierwszy raz w życiu tego dokonałam- właśnie udało mi się wytrwać caluteńki tydzień bez słodyczy! I co???? I ŻYJĘ I MAM SIĘ CAŁKIEM NIEŹLE! :DWiem, wiem, czym jest tydzień w obliczu miesiąca...czy kilku miesięcy....ale na początek cieszmy się najmniejszymi sukcesami- bo te małe są dla nas na początku starań ogromnymi :) No, żeby wygrać wojnę, trzeba najpierw przejść przez bitwy i bitewki....a wygrana zawsze będzie wygraną (impreza)

Te przekąski na diecie Vitalii, a czasem także śniadania, są pyszne i całkiem słodkie i to bez dodatku cukru! Nie korci mnie więc by sięgać po słodycze, ba! Nawet o nich nie myślę! Za każdym razem jak podejmowałam tego typu próby...by nie jeść słodyczy...kończyły się fiaskiem...i to całkiem szybko...myśli non stop krążyły wokół słodkości...i łamałam się psychicznie.... Ale z Vitalią póki co jest smacznie i to dodaje mi sił :-) jogurt wymieszany z miodem, do tego duszone jabłka z cynamonem i całość oprószona orzechami????Mmmmm na samą myśl mi ślinka cieknie! No i te bananowo-owsiane batoniki!!! Pyszności! Śniadania z chlebkiem z miodem....albo twarożkiem z jabłkiem...no i po co mi słodycze jak mogę mieć wartościowe i zdrowe słodkości! Choć wiem, że śniły mi się trufle.....czekoladowe z rumem...uwielbiam je...i w tym śnie wiedziałam, że jestem na diecie i wcinałam je z ogromnymi wyrzutami sumienia! Chyba gdzieś podświadomie tak panicznie boję się, że się  znów złamię... Ale nieee....pierwszy tydzień ciężkiej pracy za mną! BRAWO JA! :D 

A do tego właśnie spaliłam kolejne kalorie na rowerku stacjonarnym :)i rozciągając się i rozgrzewając z dziewczynami z KFO :)Pot mi się leje nie powiem po czym...tak więc uciekam jeszcze pod prysznic...no i jakiś kefirek i kawałek pomarańczy zahaczę też bo trzeba po treningu :) Dobranoc! Walczymy dalej!!!!