O mnie

Jestem na emeryturze czyli wolna. Miałam wiele zainteresowań, byłam inżynierem, szefem, matką i niezłą żoną. Interesowały mnie psychologia, muzyka lekka i klasyczna, malarstwo, architektura, przyroda, historia, geografia, polityka, wędrówki po górach, taniec, świątynie, fotografika...Wieloma z tych przyjemności z powodu tuszy mogę zajmować się już tylko symbolicznie, np. tańcem , wędrówkami. Obecnie mam wielką ochotę na dalsze 20 lat dla siebie i wnuków. Potrzebna mi tylko kondycja do korzystania z życia mądrze.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 24074
Komentarzy: 4890
Założony: 20 maja 2014
Ostatni wpis: 31 sierpnia 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Nakonieczny

kobieta, 72 lat, Gdańsk

165 cm, 104.80 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: Do jesieni 107kg

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

12 lipca 2014 , Komentarze (36)

Obserwując siebie od kilku lat,podjęłam mniej lub bardziej żałosne próby zapobieżenia katastrofie, która z każdym kolejnym kilogramem nabieranych zapasów była więcej niż pewna. Mój kapitalik podwoił się, a po przekroczeniu setki wyrzuciłam wagę i kupowałam ubrania coraz częściej na targowiskach, gdzie nikt nie przejmuje się tym co aktualnie w modzie światowej widać a tym co wokół chodzi. Od dwóch lat bujałam się wokół 115kg, mimo wytresowania w sobie 5-ciu posiłków, zwielokrotnienia ilości spożywanych warzyw, zrezygnowania z cukru do kawy i herbaty, ciast, lodów itd. Te wszystkie próby nie były systemowe, były to doraźne próby załatania dziury w  kole Mercedesie plasterkiem gumy do opony rowera.  Oczywistym było, że na najbliższym zakręcie strzeli z hukiem.Te próby nie były podjęte z przekonaniem, że moje życie się musi zmienić, że prawie wszystkie nawyki i przyzwyczajenia ostatnich lat muszą się też zmienić, że muszę polubić sprawy i zachowania, które w innych okolicznościach nie były potrzebne i były uważane przeze mnie za naganne albo przynajmniej egoistyczne, fanaberie, dziwactwa. Krótko mówiąc musiałam zaakceptować ćwiczenia fizyczne, dla ćwiczeń... Koszmar, bezsensowne bieganie po bieżni, kręcenia rowerem przed telewizorem, czy wyciskania jakiś ciężarków. Sprawa dla facetów, mięśniaków, karków...To dla mnie było tak idiotyczne i pozbawione sensu, że  trudno komuś to sobie wyobrazić. Sport, ruch uwielbiam ale jako zabawę zbiorową, gra w siatkówkę, kosza, wyścigi w bieganiu, taniec towarzyski, piesze wędrówki po szklakach, jazda na nartach, na rowerach itd.

,Tyle, że Tytanik był z coraz większymi zapasami, niesterowalny i nie miał szans już podskoczyć na fali. Ale w tym roku w Sylwestra,gdy waga poświąteczna pokazała mi 117kg nastąpiło OLŚNIENIE:?

Co dalej? Dokąd płyniesz Tytaniku z falami życia, dokąd dryfujesz? Mapy wyraźnie pokazują, wpływasz na pola gór lodowych i to tylko kwestia czasu, kiedy z nimi się spotkasz, zawał, rak, cukrzyca, szpitale, bezwładność, kule, wózek i ciężar dla dzieci aż do destrukcji, katastrofy? Wtedy pojawiła się decyzja. 

Basta. Łapię za koło steru i zawracamy skąd przyszliśmy, wracamy do siebie, do domu, do  swoich marzeń,  celów, planów, do swoich radości, do życia. 

Tytanik jest ogromny, siła pędu przy takiej masie niemożliwa do nagłego wyhamowania. Można tylko powoli skręcać,  powoli redukować tempo, powoli zrzucać balast za burtę. 

Sama wyhamowałam prędkość nabierania zapasów, sama dokonałam skrętu na drodze życia, sama też zaczęłam zrzucać balast 5kg  i zatrudniłam Nowego Kapitana, który wie jak się płynie do siebie.

Mój Kapitan,jak okazało się później, ma ze sobą setki Majtków, którzy pływali po nie jednych Morzach i Oceanach. Razem po 8 tygodniach manewru zawracania do domu zrzuciliśmy kolejne 5 kg i  przed nami właściwy KURS, apetyt na życie. 

Szerokiej wody Małgorzato!

Wczoraj morze było więcej niż wspaniałe, wiatr znowu szalał, niebo jak raj dla Dyzia Marzyciela. Dzisiaj deszcz i leniwa sobota. 

A to dla Was Moi Majtkowie, pomocnicy, pasażerowie. Płyńmy razem. Ahoi!

Pięć mew stanęło w szeregu zastanawiając się czy fale nie wyrzuciły dla nich na brzeg  jakieś  papu. Nic dla mnie.

Frajda, wywrotki, na przekór falom,na przekór burzom.

Musiałam ubrać szal na głowę, bo wiatr gwizdał mi w środku między uszami. 

Wnuczka też szalała.To mały pływak, który nurkował z chłopakami już z rurką w Adriatyku. 

Woda cieplutka. Przy tym wietrze najprzyjemniejsze było zalewanie ciepłą wodą.

Niebo dla Dyziów Marzycieli.

Nawet kruki, gawrony i kawki przybyły nad morze.

Zasłużyłam na kwiaty

11 lipca 2014 , Komentarze (36)

Dzisiaj szczególny dzień dla mnie. Piątek, wiem, pamiętam już to. To "Dzień Ważenia" i pewnie najbliższych 100 takich piątków będzie musiało być. Mimo tego w zupełności mnie to nie przeraża, raczej budzi pozytywne uczucia. Piątek i "Dzień Ważenia" ma szansę stać się u mnie cotygodniowym rytuałem, czymś co mi powoli wsącza się w krew i staje się moją cząstką. Oto patrzcie, taka  jestem! Patrzcie dzieci, przyjaciele i w końcu ja sama na osobę, która jest mądra, rozsądna, nie zamyka oczy na rzeczywistość, jest osobą świadomą tego co, kiedy i dlaczego je, to co je! Patrzcie na osobę, która odróżnia dobro od zła, na osobę która odróżnia piękno od brzydoty, a zdrowie od choroby. 

To wydaje się takie proste, takie oczywiste, takie banalne. 

Tylko dlaczego miliony z nas, kobiet i mężczyzn, mądrych, inteligentnych, wykształconych pięknych tego nie wie? 

Dlaczego robi sobie krzywdę? Dlaczego niszczy serce, wątrobę, kręgosłup, stawy?
Dlaczego niszczy swoją witalność? Dlaczego chęć do życia zastępuje chęcią do pożerania byle czego,  przeżerania swojego życia? 

Nie wiem czy jest na to jedna prosta odpowiedź. Pewnie tych odpowiedzi jest tysiące, tyle ile ludzi. Każdy ma swój dobry powód, dlaczego to robi, co tym przeżeraniem chce pokryć, pokazać, załatwić, jakie psychiczne potrzeby zaspokoić? 

Nie dotyczy to ludzi po prostu chorych na wady genetyczne, na cukrzycę, na biedę, która zmusza do konsumowania najtańszego nafaszerowane chemią jedzenia. 

Myślę tu szczególnie o takich jak ja, niby mądrych, niby inteligentnych, wykształconych, którzy byli do 40tki 56 kg mamami z dwójką dzieci. Nie mają złych dziedziczonych genów, szczęśliwie  nie chorują  jeszcze na cukrzycę, nie muszą jeść śmieciowego jedzenia, potrafią gotować, czytać, liczyć i mają wystarczająco rozumu aby odróżnić co jest głupie a co słuszne. 

Ale dzisiaj, w dzisiejszy piątek 11.07. 2014 r myślę o dniu z przed 39 lat, gdy awansowałam z dziewczyny na kobietę i z wolnej osoby na odpowiedzialną za maleńką istotkę swoją pierworodną córcię Aneczkę. Byłam już mężatką, dorosłą kobietą, ale patrząc na nią nadal nie wiedziałam jak rodzi się dzieci. Miałam cesarskie cięcie i tylko czarnemu bezimiennemu studentowi na klinice, który nie usłyszał tętna w drewnianej trąbce i wezwał na pomoc lekarzy zawdzięczam, że urodziła się żywa i jest wspaniałą szczupłą, śliczną, mądrą mamą dwójki moich wnuków chłopaków. 

Zaprawdę, zaprawdę powiadam Ci Małgorzato.

Grzechem i totalną głupotą  jest niszczenie siebie z powodu zawodu miłosnego do męża, gdy tyle miłości możesz mieć wokół siebie do córek, wnuków, wnuczki, zięciów i przyszłych zięciów.

Dziękuję Bogu za chwilę opamiętania, za wejście na tę stronę, za wsparcie tylu wspaniałych kobiet i wiem, że z nimi, jak Aniołami przysłanymi do pomocy jak ten Czarny Student pokonam słabości i odzyskam siebie.

9 lipca 2014 , Komentarze (29)

:)  Pierwsze  wakacje mojej środkowej córy z wnuczką w nowym domu babci. Przyjeżdżałam z dziećmi do mamy i z tym pierwszym rzutem i z ostatnim dzieckiem miłości przez blisko 40 lat.  Postanowiłam po przejściu na emeryturę zamieszkać w Trójmieście. Już nic nie wiązało mnie ze Śląskiem, gdzie zawieruszyłam się przez studia, hotel asystencki, męża praca, pierwsze mieszkanie, szkoły dzieci, moja praca.....i tak jakoś życie fiuuu poleeeciałoooo, Dzieci studiowały w Krakowie, najmłodsza jeszcze biega na UJ. To tylko kwestia czasu, że znajdą swoje miejsce na ziemi i nie koniecznie będą to Gliwice, gdzie mieszkałam. Emerytura to WOLNOŚĆ. Obym żyła jeszcze trochę i skorzystała z niej. Zastanawiałam się trochę nad ostatnim zasiedleniem i miejscem na spoczynek i z kilku miejsc, które brałam pod uwagę Trójmiasto a dokładniej  Gdańsk otrzymał maksymalną pulę punktów. Marzenia, marzenia, plany to jedno a życie płata figle. Mówią, że jeżeli chcesz rozśmieszyć Pana  Boga, to zdradź mu tylko swoje plany. Miałam być blisko mamy i wspierać ją w jej starości, po śmierci bardzo chorego Taty.  Mama zwolniła mnie z obowiązków i zmarła na dwa dni przed moją przeprowadzką. Teraz opiekuję się już 9 miesięcy mieszkającym obok mnie ojcem. W ferie odwiedziła mnie pierworodna z chłopakami i środkowa z wnuczką. Potem były na długi weekend, ja byłam cztery razy odkąd tu mieszkam w Gliwicach, raz w Krakowie. Ale lipiec 2014r to początek, mam nadzieję całej serii  wakacji "u Babci Gosi" moich obecnych wnuków i przyszłych. Ninon to moja aktualnie najmłodsza. I mamy próbę generalną lata u babci.

Wczoraj morze było inne, takie które najbardziej lubię. Miało niezbyt duże fale rozbijające się z charakterystycznym szumem o brzeg. 

Tam w tej pianie wnuczka szalała.

A i babcia  dwukrotnie pozwoliła sobie na bujanie się wśród fal, gdzie szumi, szumi  woda......

Popołudniu zjadłam flądrę, smażoną, co za grzech!?..... Bez wyrzutów sumienia niestety.

Fale niebezpiecznie skradały się do moich stóp próbując zalać pareo, które służy mi zwykle za materac i ogłosiły odwrót.

Dzień naprawdę udany.  Dwa razy po 100 liczonych na palcach, podnoszonych wysoko lekkich w wodzie kolan. Jest dobrze, jest coraz lepiej. 

Włączyłam świadomie ruch do Diety. Nadzieja rośnie na jej skuteczność i  trwałość efektów.

7 lipca 2014 , Komentarze (31)

Przychodzi w życiu człowieka taka chwila, że suma cierpień staje się ciężarem nie do udźwignięcia. Złe samopoczucie, odejście  męża, strata pracy, klimakterium, brak pieniędzy, brak nadziei, brak miłości, utrata dziecka czy innych bliskich osób, wiadomość o raku, utrata zdrowia, młodości.....A może się i tak  zdarzyć, że kilka bólów zdarzy się równocześnie. Jak to mówią, tylko siąść i płakać. To jest mądre ale askuteczne. 

Płacz przynosi ulgę i nic kompletnie nie zmienia. Nawet gdybyśmy płakali, smucili się, przeklinali, złościli, zażerali słodyczami, zapijali alkoholem i zasypiali po prochach. Nadal sytuacja jest bez zmian, a nawet może trochę lub całkiem się pogarszać aż do kompletnej destrukcji, śmierci.

Co w takiej sytuacji można zrobić? Można spróbować sobie zadać pytania:

1.Dlaczego ja tak strasznie cierpię?                       W czym jest problem? 

Np. :odszedł mąż, zdradził, zawiódł zaufanie, nie rozumie mnie, nie szanuje, jest leniem, żeruje na mnie, źle mnie traktuje

Np.: jestem gruba, mam cukrzycę, ciśnienie, klimakterium, jestem stara, mam chore serce, mam raka

Np.: nie mam pracy, nie mam pieniędzy, nie mam rodziny, nie mam przyjaciół, jestem źle ubrana

2.Czy mogę z tym coś zrobić? Czy mogę mieć na to jakiś wpływ?  

Jeżeli nie, bo mleko się rozlało, to mogę tylko posprzątać, zminimalizować straty, wyciągnąć wnioski, odebrać lekcję od życia i wzrosnąć o jeszcze jedno doświadczenie. 

Jeżeli jednak mogę coś konstruktywnego zrobić, to? 

3.Co mogę zrobić teraz? Gdzie jest rozwiązanie tego problemu? Czy muszę tak cierpieć dalej? Czy gdybym zmieniła soczewki, inaczej zobaczyłabym swoją sytuację?

Jeżeli odpowiem sobie, że problemem jest np. samotność, albo tylko strach przed samotnością, a on zwykle ma wielkie oczy, trzyma nas przy podłym człowieku,  albo w znienawidzonej pracy, okropnej rodzinie, toksycznych rodzicach, brzydkim mieście, głupim  otoczeniu.....to zamiast zażerać się słodyczami, puszczać, źle o sobie myśleć....

 zapytajmy

4.  Jaka będzie ta moja sytuacja jutro, za miesiąc, za rok, za 10lat jeżeli zostanie tak jak jest?

 Żaden książę nie odkryje w nas Kopciuszka, żaden nie pokocha nas w żabiej skórze, a i  na podwórku nie rośnie jabłoń ze złotymi jabłkami. I to jest ta zła wiadomość. 

Więc idźmy dalej?

5. Czy to jest tylko mój problem? Czy na świecie nie ma innych z tym problemem?  Czy na świecie są jakieś porzucone kobiety, grube, chore, osierocone, takie które straciły dziecko, zostały kalekami, mają raka  i w końcu okaże się, że jest ich miliony.  

Dawniej mówiło się, nie ma kącika bez krzyżyka, każdy ma mola co go szmola.

 I tu znowu rodzi się kolejne pytanie.

6. Co ja chcę osiągnąć? Jak ja to chcę osiągnąć? Jak ja chcę zejść z gwoździa, na którym siedzę i coraz okrutniej cierpię?

7. Czy inni umieją to zrobić lepiej, jeżeli tak to jak i dlaczego? Jak to osiągnęli, "jakim się to udało"? Jeżeli oni mogli to czy i ja może mogę?

Dziękuję serdecznie tym wszystkim żywym dowodom na tej stronie, które stają się natchnieniem każdego dnia aby wziąć sprawy w swoje ręce, zrzucić balast niechcianych  kilogramów, odzyskać radość życia, kondycję i nadzieję na weselsze dni.

I TO JEST TA DOBRA WIADOMOŚĆ>

Nikomu nie żal brzydkich kobiet.......

6 lipca 2014 , Komentarze (15)

(kwiatek) Sobota była pracowita i normalna.  Pranie, sprzątanie, zakupy, bilet miesięczny, apteka itd. To nie był czas na spacery, zwłaszcza, że wnuczka przyjeżdżała z córką. Ale dzisiaj....Dzisiaj poszłyśmy oczywiście na plażę. Ja szczególnie nie przepadam za opalaniem dla opalania, ale lubię obserwować morze, światło, chmury, przechodzących ludzi. Siedzę zwykle wtedy bardzo blisko wody, bo jest chłodniej i bliżej do pływania. Na plaży było dużo ludzi, potem więcej, a potem jeszcze więcej. To było za plecami, bo przede mną było prawie puste morze a na horyzoncie kilkanaście statków, okrętów, wpływające do portu spacerówki i żaglówki, motorówka wyrzucająca amatorów mocnych wrażeń prosto do lodowatej wody. Ratownik w łodzi, drugi na wieżyczce.W wodzie jakby nie za dużo gotowych na kąpiel. Morze w lekkiej mgle. Gdyni prawie nie było  widać. Wnuczka jak to dzieci, szczęka zębami ale wchodzi. Piszczy a im więcej pisku tym przyjemniej. Pamiętam sama jakie to było  wspaniałe. Spojrzałam na minę Małej Mi. Rozumiecie, nie mogłam  jej odmówić.

Mówi właź! Nie narzekaj, już 6-ty lipca a ty tylko palec. Właź! 100 rowerków, 50 podskoków i pływamy chociaż kwadrans Właź....

Cóż było robić? Poddałam się tej delikatnej  perswazji.

.

Było bardzo przyjemnie, popływałam, popodskakiwałam, rowerek, człowiek taki lekki..  Za chwilę co raz więcej ludzi odważyło się wchodzić do wody. Wyszłam zadowolona.

Potem na niebie zrobiła się korona, Sopot zniknął a popołudniu zagrzmiało

Dałam sobie kwiat

5 lipca 2014 , Komentarze (25)

Wczoraj byłam u Mamy. Mama spoczywa w najstarszej części cmentarza, która należała do parafii św.Franciszka, niedaleko dolnej bramy, "aby nie było ciężko nam do niej przyjść w Dniu Wszystkich Świętych" jak mówiła. Zachęcona wczorajszym sukcesem wzięłam kije i postanowiłam zapuścić się w głąb cmentarza. To był bardzo dobry wybór. Wczoraj był upał. Nie znoszę upałów, od których ratuje mnie tylko kąpiel w jakieś wodzie lub morska  bryza. Wybieram wtedy chodzenie po tej  stronie ulic, gdzie cień, nawet gdyby to oznaczało, że chodzę jak kierowcy nieznoszący skrętu w lewo. Było chłodno,cicho,tylko śpiew ptaków,  śmigające między krzaki czarne z żółtym dziobkiem kosy. Polskie cmentarze są piękne w  każdej porze roku. Ten jest wyjątkowo urokliwy, porośnięty naprawdę starymi drzewami,  Kasztany, brzozy, dęby, klony, wierzby. Układa się tarasowo, groby leżą jedne nad drugimi, mnóstwo schodów, ale też można wejść na szczyt trawersując, zygzakiem, dużo dłużej to trwa a mi właśnie o to chodziło.


Schody,  schody, schody

Tarasy

Mnóstwo świeżych kwiatów. bukietów,kwiatów sztucznych, zniczy,każdy grób inny,  plamy światła,blaski i cienie,przyjemny  wiaterek

,

Kolejne schody  a w dali jeszcze jedne

Nawet wiewiórka ułożyła mi się do zdjęcia. Wytrawne oko znajdzie. Komórka ta nie ma zoomu jak aparat niestety ale jest lekka i nie podpada przechodniom. Wiewiórka jest na ziemi, podpowiadam.

A na szczycie kwatera AK.

Potem urokliwa aleja smukłych cyprysów i modrzewi, kolorowy niebieski ptaszek,kapiące żywicą fioletowe szyszki.....Żyć nie umierać.:)

O, a na tamtym wzgórzu byłam wczoraj! 

Czy czegoś Ci jeszcze więcej do szczęścia brak Małgosiu?

4 lipca 2014 , Komentarze (29)

(kwiatek)

Zachęcona, szczególnie przez Krystynę spróbowałam wczoraj wyjść na miasto z kijkami,  które już 9 miesięcy wiszą na wieszaku w przedpokoju. Planowałam pójść na cmentarz odwiedzić Mamę i nie rzucać się w oczy. Po drodze chciałam łapać kwiaty i dobrze mi szło. Spotkałam Malwy, kwitnące na Malwiny. Super wspomnienia z dzieciństwa na wsi  Wików, gdzie zawsze na całe lato wyjeżdżałam z moją ukochaną  Babcią..Było ich mnóstwo o różnych kolorach. Wspaniałe,ogromne, dużo większe ode mnie, zaczarowany świat.na tle pobielanej wapnem na wiosnę ściany i okna z kuchni. Tam była szeroka ława pod ścianą, Ciociababcia Bronia szyjąca to co trzeba w rękach, kupa piachu, miednica z wodą,wiaderko, kubeczki, i różne kwiatki do "zasadzania".

Po trzech przystankach tramwajowych odkryłam Salę Tortur na świeżym powietrzu. Powiedzmy, że świeżym, bo spaliny obok. Wybiorę się tam z moją wnuczką, bo i ławka jest dla babci.

A tuż obok kuszące schody do nieba, namiastka wspinaczki górskiej. Wstąpiłam na ścieżkę zbawienia i poszłam gzie oczy poniosą.

W połowie szlaku spotkałam Turystę. Pozdrowiłam go po staropolsku. Szczęść Boże.W zamian zrobiono  mi dowód, że jestem już w połowie schodów do nieba.

A one wiły się dalej,apotem kawałek trawersem i kolejne podejście

Ale zdobyłam szczyt. Szczyt na miarę aktualnych moich możliwości.Na pewno warty grzechu.Byłam szczęśliwa. A i widoki zapierały dech w piersiach.

Potem wędrowałam jeszcze godzinę do domu. Po drodze dostałam w nagrodę Leliją z ogromną porcją wspomnień Andrychowa, Pierwszej Komunii. Lilia pachniała,nazywaliśmy ją Lilią św.Józefa i w moich czasach. świece nosili chłopcy, dziewczynki nosiły lilie. Oni stali po prawej stronie kościoła a my po lewej.Takie drzewiej były obyczaje jak w "Chłopach" Rejmonta.

Pierwsze koty za płoty. Warto było,dzisiaj waga drgła.

3 lipca 2014 , Komentarze (35)

Nic, ale to nic nie stanęło mi  wczoraj na drodze i rozpoczęłam sezon wakacyjny ( wieczny już chyba) od postawienia mojej ślicznej gołej stópki na piaskach Jelitkowa i zanurzenia dużego paznokcia w lodowatych odmętach.Królestwa Neptuna. Słońce świeciło w okno, skrawek nieba za kwitnącymi w oknie lipami był błękitny, chodniki suche, ludzie w krótkich rękawkach, w telewizji nic szczególnego, Poirot 44 raz powtarzany,Tato w niezłym nastroju, obiad dla niego ugotowany. Nawet żadna BOMBA nie została wykopana pod domem. No cóż, mienię się Nowym Człowiekiem, kobietą mądrą, rozsądną, dojrzałą i jako taka wiem, że 108kg żywej wagi u niej, to jest troszeczkę za dużo. Obiecałam sobie solennie, że będę wychodzić na dwór, na spacer,na  powietrze....Będę chodzić, nie będę spacerować Broń Bożę, ale będę szukać kwiatków, widoczków, ptaszków i przyjaciół na nowej ziemi. Wyszłam,tramwaj już na mnie czekał, przy dworcu czekała dwójka a na Pomorskiej 6-tka. Stawy przy pętli w Jelitkowie świeciły w słońcu, łabędzie pod mostkiem żebrały o chleb. Jest klawo

Czuć lato. Ludzi w tramwaju dużo, zwykle było  2-3osoby, tramwajarka i ja. W parku rowerzyści,babcie,wnuki, młode pary  czyli normalka ale i nowość, grupa kilkudziesięcioosobowa maluchów z  panią  na  czele i  na ogonie przebiegła mi drogę. Karuzelki, budy, stoliki, autka, riksze, handlarze okularami, strojami kąpielowymi, słodki kuszący waniliowy zapach gofrów, krótko mówiąc SEZON. Czas dzieli się na Sezon, Targi Dominikańskie czyli sezon do kwadratu i  Po Sezonie. Zwykle Sezon otwieram solidnymi lodami u Grycana w Sopocie, Targi u Grycana na Długiej a kończę.na Manhatanie we Wrzeszczu.  Przedarłam się nad Morze. Było spokojne,  gładkie wręcz idealne do pływania. Może trochę nudne, ale za to na nim..... czego dusza zapragnie, białe żagle, piracki statek, okręty wojenne,  pływacy w czarnych piankach z małymi  trójkątnymi kolorowymi żagielkami na deskach.Żyć nie umierać, ale najlepsze było na niebie. Dramatyzm, ekspresja, śniegi Fałata, słodka bita śmietana, bezy......CUUUUDOOO! 

SEZON ROZPOCZĘTY!

2 lipca 2014 , Komentarze (18)

Wczoraj wyszłam z najlepszą wolą dotarcia i spacerowania traktem nadmorskim z Brzeźna do Jelitkowa, gdy na drodze stanął mi niewypał z II wojny. Już w tramwaju na Hucisku i pod dworcem wydawało mi się, że coś wisi w powietrzu. Jakiś taki nienormalny ruch, po cztery autobusy w kolejce na zakręcie,trzy pasma jezdni zajęte, stojące właściwie w miejscu samochody....Korek? Korek o10-tej rano? Wypadek? Na wszystkich jezdniach, torowiskach w obie strony? Ale nic, przesiadłam się na byle jaki numer tramwaju, byle w kierunku! Przez wiele dni wisiały  żółte ogłoszenia,  że będzie zmiana ruchu tramwajów, co prawda nie w tej  części miasta ale czasami z logiką jak to Blondynka jestem  na bakier i  to  zamieszanie brałam za  skutek tej lipcowej rewolucji torowiskowej. Jadę dalej w kierunku i zajeżdżam pod Krzyże, na wiadukcie na Bramę Oliwską stoją Przystojni Mężczyźni w odblaskowych kamizelkach w czapkach z daszkiem i napisem  Policja, proszę nie mylić z Milicją, pod Siedzibą  Związku pancerny popielaty pojazd opancerzony ale dalej mi nic nie świta. Mam skojarzenia polityczne i taśmy podsłuchowe w głowie.... i pustkę też. Tramwaje jadą gęsiego, wszystkie numery, na przejściu przy stoczni mnóstwo ludzi, ki czort? jadę ,jadę, Kliniczna.  Myślę o dobrze, teraz Hallera i morze.Na niebie coraz ciemniej, za szyba pierwsze krople .. i  tramwaj  skręca na  Wrzeszcz.....Zmieniłam plany. Dla tych wszystkich Pań,które wpisały mi się wczoraj  i wszystkich, które wpiszą się jutro i  będą zagrzewać do boju, parę fotek z mojego morza z innych wypadów. Mam  nadzieję, że wywołają fotki me uśmiech na ustach a z głębi trzewi śpiew: Chociaż każdy z  nas jest  młody, lecz go  starym  wilkiem zwą.......

W internecie po powrocie do domu dowiedziałam się o wykopalisku tej Bomby.


2 lipca 2014 , Komentarze (3)

Wczoraj wyszłam z najlepszą wolą dotarcia i spacerowania traktem nadmorskim z Brzeźna do Jelitkowa, gdy na drodze stanął mi niewypał z II wojny. Już w tramwaju na Hucisku i pod dworcem wydawało mi się, że coś wisi w powietrzu. Jakiś taki nienormalny ruch, po cztery autobusy w kolejce na zakręcie,trzy pasma jezdni zajęte, stojące właściwie w miejscu samochody....Korek? Korek o10-tej rano? Wypadek? Na wszystkich jezdniach, torowiskach w obie strony? Ale nic, przesiadłam się na byle jaki numer tramwaju, byle w kierunku! Przez wiele dni wisiały  żółte ogłoszenia,  że będzie zmiana ruchu tramwajów, co prawda nie w tej  części miasta ale czasami z logiką jak to Blondynka jestem  na bakier i  to  zamieszanie brałam za  skutek tej lipcowej rewolucji torowiskowej. Jadę dalej w kierunku i zajeżdżam pod Krzyże, na wiadukcie na Bramę Oliwską stoją Przystojni Mężczyźni w odblaskowych kamizelkach w czapkach z daszkiem i napisem  Policja, proszę nie mylić z Milicją, pod Siedzibą  Związku pancerny popielaty pojazd opancerzony ale dalej mi nic nie świta. Mam skojarzenia polityczne i taśmy podsłuchowe w głowie.... i pustkę też. Tramwaje jadą gęsiego, wszystkie numery, na przejściu przy stoczni mnóstwo ludzi, ki czort? jadę ,jadę, Kliniczna.  Myślę o dobrze, teraz Hallera i morze.Na niebie coraz ciemniej, za szyba pierwsze krople .. i  tramwaj  skręca na  Wrzeszcz.....Zmieniłam plany. Dla tych wszystkich Pań,które wpisały mi się wczoraj  i wszystkich, które wpiszą się jutro i  będą zagrzewać do boju, parę fotek z mojego morza z innych wypadów. Mam  nadzieję, że wywołają fotki me uśmiech na ustach a z głębi trzewi śpiew: Chociaż każdy z  nas jest  młody, lecz go  starym  wilkiem zwą.......

W internecie po powrocie do domu dowiedziałam się o wykopalisku tej Bomby.