Dzień zaczął sie wprost cudownie... Kiedy smacznie przewalałam sie z boku na bok minute po zakończeniu nocnej ciszy prawie spadłam z łóżka wyszarpnieta z mego błogostanu takimi dzwiekami, że mało przy okazji na zawał nie zeszłam! No ja nie wiem co sąsiedzi robili ale podłoga aż sie u mnie trzęsła! Miałam wrażenie, że zaraz przeoraja mi się przez sufit...Wiercenie, kucie itd. Hałas nie do wytrzymania. W dodatku dziś w pracy miałam tak ciężki i dobijający dzień, że czułam sie jakby to miało się nigdy nie skończyć W koncu udało mi sie wyjść celebrując w duchu fakt iż rozpoczął sie dla mnie właśnie weekend czas swiętego spokoju i odpoczynku. Jednakże mój cudowny stan szybko przepadł bo moje kochanie powitało mnie w domu wieścia, że znów szykuje się mała imprezka, i że w weekend organizujemy obiad rodzinny ( zaprosił wszystkich )
Nie mam nic przeciwko gościom tylko pewnie przy garach ( z żarłem nie dla mnie ) z wywalonym ozorem i ociekając ślinką będę stała ja! Fenomenalnie!!! :( No i jak tu sie nie załamać?