Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Jestem naukowcem, a w wolnym czasie gram na pianinie, regularnie uprawiam Crossfit. Uwielbiam czytac i grac na playstation. Kocham gotowac, zwlaszcza pikantne potrawy z kuchni tajskiej, meksykanskiej i indyjskiej. Chce schudnac, zeby byc lepsza w Crossficie - na pewno bedzie latwiej osiagnac pierwszy pull-up :) Oczywiscie, szczuplejsza osoba ma wiekszy wybor jezeli chodzi o ubrania :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 2476
Komentarzy: 37
Założony: 12 września 2016
Ostatni wpis: 15 października 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
marszalekmagda

kobieta, 39 lat, Zurich

175 cm, 89.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Kroki milowe

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

15 października 2016 , Komentarze (8)

(wymiotuje)(wymiotuje)(wymiotuje)

Kity to moze brzmiec nieco drastycznie. Przypominam, ze prezentuje tu moje subiektywne opinie, chociaz bardzo staram sie rzetelnie opisywac problemy jakie napotkalam czy to przy przyrzadzaniu dan, czy to przy ich spozywaniu. Tak wiec jezeli po przeczytaniu mojej opinii masz jednak ochote na sprobowanie dania - SMIALO! moze tobie akurat zasmakuje? a moze to ja nie potrafilam przyrzadzic go poprawnie? W tym drugim przypadku napisz w komentarzu, co schrzanilam w konkretnym przepisie - jest szansa, ze doedukowana podejde do tematu po raz drugi. Znowu: nie jest to ranking, kolejnosc jest przypadkowa. Zaczynamy:

1. Mus malinowo-jablkowy - tak jak nie jestem jakas specjalna fanka warzyw, tak jezeli chodzi o owoce to jest jeszcze gorzej. Nie rozumiem za bardzo sensu ich jedzenia - mysle, ze jezeli chodzi o ich smak, to spokojnie bylabym szczesliwa pijac od czasu do czasu soki. Dlaczego mam je jeszcze zuc? Jest kilka owocow, ktore toleruje, ale nie jem ich tak, ot, na surowo, jako przekaske. Zazwyczaj musza byc w czyms, albo z czyms. Dlatego ten mus to bylo wyzwanie: maliny i jablko kontra ja. Maliny - okej, jablko - no, dobra, niech juz bedzie. Niestety, konstystencja tego musu to dla mnie takie typowe baby food. Ja na serio wolalabym juz miec o polowe tego mniej, z dodatkiem mleka migdalowego i to po prostu szybko wypic po treningu. Ale sprobowalam - i, niestety, nie kliknelo. Zjadlam 3 lyzki i koniec. Uwazam jednak, ze jezeliby to zamrozic, a ktos lubi sorbety, to jest to idealna potrawa dla niego.

2. Kurczak zapiekany ze szparagami, pomaranczami i pomidorami - wiem, dla niektorych to profanacja, ze ten przepis znalazl sie w tym, a nie we wczesniejszym wpisie. Nie ukrywam, oczekiwania byly baaaardzo wysokie. Super skladniki (nawet wino w przepisie!!), piekna prezentacja, powiew egzotyki, szparagi dajace +50 do lansu, swietne zdjecia na profilu dania - cieszylam sie jak dziecko, nie moglam doczekac pory obiadu. No i porazka. Ale to taka totalna. Niby pamietalam, ze nie do konca lubie polaczenie cytrusow z miesem, ale naprawde naiwnie wierzylam, ze tym razem to bedzie swietna kombinacja. Mialam ten obiad na 3 dni. Juz drugiego dnia wygrzebalam i wywalilam wszystkie pomarancze. 3 dnia juz nie moglam dojesc wszystkich szparagow. Mi tu po prostu nic nie gra. A dodatek wina niepotrzebnie rozwodnil i tak juz wodniste danie (pomarancze puscily sok). Temu daniu na pewno nie dam nastepnej szansy i do konca zycia bede pamietac juz, zeby nie laczyc cytrusow z miesem. 

3. Ciastka owsiane - generalnie to chyba sporo tu bedzie owsianych dan. Nie dlatego, ze nie lubie platkow owsianych - wrecz przeciwnie, dobrze zrobiona owsianka jest super, platki dodaje tez do koktajli. Ale tak myslac teraz o tym, to mam wrazenie, ze spora czesc vitaliowych przepisow z platkami owsianymi (wylaczam owsianki, bo tutaj ich nie jadlam - ogolnie po owsiankach bardzo szybko czuje sie potwornie glodna) jest po prostu niedopracowana. Te ciastka sa zbyt minimalistyczne :) Dodalam sporo korzennych przypraw i miodu, ale niestety, ciastka smakowaly jak papier. Definicja neutralnosci. Jedyny wyrazisty smak to jajko. A to nie swiadczy dobrze o ciastkach. Mozna zjesc, ale zadna przyjemnosc....

4. Koktajl mandarynkowy / Koktajl pomaranczowy z kawalkami czekolady - jestem fanka koktajli, a wrecz wymieniam posilki tak, zeby miec koktajl na drugie sniadanie po treningu. Te dwa, niestety, zupelnie mi nie podeszly. Nie wiem czemu, poniewaz lubie kwasne, orzezwiajace owoce. Jednakze w kombinacji z mlekiem (nawet nie krowim, bo nie pije go, wole mleko migdalowe, ewentualnie kokosowe) to nie dziala dla mnie. Nawet dodatek czekolady w koktajlu z pomarancza nie pomogl....

5. Kanapki z pasta z baklazana i papryki - tutaj zaczne od tego, ze prawdopodobnie powinnam byla te warzywa zblendowac do pasty. A jednak trzymalam sie kurczowo przepisu i poprzestalam na duszeniu, w zwiazku z czym mialam warzywa w dalszym ciagu pokrojone. Wyszlo ich bardzo duzo - tak duzo, ze przekraczalo to moje mozliwosci sniadaniowe. Zreszta kanapki wydawaly mi sie bardzo ciezkie, jak na posilek, ktorym zaczynam dzien. Smakowo rowniez porazka. Probowalam sie ratowac dodatkiem za'ataru, ktory jest idealnym towarzyszem baklazana, ale na niewiele sie to zdalo. Z wielkim trudem wmuszalam w siebie te kromki, poniewaz nie wychodze z domu bez sniadania. Nigdy. A dodatkowo szlam na treningi. Mysle jednak, ze musze poszukac jakiesgos lepszego sposobu przyrzadzenia tej pasty.... moze cos w kierunku baba ganoush, z tahini?

6. Batony owsiane z jablkiem - kolejny z serii owsiankowych fejli. Ja chyba nie potrafie dobrze tego przyrzadzic - moje batony wyszly bardzo mokre, i bardzo szybko wchlonely jeszcze wiecej wilgoci. Na drugi dzien doszly do stanu lekkiego rozklapciania... Smakowo tez bez szalu - moze warto by bylo dodac tam daktyle dla podbicia slodkiego smaku? Wydaje mi sie, ze jablka puscily sok i zamiast upiec, to te platki sie po prostu ugotowaly w srodku. Z zewnatrz powstala skorupka, ale w srodku to slabe bylo. Zna ktos dobry sposob jak dobrze upiec i wyprazyc tego typu batony? 

7. Koktajl kakaowo-migdalowy - i znow koktajl. Tym razem - uwaga - z dodatkiem jajka. Troche nie chcialo mi sie wierzyc, ze musze dorzucic surowe jajko, zwlaszcza ze przepis jest bardzo niejasny. Najpierw mowi o oddzieleniu zoltka od bialka, a potem nie jest jednoznacznie napisane czy tylko zoltka maja byc dodane (no na logike by tak wynikalo w sumie, w jakims celu oddzielamy jej od bialek), czy moze jednak bialka tez. Zapytalam dietetyczki na czacie i dostalam odpowiedz, ze jajko idzie cale. OK, troche bez sensu, no ale sprobowalam (a moglam olac to jajko, wiem..). No i problem polegal na tym, ze ja wiedzialam, ze ONO tam w srodku jest. I czulam to kazdym kubkiem smakowym jezyka, wyczuwalam kazda czasteczke skladowa tego jajka nieszczesnego. I to wlasnie dziwne uczucie, jak rowniez w tym przypadku takze rozterki natury logicznej dotyczacej oddzielania zoltka od bialek, a nastepnie blendowania ich razem, jak zalecila pani dietetyk, nie pozwolily mi rozkoszowac sie tymze koktajlem w tym wlasnie wydaniu.

8.Omlet na jogurcie z owocami / nalesniki z miesem mielonym i fasola - tu wszystko smakowo byloby okej, ale problem polegal na tym, ze a) omlet mi sie zepsul, rozpadl w drobne kawalki. W porownaniu do swojego puszystego brata z samych jajek, na pianie z bialek, to dramat. Myslalam, ze dodatek maki spowoduje, ze bedzie lepiej wspolpracowal ze mna. On za to wolal wejsc w blizszy, prawie nierozerwalny zwiazek z patelnia :( b) podobna historia z nalesnikiem z drugiego przepisu. Z miksu z przepisu nie bylo fizycznej mozliwosci zrobienia nalesnika. Udalo sie tylko stworzyc mega frustracje we mnie, bo bardzo mialam ochote na nalesniki juz wtedy, za kazdym podejsciem wieksza, a dodatkowo specjalnie poszlam po make do sklepu, i niestety zakonczylo sie brakiem nalesnika. Mam wrazenie, ze czasem po prostu te ilosci skladnikow na nalesniki, omlety sa brane z jakiejs dobrej proporcji, ale skalowanie porcji do danej kalorycznosci powoduje, ze zostajemy z taka iloscia mixu, z ktorej nie da sie sensownie nic ugotowac. 

9. Kakaowe placki owsiane - fejl swiezy, dzisiejszy. Przeczytalam komentarze pod przepisem, wiec wiedzialam w sumie, ze nie nalezy spodziewac sie zbyt wiele. Ale mix pachnial dobrze, placki sie swietnie usmazyly. No i smak to dramat. Nie dalo sie tego jesc tak po prostu. Niby czujesz kakao, ale to tak jakby to czekoladowe cos probowalo sie przebic przez wielka mase betonu, kartonu, czegokolwiek szarego, brazowego i bez smaku. Ktos skapitulowal i dodal dzemu na wierzch. Ja walnelam solidnie jogurtu greckiego. I bylo okej, bez szalu, ale o niebo lepiej niz bez. W komentarzu zaapelowalam do tworcow przepisow, bo porcja jest dosc duza w obecnym ksztalcie, i moze wartoby bylo uszczknac troche z owsianej masy na rzecz jakiegokolwiek dodatku smakowego: Ciekawe, czy czytaja komentarze (albo i pamietniki?)? Tak wiec, jezeli rygorystycznie trzymacie sie przepisow vitalii, moze tymczasowo sobie odpusccie ten przepis - jezeli czasem pozwalacie sobie na bycie rebeliantem, to robcie te placki, bo w sumie warto - ale koniecznie dodajcie COS od siebie. Ach, ale nie wydaje mi sie, zeby bita smietana pasowala - to juz lepiej ten dzem :)

10. Pieczywo z bananem i cynamonem - nie bylo zybt dobre, szczerze mowiac. O dziwo, kolejnego dnia mialam kanapki z pasta bananowo-cynamonowa, ktora roznila sie od tego dania tylko tym, ze banan byl rozkwaszony zanim zostal polozony na chlebie. I wiecie co? Rozkwaszony smakowal milion razy lepiej... nie pytajcie dlaczego.

Wynalazkow typu: pomarancza, nasiona slonecznika czy salatka owocowa z orzechami nerkowca nawet nie probowalam. no hello?


15 października 2016 , Komentarze (3)

(puchar)(puchar)(puchar)

Ponizej lista hitow vitaliowych z mojej miesiecznej przygody. Ja osobiscie uwielbiam czytac takie zestawienia, moze i wam pomoze w wyszukiwaniu godnych uwagi zastepstw posilkow! (podaje dania z oryginalna nazwa z serwisu, wiec latwo bedzie szukac :)) Nie jest to ranking, kazde z tych dan jest niebiansko dobre - jest to zbior, nie podzielilam go na kategorie typu sniadania, obiady.  

1. Omlet z owocami i czekolada - sniadanie mistrz! Jajka na sniadanie jadalam od dluzszego czasu, kocham jajka. Dlatego tak cierpialam na poczatku, widzac w jadlospisach vitalii kanapki na przemian z owsiankami (O mojej nie-milosci do owsianek innym razem. Nie chodzi o smak, po prostu 30 minut pozniej jestem glodna jak smok). Az tu nagle pojawil sie on, puszysty dzieki ubitej pianie, z jogurtem (ja daje grecki, bo kocham go, nawet jezeli musze dac polowe mniej), wywalam kiwi - sprobowalam raz, i jednak mi nie podeszlo, no i jest nawet czekolada. To sniadanie jest jak mala czarna w szafie - jak juz nie wiesz na co podmienic, to dajesz to i zawsze bedzie idealnie :D

2. Quesadilla z szynka i serem - ogolnie, do tej pory nie zawiodlam sie na zadnym daniu, ktore zawieralo tortille (Nachos z grillowanym indykiem i czerwona fasola - the best!). Na poczatku balam sie, ze nie uda mi sie zrobic jej, i dodatkowo mialam do wykorzystania pozostalosc po mexican party dla znajomych. Kolejnym razem podeszlam do tematu odwazniej i zrobilam je wedlug podanego mini-przepisu i ... strzal w dziesiatke! 

3. Salatka z czerwona fasola i serem feta - bardzo niepozorna, patrzac na wypisany przepis, ale to calkiem spora micha pysznosci. Mialam ja na kolacje, a ja wieczorem nie jem tak duzo. Byla przepyszna, wiec dlatego wciagnelam ja cala.

4. Wolowy hamburger z rusztu na pieczywie z warzywami - nazwa mowi sama za siebie :D jest super malutki i cute, ale wlasciwie przyprawione mieso robi cala robote. I nikt wam nie uwierzy, ze jestescie na diecie :) <3(hamburger)<3

5. Jajecznica po wegiersku z pieczywem - przyznaje sie, ze zmodyfikowalam to tak, zeby wyszla z tego szakszuka :) Zamienilam szynke na cebule, nie mialam chleba, dalam wlasciwe przyprawy (kumin, kolendra, wedzona papryka) i dostalam jedno z moich ulubionych sniadan. 

6. Musaka z miesa mielonego - mialam mnostwo obiekcji a propos robienia pseudobeszamelu bez masla.... i zupelnie niepotrzebnie! Konsystencja beszamelu zostala osiagnieta (no ale wiadomo, klasyczny beszamel bez masla sie nie obejdzie), wiec uznalam to za calkiem dopuszczalna podrobke. Danie zebralo pochwaly, poniewaz poczestowalam nim odwiedzajaca mnie kolezanke. Jak widac, dietetyczne jedzenie smakuje rowniez zwyklym smiertelnikom.

7. Zupa krem z pieczonej papryki i pomidorow - znacie to uczucie, po przyjsciu po calym dniu do domu, jesienny wieczor, za oknem wiatr i deszcz? Ja wtedy marze tylko o cieplej, kremowej zupie (tylko takie uznaje, reszta to po prostu woda z tluszczem, w ktorym pluskaja sie moje nieulubione wcale warzywa). Czekalam na zupe w jadlospisie vitalii dosc dlugo, moze nawet i z lekka irytacja, ale to co dostalam przeszlo moje oczekiwania. Ansolutnie przepyszne polaczenie, dodatkowo podkrecone przeze mnie wedzona papryka (tak, mialam jakas faze na wedzona papryke). Co prawda olalam gotowanie bulionu, kupilam gotowy w ekosklepie (dietetyk approved!). Zaskakujace jest to, jak duzo tej zupy wychodzi z zalecanych porcji - ja porcje z 2 dni jadlam przez 3 dni, i to tak nie zalujac sobie....

8. Pikantny ryz z kurczakiem i warzywami - ciekawe, ze pikantny w opisie jest ryz :) Tu mialam straszna ochote na tajska nute, wiec zamarynowalam kurczaka w zoltej pascie curry. I to bylo udane posuniecie, gdyz potem w kombinacji ze slodkimi pomidorami dalo sie odczuc istna symfonie smakow. Nigdy wczesniej nie dawalam pomidorow do tajskich curry, nawet nie wiem dlaczego - a tu prosze, takie odkrycie. Jeden z pretendentow do lunchu miesiaca :)

9. Makaron z bazylia i orzechami - male, niepozorne danie, a mi przywodzi na mysl klasyczny makaron z pesto. Niby nic takiego, ale to taki maly, ukryty diamencik. Pamietajcie o nim!

10. Kanapki z pasta tunczykowo-orzechowa - nie to, ze nie lubie tunczyka. Zjem go, jadlam najczesciej w kombinacji pasty z cebulka i majonezem, w mojej wersji maki sushi. Natomiast vitalia dosc agresywnie go promuje :) - ja dopiero w tym tygodniu zauwazylam, ze mozna go wymienic na wedzonego lososia, bo juz troche mi ten tunczyk za czesto sie objawial. Niemniej jednak nauczylam sie robic z niego ciekawe pasty do kanapek. Najlepsza moim zdaniem jest ta z orzechami i jogurtem (greckim, nawet za cene polowy porcji!). Zdecydowanie polecam! 

*** (balon)bonus(balon) ***

Sposob na przygotowanie pieczonych warzyw: dostalam go poczta pantoflowa od przyjaciolki, ona zas podpatrzyla u swojej bylej wspollokatorki :) Te warzywa sa czescia pysznej salatki, podane na cieplo, na talerzu wyscielanym rukola, nastepnie posypane pokruszonym kozim serem i prazonymi orzechami pinii/nerkowca - niebo w gebie! Ja je zjadlam po prostu z bulgurem i bylo to bardzo smaczne. 

Dowolne warzywa z zestawu: papryka, cukinia, baklazan, cebula, ziemniak, slodki ziemniak, burak, pieczarki, marchewka, pietruszka, pasternak - pokroj w spora kostke, przeloz do miski, nastepnie dodawaj po lyzce oliwy z oliwek i octu balsamicznego (chodzi o rowne proporcje miedzy plynami). Po dodaniu mieszaniny zamieszaj warzywa rekami, zeby sprawdzic, czy sa rowno obtoczone plynem. Dodawaj oliwe i ocet w rownych proporcjach do momentu, kiedy warzywa sa pokryte warstwa "marynaty", ale nie dopusc do tego, by w niej plywaly. Rozloz rownomiernie na blaszce pojedyncza warstwe i piecz przez 40-45 min w 180 stopniach Celsjusza. Mozna potem je podgrzac w mikrofali, np. do salatki. Oczywiscie, mozna dodac przyprawy, sol, pieprz, cokolwiek, niemniej jednak ja akurat w tym wydaniu nie daje nawet soli. Sa naprawde TAK dobre same w sobie :)

15 października 2016 , Komentarze (9)

Ani sie nie spostrzeglam, a tu minal caly miesiac od rozpoczecia diety! I to nie tak, ze moze wypadaloby jakos go podsumowac... po prostu czestotliwosc pisania raz na tydzien jest dla mnie optymalna, a juz po kilku tygodniach jestem w stanie wysnuc wnioski na temat samego programu. 

Po pierwsze: TAK, TO DZIALA! Ubylo mi troche ponad 5 kg w ciagu tego miesiaca, i szczerze mowiac, to nawet nie wiem jak :) Nie wiem jak, poniewaz moje codzinne zycie nie zostalo w jakis odczuwalny sposob odmienione przez przejscie na vitaliowa diete. Gotuje tyle, ile gotowalam wczesniej, poniewaz moje posilki zawsze przygotowywalam w domu, zeby potem biegac z kolejna torba z pudelkami do pracy. Kwestia oczywiscie, CO teraz gotuje i ILE - ale o tym w dalszej czesci. Zdaje sobie sprawe, ze jezeli ktos nie mial nawyku przygotowywania wlasnych posilkow, to dolaczenie do vitalii moze byc swego rodzaju rewolucja. Ale to naprawde krok w dobra strone. Ja kocham gotowac i piec, wiec dla mnie to czysta przyjemnosc, i w sumie nic nadzwyczajnego. 

Przyznaje sie, ze jest jedna rzecz, ktorej sie obawialam. Chodzi mianowicie o moje treningi. Jestem absolutna fanka crossfitu i trenuje 4-6 dni w tygodniu, co ociera sie prawie o uzaleznienie. Sa to treningi dosc ciezkie, wiec obawialam sie, ze niska kalorycznosc planu posilkow (1600 kcal/dzien) moze odbic sie na mojej formie nie tylko w boxie, ale takze i w pracy. Obawialam sie zmeczenia, uczucia ssacego niemilosiernie glodu... Niespodzianka!! Nic takiego sie nie wydarzylo :) Na dodatek udalo mi sie pobic kilka wlasnych rekordow w ponoszeniu ciezarow i wioslowaniu w tym miesiacu. Nie udaloby mi sie to, gdybym nie byla dobrze odzywiona, prawda? Musze tez zauwazyc, ze po zrzuceniu tych kilku kilogramow nawet biega mi sie troche lzej (nadal tego nienawidze, nadal unikam jak moge ze wzgledu na kolano), a i cwiczenia z masa wlasnego ciala (pull-ups, push-ups) ida jakby troche lepiej. Disclaimer: niestety, w dalszym ciagu nie mam pull-up'a, aaaale strict push up sie udalo (nie negative, nie snakey - po prostu strict :)). Uff, jest dobrze!

Jedzenie to w dalszym ciagu mega przyjemnosc. Nie podjelabym sie tej diety, gdybym musiala wykluczac cos, co uwielbiam jesc. Dostaje jadlospisy w piatkowe wieczory. Nie ukrywam, ze co sobote rano, zanim wyjde po zakupy, spedzam ok. pol godziny na dopasowaniu jadlospisu - ale dzieki temu przyrzadzam rzeczy, ktorych wprost nie moge doczekac sie, zeby zjesc. I nie, motywacja bynajmniej nie jest ssacy niemozliwie zoladek :) Vitalia ma swietna baze przepisow, ale juz na wstepie moj dostep do niej zostal okrojony do prawie polowy - wyrzucilam marchew, brokuly i kalafior (i pare innych warzyw), poniewaz nie jadam ich. Nie wiem czemu, po prostu nie i koniec. A wydaje mi sie, ze sa one dosc czestymi graczami w przepisach. Musze tu jednak zauwazyc, ze innym czestym graczem w przepisach jest chleb - chleb, ktorego nie jadam od dobrych kilku lat. Byc moze zwiazane jest to z tym, ze mieszkam od dawna za granica, i nie da sie znalezc typowego polskiego chleba, ktory zadowolilby moje podniebienie. Kocham francuskie wypieki, ale na nich nie zajedziemy daleko :) Najlepszy chleb jaki jadlam byl w Sztokholmie, z malej piekarni The Green Rabbit. Specjalizuja sie w chlebie zytnim, wszystko co robia jest pyszne, ale krolem pozostaje Friday Special z orzechami wloskimi. Za to dalabym sie zabic. No, ale i w Amsterdamie po jakims czasie odkrylam calkiem dobre zrodlo pelnoziarnistego chleba, wiec go jem. Jak dla mnie, to jem go duuuzo. Inna ogolna sprawa dotyczy proporcji miesa do warzyw. Tu juz wiem, gdzie lezal moj blad. Ja jestem zdeklarowanym miesozerca, warzywa moglyby nie istniec dla mnie - i tak tez jadlam. Chociaz od jakichs 3-4 lat otwieralam sie na nowe jarzyny, zwlaszcza dzieki znajomym z Azji. Teraz jem warzywa, ale preferuje je konkretnie doprawione - czy to na nute tajska, czy hindusko/pakistanska. Tak tez doprawiam je, jezeli pojawia sie w vitaliowym menu. Ostrrrro!

Mialam przez chwile wrazenie, ze jedynym warzywem jakie jem jest papryka - duzo, duzo, duuuzo papryki. Nie wiem, czy zwiazane to bylo z jej sezonowoscia, ale teraz sprawdzam dokladniej, ile papryki mam kupic w danym tygodniu. Ciesze sie, ze zostaje niejako zmuszona do jedzenia fasolek, kasz - produktow, po ktore sama z siebie bym nie siegnela. Nie mam zupelnie pojecia, dlaczego wczesniej nie jadlam wiecej pora - to cudowne warzywo, ja kocham wszelkie cebulowate smaki, a por jest przepyszny. No i nie moglabym sie nie podzielic moim absolutnym odkryciem miesiaca - kasza bulgur. Omijalam ja szerokim lukiem, poniewaz nie jestem fanka kuskusu. Kuskus dla mnie nie ma absolutnie zadnego smaku (jak cukinia) a ja lubie jedzenie o wyrazistym smaku, a nie jakies wypelniacze zoladka. Bulgur to praktycznie kuskus jeden krok przed stadium finalnym, wiec nie wierzylam, ze mi zasmakuje. Totalny blad! Bulgur jest tak przepyszny, ze moge go jesc samego, nieprzyprawionego, tak po prostu. Najlepsza kasza, jaka jadlam do tej pory. Jezeli nie probowaliscie jeszcze, to nie traccie czasu, zycie jest zbyt krotkie, zeby swiadomie pozbawiac sie bulguru.

Niemniej jednak roznorodnosc moich posilkow w ciagu tego miesiaca jest imponujaca! Jezeli dania mi sie powtarzaja, to tylko dlatego, ze sama je tam wciskam - bo byly takie dobre! Jestem bardzo zadowolona z funkcjonalnosci vitalii, gdzie wymiana posilkow na inne to bulka z maslem. I nawet, jezeli zdarzy mi sie wymienic po kolei wszystkie 5 posilkow, to nie jest to zaden problem (sorry, moja dietetyczko!). Plan, ktory dostaje to swietna kanwa z dobrym szkicem - ja tylko czasami musze naniesc moje autorskie poprawki. Dobrze, ze jest funkcja, ktora pozwala na dobre wykluczyc jakas potrawe, albo tez zasugerowac, zeby jakas pojawiala sie czesciej. Klikniecie w lapke trwa sekunde, a naprawde powoduje jeszcze lepsza personalizacje profilu diety. I to tez nie jest tak, ze wyrzucam automatycznie rzeczy, ktorych nie jadlam do tej pory, badz wydaja mi sie dziwne. O, nie! Lubie eksperymentowac (w granicach rozsadku, dodatkowo, co by nie bylo, to moja praca.. :)) wiec czesto daje szanse polaczeniom i skladnikom, ktorych wczesniej nie probowalam. Czasem jest hit, czasem kit - na takie zestawienie zapraszam do kolejnych wpisow!

8 października 2016 , Komentarze (11)

Jestem naukowcem, wiec postanowilam zrobic eksperyment: w mojej Smacznie Dopasowanej diecie na jeden tydzien zmienilam liczbe posilkow z 5 na 4. Ponizej moje obserwacje.

Warunki poczatkowe: 

Moj podstawowy plan przewiduje 5 posilkow w dni pracujace i 4 w weekend. 

Od poniedzialku do piatku jem sniadanie; ide na trening (4 razy w tygodniu); przychodze do pracy, jem drugie sniadanie; nastepnie lunch(box) - czasem zamieniam z obiadem, jezeli akurat latwiej mi go przyrzadzic w pracy; poznym popoludniem, wciaz w pracy, obiad i na koniec dnia przekaska. I z ta przekaska bywalo tak, ze czasem ja jadlam, zwlaszcza jak byla super apetyczna :), a czasami odpuszczalam, bo po prostu nie bylam glodna. Ach, i ten uczuc, jak sie "zaoszczedzi" kalorie :D! Troche mnie uwieralo, ze lunchboxy nie do konca zaspokajaly moj glod w srodku dnia, i bardzo bardzo czekalam na obiady - tylko dlatego, ze bylam przyzwyczajona do sporych lunchy. Myslalam, ze po 3 tygodniach nowej diety organizm sie przestawi, ale nie do konca tak bylo. Dlatego wymyslilam, ze skoro z tymi wieczornymi przekaskami tak nie do konca wypelnialam plan, to byc moze moje lunchobxy zyskaja na wartosci energetycznej po jej eliminacji, i dostane energy boost wtedy, kiedy go potrzebuje - czyli niekoniecznie juz wieczorem. 

Zmienilam ustawienia na probe na 1 tydzien: w zeszlym tygodniu mialam 4 posilki: sniadanie, 2 sniadanie, lunchbox i obiad. 

Nie ukrywam, ze bylam tez ciekawa, jak bardzo zmienia sie propozycje przepisow od dietetyka:)

Obserwacje:

Oczywiscie, piatek wieczor spedzilam na dopasowywaniu jadlospisu. Zawsze tak robie, bo uwielbiam jedzenie, i mam bardzo specyficzny gust. Wiele z proponowanych potraw nie odpowiada mi totalnie, ale za to wlasnie lubie ten serwis, poniewaz pozostawia spore pole do dopasowywania. Uwielbiam ostra, wyrazista kuchnie - tajska, indyjska, meksykanska - dlatego zazwyczaj przemycam do przepisow cala baterie przypraw. 

Do tego tesknilam bardzo za jajkami, ktore wczesniej, przed dieta, jadlam codziennie na sniadanie. Musze przyznac, ze na diecie vitalii jest BARDZO duzo chleba, ktorego nie jadlam od wielu lat (no niestety, za granica w roznych krajach, nie ma takiej tradycji chlebowej jak w Polsce, dlatego eliminacja chleba odbyla sie dosc naturalnie). Teraz wyzwaniem bylo znalezienie chleba, ktory jest prawdziwy, a nie napompowany, i na dodatek zdrowy. Chyba mi sie udalo :) ale i tak w tym tygodniu postawilam na wieksza obecnosc jajek.

Ucieszylam sie rowniez z zupy-kremu! Uwazam, ze to najlepsze, co moze Cie spokac w jesienny wieczor po powrocie z pracy. 

  1. Sniadania - tu nie zmienilo sie wiele. Posilki byly bardzo pozywne, ale na tyle lekkie, ze poranny trening byl przyjemnoscia. 
  2. Drugie sniadania - a tutaj dalo sie juz odczuc zmiane. Byly one tresciwsze, a zwlaszcza hitowy indyk z nachos (mega polecam! szukajcie: Nachos z grillowanym indykiem i czerwona fasola). Jedyny maly zgrzyt to koktajl migdalowo-kakaowy z ...surowym jajkiem. Sycacy, okej, ale mysle ze gdybym nie wiedziala, ze jajko jest w srodku, to wypilabym go duszkiem. Niestety, wiedzialam - i chyba ta wiedza troche przeszkadzala mi sie nim delektowac. Ale wypilam! chociaz mysle, ze raczej nie powtorze. Drugie sniadania jadlam nieznacznie pozniej niz przy planie 5 posilkow. Moze dlatego, ze po treningach preferuje plynne posilki - kocham wszystkei shake'i i koktajle. Musialam troche odpoczac, zeby przyswoic staly pokarm, i to dosc konkretna porcje. Ale pozwalalo mi to na przesuniecie lunchu o cala godzine, a czasem dluzej.
  3. Lunche - jadlam je pozniej niz zwykle. Ok. 14-15, zamiast 13. Szaszlyki + ryz w pierwsze 3 dni byly MEGA porcjami. Doprawilam kurczaka super ostra Naga Curry i byl to dobry wybor - pieknie sie komponowal z warzywami, ktore potraktowalam wedzona papryka. Przez kolejne dwa dni mialam miec zupe na lunch, ale postanowilam zamienic ja z pikantnym kurczakiem z ryzem, przewidzianym na obiad. Po pierwsze, transport byl latwiejszy, a po drugie - lubie zjesc ciepla zupe po dotarciu do domu :) Porcja kurczaka okazala sie rowniez byc bardzo solidna - i oblednie smaczna! Dodatek zoltej pasty curry (tajskiej) w polaczeniu ze slodkimi pomidorami to byla magia. Dla mnie odkrycie miesiaca, poniewaz pasty curry laczylam zawsze z mlekiem kokosowym i unikalam pomidorow, stawiajac na warzywa, ktore zachowuja mniej wiecej swoja forme przy obrobce cieplnej. A tu taka pozytywna niespodzianka! 
  4. Obiady - przygotowywane i jedzone juz w domu.Z trzech propozycji na ten 5 dniowy tydzien pracujacy zrobily sie 2, poniewaz ilosc zupy-kremu (szukajcie: Zupa-krem z pieczonej papryki i pomidorow. Oblednie dobra!) okazala sie baaaardzo duza. Nie dalabym rady zjesc jej przez 2 dni, dlatego rozlozylam ja na 3, i dzieki temu uniknelam dosc dziwnej zapiekanki z ryzem, ziemniakami i groszkiem. Zupa byla super sycaca, cieplutka, idealna do malego odmozdzajacego chillu po pracy. Natomiast makaron z pseudo-pesto, ktory mialam przez pierwsze dwa dni to byla porcja akurat na wieczorny posilek. 
  5. Nie odczulam specjalnie braku przekaski, chociaz zdarzylo mi sie dwa razy zjesc garsc orzechow. 

Wnioski:

Zmiana z 5 na 4 posilki okazala sie calkiem okej. Wyglada na to, ze taki rytm posilkow jest lepiej dopasowany do moich potrzeb, zwlaszcza w ciagu dnia. Sniadania musza zostac takie, jakie sa - nie wychodze z domu bez sniadania. Natomiast rozklad posilkow w ciagu dnia pasuje mi lepiej. 

Nie tesknilam za wieczorna przekaska, chociaz zdarzyly sie 2 wpadki. Musze tez przyznac, ze jednak sam fakt posiadania tej malej przekaski w planie, pozwala mi czasem glupio myslec, ze "oj nie jestem glodna, super - nie bede tego jesc, to akurat pare kalorii zaoszczedze". Strasznie to glupie, ale coz, takie mam mysli w glowie. 

Mysle sobie, ze jednak posiadanie owej przekaski, ktora teraz traktuje raczej opcjonalnie, pozwala mi na wypracowanie takiego marginesu, na wypadek gdy postanowie odejsc od planu (wyjscie na miasto, itp). Nie wiem, czy ma to sens na dluzsza mete, poniewaz po osiagnieciu zalozonej wagi chce przestawic sie na diete IGpro, ktora sprawia wrazenie jeszcze wiekszej dowolnosci niz Smacznie Dopasowana. i tam wtedy bedzie latwiej zamortyzowac te sporadyczne odstepstwa od jadlospisu.

Jezeli chodzi o roznorodnosc przepisow dostepnych dla 4- czy 5-posilkowego planu, to nie potrafie tego swierdzic po tak krotkiej probie. Nie odczulam, zeby porcje byly specjalnie wieksze, za wyjatkiem drugich sniadan. Niemniej jednak, jestem fanka koktajli i shake'ow po treningach, wiec poki co to jest jakis argument za tym, zeby wrocic do 5 posilkow. 

Co tez i uczynilam :) Ten tydzien to powrot do 5 - juz je oczywiscie powymienialam, tak aby jesc zawsze z usmiechem, apetytem i satysfakcja. Ale mysle, ze raz na jakis czas bede zmieniac na 4 - ot, tak dla kaprysu. A szczerze mowiac, po zakonczeniu odchudzania, w ramach stabilizacji bede dazyc do tego, zeby jesc 4 razy dziennie. Jest to dla mnie bardziej naturalne. Dlatego tez byc moze chce utrzymac 5 posilkow w fazie utraty wagi, jako sygnal psychologiczny, ze tak, teraz jedziemy w dol. A po zakonczeniu tej fazy powrot do 4 bedzie powrotem do normalnosci. I utrzymania wagi. 

28 września 2016 , Komentarze (2)

Szykowalam sie na ten weekend w Londynie od dluzszego czasu. Cieszylam sie bardzo, bo w planach byl Flat Iron, gdzie czekasz na TEGO steka 2 godziny. A teraz pytanie: jak pogodzic to z meal planem? 

Dietetyczka poradzila uzywanie appki fitatu, i taki tez mialam plan. Chociaz na codzien uzywam foodgram, zeby kontrolowac ile kalorii wciagnelam, z tym ze jak trzymam sie mealplanu, to wiem ile kalorii ma kazdy posilek. Z fitatu wolna amerykanka. Ale wlasnie na tym poleglam. Nie lubie liczenia, przeliczania i takich tam... Dlatego wlasnie zdecydowalam sie na mealplany w Vitalii, bo to ktos inny za mnie robi przeliczenia, a ja tylko kupuje, co trzeba i gotuje. Na talerzu widze jedzenie, a nie kalorie (jedyny moment, kiedy do akcji wchodza liczby, to wazenie produktow, ale spoko, to akurat lubie :)). No, to po kolei:

Juz we czwartek wieczorem zdecydowalam sie na taja na kolacje, ale nie jadlam obiadu z meal planu. Byla zupa i ryz z warzywami. Porcja podejrzewam ze wieksza w porownaniu z zaplanowanym obiadem, ale wciagnelam ja z checia, poniewaz brak obiadu dal sie we znaki - a kolacja byla pozno. No coz, odstepstwo nr 1. 

Piatek: sniadanie uwazam za sukces - 2 tygodnie rezimu trzymania sie przepisow z planu (i, co wazniejsze, gramatury i objetosci) pozwolilo mi skomponowac zgrabny talerz na wyczucie. Oczywiscie, nie liczylam kalorii, ale wizualnie wygladalo to na akceptowalne. Mysle, ze powoli zaczynam lapac, jak powinny wygladac moje posilki - a taki jest moj cel: zeby umiec samemu jesc prawidlowe ilosci. Przekaski nie bylo, natomiast lunch skladal sie z niewielkiego pie and mash, niewielka ilosc sosu. Plus woda. Przekaska: mala hot cross bun, ok. 210 kcal. Pozniej bylo lekko hardkorowo: oczekiwanie na steka. dluuuuugie. W miedzyczasie jedno male piwo. Wreszcie wjechal stek. Krol wszystkich stekow. WARTO. Zero frytek, jeno salatka, wiec mamy i male zwyciestwo. Niestety, pomyslalam potem, ze raz sie zyje i zamowilam deser. Deser, ktory ma wszystkie inne desery pod soba. I szczerze mowiac - NIE ZALUJE :)! Znam siebie, i wiem, ze to nie jest poczatek konca mojej diety - dlatego wykorzystalam ta okazje i zjadlam go. Absolutnie swiadomie. 

Sobota: jestem mistrzem sniadan. Poszlo gladko, na malym talerzyku, kawalek lososia, kawalek pieczywa, kawalek awokado i ser bialy. Kiedy mowie kawalek, to jest to naprawde kawalek. Do tego jako przekaska kawalek, a wlasciwie pol kawalka ciasta. No coz, brzmi strasznie, ale i tak odnotowuje sukces, poniewaz zjadlam duuuuzo mniej niz bym chciala (tak, to ciasto bylo oblednie dobre). Lunch to wrap z krewetkami i ryba z Borough Market. Jadlam to samo i tyle samo co dziewczyny, ktore nie maja problemu z waga, a wrecz jedza jak ptaszki, dlatego uznalam, ze to bedzie dobry wyznacznik. Do tego wino (pierwsze od niepamietnych czasow). I wszystko fajnie do wieczora, kiedy mielismy BBQ. I tu tez ograniczylam sie do kawalka kielbaski (na pol z kolezanka), kawalka kurczaka, ziemniakow opiekanych, lyzki guacamole. Fakt, sprobowalam 2 ciast. Ale na sprobowaniu sie skonczylo. Zero chipsow i innych takich. Nie bylo oczywiscie to idealnie, ale tez nie uwazam, ze powinnam sie karac zabranianiem samej sobie jedzenia, a zwlaszcza w sytuacji towarzyskiej. Wszystko jest dla ludzi, tylko z glowa. 

Niedziela: sniadanie :) perfekcja! przed wyjsciem z domu na dlugi spacer maly kawalek ciasta z dnia poprzedniego, nastepnie lunch w parku: sushi (jem to co dziewczyny, jem to co dziewczyny!). Z mieszanymi uczuciami udalo mi sie nie wejsc do Laduree... Niby wygralam ze soba, ale jednak moze tak nie do konca. One sa taaaakie dobre, tesknie... W okolicach lotniska dopadl mnie glod. Wiedzialam, ze musze cos zjesc, bo w domu w lodowce nie ma nic. Nie jestem wielka fanka gotowych kanapek, ale po przejrzeniu oferty lotniska stwierdzilam, ze wybieram to mniejsze zlo. Ale wybieram swiadomie, co oznacza przeczytanie wszystkich etykiet na tych bulach. I w wielu przypadkach mega szok! Ile kalorii moze miec jedna kanapka, wow! Wybralam cos z kurczakiem i bekonem, co mialo o dziwo mniej kalorii niz bula z pomidorem, serem, pesto i czyms tam. Wydaje mi sie, ze w miare rozsadnie. 

Poniedzialek: tez byl dniem przejsciowym, bo niby plan byl juz na nowy tydzien, ale skladnikow brak. Sniadanie poszlo z mealplanu, drugie sniadanie po treningu tez. Natomiast lunch to byla moja inwencja: salatka makaronowa z pesto (200 kcal) i.. pain au chocolat. Jak sprawdzilam potem ile ten pain au chocolat ma kalorii to sie przerazilam. Ale no coz, juz zjadlam - grunt, ze jestem swiadoma ile to kosztuje. Odpuscilam przekaske wieczorna (zreszta jak gotuje, to nigdy mi sie nie chce jesc - i to nie dlatego, ze pojadam - nie podjadam, bo nie lubie podjadac), obiad zastapilam wrapem od turka. Zaczelam myslec jak bardzo kaloryczny jest ten wrap, bo wiadomo, ze zawsze tam wiecej warzyw (swiezych) niz miesa. Troche sera. No coz, done.  

I od wtorku wrocilam na utarta sciezke mealplanu. 

Podsumowanie: nie wiem, czy schudlam, czy przytylam po weekendzie (pewnie to drugie) - ale nie bede sprawdzac do kolejnego wazenia w piatek. Natomiast absolutnie nie mam wyrzutow sumienia: wszystkich wyborow dokonalam swiadomie, nawet jezeli nie do konca byly one prawidlowe. Podoba mi sie, ze przestawilo mi sie myslenie. I nawet jak nie mam kartki, na ktorej moge sie oprzec, to zaczynam myslec nad tym, jak powinno to jedzenie wygladac. A to jest proces, ktory jest dla mnie nowy. Umiejetnosc rozpoznawania ILE jedzenia powinno trafic na talerz i do zoladka to moj glowny cel. Po 2 tygodniach pojawily sie zalazki swiadmosci, teraz tylko trzeba pracowac nad ukorzenianiem tego nawyku. 

Ciekawosc mnie zzera, jaka wage zobacze. Zastanawia mnie tez, czy fakt miesiaczkowania naprawde wplywa mocno na wage (bo psychicznie czuje sie zawsze ciezsza o 5 kilo, opuchnieta i w ogole zle). Czekam do piatku :) 

14 września 2016 , Komentarze (2)

Zdjecia przed i po atakuja z kazdej strony - czy to u Chodakowskiej, czy tutaj, wszedzie. Nigdy mnie nie ciagnelo, zeby zrobic sobie takie zdjecie. Powodem byl strach. Strach przed tym, ze to co zobacze na zdjeciu bedzie prawdziwe. Nie wiem czemu, ale nawet jak patrze na siebie w lustrze to widze ladna i fajna dziewczyne, i naprawde ostatnia rzecza o jakiej wtedy mysle, jest to ze powinnam schudnac. W mojej glowie nosze bardziej optymistyczny obraz siebie - co chyba jest dobre, anoreksja mi nie grozi, za bardzo kocham siebie i jedzenie. Ale przyznam sie, ze przemiany ludzi sa spektakularne i pomyslalam, ze to musi byc super uczucie przy porownywaniu tych zdjec juz po osiagnieciu celu. No i jest to tez potem dobra motywacja na przyszlosc, zeby zapracowana sylwetke utrzymac.
I to mnie wlasnie boli bardzo. Bo udalo mi sie samej schudnac 10 kg (w Szwecji, gdzie polknelam bakcyla sportu i od niewinnej zumby stopniowo dobrnelam do crossfitu). I co? po roku w Holandii zaczynam prawie ze od zera. Jak to sie stalo, pomimo tego ze jestem w boxie 4-6 razy w tygodniu? Pierwsze 3 kg to byl efekt miesiaca w Niemczech - wpadlam w zle nawyki zywieniowe znajomych, sport praktycznie zamarl, male i wieksze grzechy jedzeniowe tlumaczylam tym, ze musialam odreagowac po ciezkich doswiadczeniach w pracy w Szwecji. W Holandii szybciutko wrocilam do sportu na wysokich obrotach, ale z kolei odpuscilam diete. Odpuscilam w takim sensie, ze tlumaczylam sobie, ze juz przeciez jem tylko same zdrowe, czyste produkty, no ale trenuje ciezko, wiec powinnam jesc. I z tego wynika, ze po prostu jem za duzo. Efekty na zdjeciach. 

To jest niewyobrazalnie ciezkie wystawic takei zdjecia publicznie. Ale mysle, ze ten krok doda mi odwagi, bo jezeli zrobie to, to juz zadne kilogramy i inne fasolki szparagowe z burakami mi nie straszne :) 

Ok. zdjecia sa w galerii, poniewaz nie potrafie ich wstawic w tym edytorze. 

12 września 2016 , Komentarze (2)

Od dzisiaj zaczelam uczyc sie jak prawidlowo jesc z Vitalia. Bardzo podobal mi sie moj jadlospis na caly tydzien, bylam bardzo mile zaskoczona roznorodnoscia dan. Kilka z nich musialam wymienic, poniewaz nie udalo mi sie zdobyc wszystkich skladnikow (kasza jaglana - musze sprawdzic jak ja znalezc w holenderskich sklepach, a potem nauczyc sie ja szybko gotowac rano..) W niedziele wieczorem przygotowalam lunche i obiady na kolejne 2-3 dni. Przepisy okazaly sie cudownie proste w wykonaniu, podeszlam do tego jak na naukowca przystalo, skrupulatnie wazac wszystkie produkty przed gotowaniem, a potem drugi raz przy porcjowaniu ich do pudelek - tak, zeby wszystkie byly rowne. Postanowilam robic zdjecia wszystkim moim posilkom i byc moze czesc z nich trafi na ta stronke :) 
Pozostaje jeszcze problem wagi: nie wiem, ile waze tak dokladnie, poniewaz moja waga jeszcze do mnie nie dotarla. Jak tylko dostane ja w swoje rece, nastapi brutalne zderzenie z rzeczywistoscia, ale z pelna odpowiedzialnoscia zaktualizuje moj profil (skoryguje go, jezeli bedzie taka potrzeba - oby nie... :)) Oprocz wagi zrobie tez sobie zdjecia (jak ja nie lubie selfie...) ale mysle, ze w perspektywie czasu bedzie to super motywacja oraz wzmoze uczucie dokonania czegos fajnego, wypelnienia zadania - kiedy juz osiagne cel. 

Jezeli chodzi o pamietnik, to mysle, ze bede go uzupelniac raz w tygodniu (badzmy realistyczni)

Zadanie na dzis: znalezc dobry razowy chleb - co w Holandii wyglada na mega wyzwanie.