Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 3961
Komentarzy: 53
Założony: 18 grudnia 2019
Ostatni wpis: 5 lutego 2020

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
potyczki-jedzenioholiczki

kobieta, 44 lat, radzionków

160 cm, 90.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

2 stycznia 2020 , Komentarze (1)

Założyłam sobie stronę na facebooku, tak bardzo potrzeba mi wsparcia...


Na facebooka jednak wchodzę znacznie częściej niż na Vitaliję, znacznie łatwiej mieć kontakt w messengerze.


Jeśli ktoś zechce wesprzeć "trzeźwiejącą" z obżarstwa świeżynkę, to bardzo proszę, polubcie, będę miała z Wami kontakt, może będzie mi łatwiej w tych najtrudniejszych (czytaj: najczęśćiej późnowieczornych) chwilach.

Klik: https://app.vitalia.pl/pg/Potyczki-jedzenioholic...

Myślicie, że taka forma wsparcia to dobry pomysł?

2 stycznia 2020 , Komentarze (4)

Zakończyłam 2019 rok z nadwagą podobną do tej, z jaką go zaczynałam. Kiedy zobaczyłam ten wynik, załamałam się! Tyle pracy na darmo!!!!

Przecież ja PRZEZ WIĘKSZĄ CZĘŚĆ ROK BYŁAM NA DIECIE!!! Współpraca z dietetykami, niski indeks glikemiczny, nieco obniżona kaloryczność (tak coś koło 1800-1900kcal na dobę).  I nawet starałam się trochę ruszać. I nawet chudłam dość systematycznie po 2kg na miesiąc!
I co? I wszystko na nic!!! ! Powinnam być chudsza o 24kg, a nie jestem!!! Ważę dokładnie tyle samo, ile rok temu!
Kluczem jest tutaj wyrażenie „większą część roku”. Bo przez tę mniejszą (za to o wiele bardziej intensywną) traciłam kontrolę nad tym, co i ile jem.

Próbowałam już w życiu wiele razy i na różne sposoby…  Czasem chudłam naprawdę sporo (nawet 30kg), czasem bardzo mało, czasem utrzymywałam ten cudowny wynik przez rok, czasem wszystko sypało się od razu. To tak cholernie demotywuje!  Ja już nie wierzę, że może mi się udać!

Jak łatwo się domyślić - po tylu nieudanych próbach -moje otoczenie również nie wierzy w to, że kiedykolwiek uda mi się schudnąć. Kategorycznie odmawiają wsparcia w odchudzaniu i trudno im się dziwić, bo kto normalny inwestowałby swoją energię w coś, co tyle razy się nie udało?!?!?!
Tak, właśnie tak swoją odmowę wsparcia wytłumaczyła jedna z bliskich mi osób i… no cóż, chyba pozostaje mi to przyjąć dokładnie tak, jak to usłyszałam, bo trafniej już się chyba nie da!

Z drugiej strony w moim otoczeniu nie ma osób w sytuacji podobnej do mnie: kompulsywne jedzenie, dziesiątki mniej lub bardziej udanych prób odchudzania, ciągłe nawroty otyłości, okresowy próby „zdrowego odżywiania” i okresowe utraty kontroli nad jedzeniem. Owszem, są osoby z nadwagą a nawet otyłe, ale one nie prowadzą wciąż tej dziwnej walki o odzyskanie równowagi przy stole. Jaką więc niby mają mieć motywację, żeby mnie wspierać w tych dziwnych działaniach, skoro wszystko to co się ze mną dzieje jest dla nich bardzo obce i dziwaczne? I jak mają to zrobić, skoro sami nigdy nie byli w podobnej sytuacji?

A jednak ja POTRZEBUJĘ WSPARCIA JAK POWIETRZA!!!
Bardzo potrzebna mi jest pomocowa siatka osób, które w razie kryzysu pomogą  okiełznać stres, oraz szalejące emocje i hormony. Pomogą także uwierzyć w swoje możliwości i wrócić z powrotem na dobre tory. Chodzi mi o zbudowanie takiej relacji wspierającej, gdzie moglibyśmy się wspierać wzajemnie. W sumie sama jestem na przysłowiowym dnie, ale może jednak komuś też będę potrafiła podać pomocną dłoń gdyby było potrzeba… Cudownie byłoby znaleźć osoby, które były na dnie podobnym do mojego, ale już pokonały swoje słabości i zdrowieją z otyłości, a chcą i mogą się podzielić swoją wiedzą i doświadczeniem z okresu, kiedy były tam gdzie ja jestem teraz, bez narzucania swojej wizji. Często jest tak, że kiedy słyszy się opowieść o tym, jakie przeszkody na podobnej drodze napotkał ktoś inny, to sam fakt wysłuchania tej opowieści już pomaga się określić i zrozumieć swoje aktualne położenie.

Ale przede wszystkim potrzeba mi BYCIA. Żeby po prostu KTOŚ BYŁ ZE MNĄ! Żebym mogła podzielić się tym, z czym jestem danego dnia: czasem zwycięstwem, a czasem porażką. Żebym mogła zadzwonić i porozmawiać, albo napisać SMSa, albo chociaż napisać w Internetach i przeczytać jakieś komentarze. Żebym wiedziała, że gdzieś tam jest ktoś, kto choć odrobinkę we mnie wierzy, kto powie „uda ci się mała, jeśli tylko się do tego przyłożysz”. Potrzeba mi ZROZUMIENIA, żeby ktoś powiedział: „miałem podobnie, to jest zupełnie normalne co się z tobą dzieje, przeszedłem przez to, poradziłem sobie, ty też dasz radę, to da się zrobić.” Potrzeba mi kilku życzliwych (ale obiektywnych) słów, które pomogą spojrzeć na sytuację z innej perspektywy, dać otuchę, poprawić nastrój czy zachęcić do wytrwałości w realizacji celu, jakim dla mnie jest osiągnięcie zdrowej wagi i zmiana nawyków żywieniowych, ruchowych i emocjonalnych.

Potrzeba mi AKCEPTACJI BEZ NARZUCANIA WŁASNEJ WOLI. Nie chcę słuchać „powinnaś bo ja tak mówię”. „Powinnaś to”, „powinnaś tamto”, „powinnaś jeść mniej kalorii”, „powinnaś jeść więcej kalorii”, etc., etc. Nie o takie wsparcie mi chodzi. Chodzi mi o taki rodzaj wsparcia, który pozwoli mi odnaleźć swoją własną drogę do wyjścia z tego bagna.

Pomożecie?

18 grudnia 2019 , Komentarze (1)

Jem!!!
Nie potrafię przestać!!!
Im bardziej jem, tym bardziej chce mi się jeść!!!
Boli mnie z przejedzenia brzuch, a ja dalej jem!!!
Wpadam w jedzeniowy ciąg niczym alkoholik w ciąg alkoholowy.
Tak, to chore! Wiem…
Ale nie potrafię inaczej.
TO jest silniejsze ode mnie.

Nienawidzę się za brak silnej wolnej.
Codziennie z konsekwencją godną lepszej sprawy obiecuję sobie, że od jutra z tym koniec.
Ale potem przychodzi jutro i znowu sobie obiecuję…
Wstyd mi…

Po pracy pędzę do najbliższego spożywczego.
Pod sklepem alkoholik łapczywie wypija swoje piwo, a tuż obok ja w samochodzie łapczywie zjadam drugą paczkę swoich pralinek…
Wstyd mi…
Wydaje mi się, że wszyscy wiedzą co robię i czują do mnie wstręt.
Pani w Biedronce zainteresowała się, że chyba te pralinki muszą być bardzo dobre, skoro codziennie je kupuję. Skłamałam, że moja rodzina bardzo je lubi i codziennie się ich domaga. A potem łapczywie zjadłam je w aucie pod Biedronką. Dwie paczki. Na raz. Trzęsącymi się rękami obdzierałam z papierka jedną pralinkę za drugą, pakując do ust na raz tyle, ile tylko się da…
Długo potem do tej Biedronki nie chodziłam. No wstyd mi było…

Nie, serio nie potrafię tego zatrzymać. Bardzo chcę. Codziennie próbuję. Nie mogę.