Znacie to uczucie, kiedy wszyscy mówią, że żeby czuć się dobrze ze sobą i ruszyć domu przodu trzeba walczyć przede wszystkim o siebie? Tylko co zrobić, kiedy nie ma się na to wszystko czasu? Kiedy wstaje się rano, pije w biegu kawę, zmienia pieluszki, pomaga przy lekcjach? Pierze? Gotuje? Sprząta?
I wcale nie jest tak, że nie ma wsparcia. Po prostu obowiązki domowe spadają na barki, bo jesteś w domu i musisz to zrobić.
Jestem na urlopie macierzyńskim. Wszystkie mamy wiedzą jak wygląda taki "urlop". A mamy dzieci, które są szczególnie wymagające (hnb). Śmiejemy się, że Mały ma "radar mama". Muszę być w zasięgu jego słuchu, a najlepiej wzroku. Nie pamiętam, kiedy ostatnio mogłam bez pośpiechu wziąć prysznic, nie mówiąc już o samotnym wyjściu na spacer. Tata robi, co może (kąpie,usypia, zabawia, nosi, nawet śpiewa), ale niestety w rozrachunku może niewiele, bo nie jest mamą. Mamy też 8latka (syn z poprzedniego związku, którego ojciec biologoczny olewa na całej linii). Chłopaka, który również potrzebuje uwagi i ogromu czasu.
I jak już uda mi się ogarnąć dom i dzieci to okazuje się, że dochodzi 21 i nie mam już siły na ogarnianie siebie. Po prostu.. Każdego dnia wstaje i mam nadzieję, że będzie lepiej.. Ale nie jest.. A jednocześnie każdego wieczora dochodzę do wniosku, że nic nie zamieniłabym w swoom życiu, bo mam świetne dzieciaki, za które oddalałabym wszystko. Jeden ich uśmiech jest wart każdej nieprzespanej nocy.
Zebrało mi się na żale, bo dzień dzisiaj ciężki, a i noc nieprzespana..
Reasumując moją sytuację muszę poczekać, aż z mały "Mlekopij" 🙈 ewoluuje w "Kaszojada" ❤. Wtedy z przede wszystkim matki zacznę ewoluować w przede wszystkim kobietę. A przynajmniej mam nadzieję, że tak będzie..