No to znów dobiłam do 76 kg. To już 20 kilogramów, które chcę zrzucić z początkowych kilku, które chciałam zrzucić zakładając konto dekadę temu.
Jem emocjonalnie, jem z nudów, jem by regulować emocje. Myślę, że jak to opanuję, reszta przyjdzie sama. Uprawiam sport, lubię być na świeżym powietrzu. Lubię jeść warzywa, nabiał i białe pieczywo. Moim problemem jest przede wszystkim ilość, a nie to, co jem.
Od kilku dni próbuję usiąść do dodawania wpisów i zdjęć. Miałam dać zdjęcia z koncertu, a tu jakoś mentalnie blok. Też tak macie?
Mam coraz większe problemy aby usystematyzować i ogarnąć moje życie. Najchętniej bym po pracy tylko zjadła i położyła się na kanapie i zniknęła. Sprzątać mi się nie chce. Myć mi się nie chce. Wychodzić mi się nie chce. Nie chce mi się nawet szukać ulubionej muzyki do słuchania. Ani nie potrafię wysilić się na tyle, aby czytać książkę. Nic mi nie idzie. Wczoraj byłam robić zdjęcia zorzy polarnej [chmury popsuły wieczór] ze znajomymi z klubu i wracając mijałyśmy bardzo ładne kadry. Chciałam tam wrócić, ale jak tylko odwiozły mnie do domu i miałam wziąć dupę w troki i iść na punkt, gdzie był najbliższy domu kadr - nie potrafiłam się zebrać. Byłam już ubrana, miałam w plecaku sprzęt, ale nie potrafiłam z domu wyjść. Nawet samochodu nie chciało mi się brać. Mam taki mentalny blok jak nigdy. Pranie wstawiam przed pracą, bo po pracy nie potrafię się do niczego zmusić. A gdy już pralka czeka popołudniu do wywieszenia to jakoś już to zrobię. Jak przełamać ten stupor?
Jestem już po spotkaniu z fizjoterapeutą. Dostałam zestaw ćwiczeń do robienia 3x w tygodniu, aby wzmocnić nogi i odciążyć kolana. Potrzebuję do tego bosu. Pierwszy raz miałam styczność z tym narzędziem. Na szczęście powinni mieć je na siłowni, gdzie chodzę.
Dodatkowo mogę się już chyba pochwalić. Skończyłam sweterek dla koleżanki. Czekam jeszcze na metki. Myślę że jutro lub pojutrze jej przyniosę.
Nie wiem czy robić projekt wstecz z kremowym kardiganem, ale będą tu postępy ze swetrami, które robię dziewczynom z pracy.
Jedna z koleżanek powiedziała dziś, ze chętnie poprosi mnie o zrobienie szala, ale chciałaby abym ometkowała go jako swój wyrób. Mam te skórzane metki "hand made" ale mówiła o jakimś osobistym logo. Pogadałam więc w sklepie z nićmi i tam pani poleciła mi firmę, która takie metki szyje. Zleciłam więc dziś zrobienie metek. Mam nadzieję, że będą czytelne. Projekt wygląda jak poniżej.
A pisząc o sporcie i odchudzaniu... Zrobiłam ostatnio szóstkę i poszłam na siłownię dwa razy. Mam zakwasy nawet. Zaś po dzisiejszej wizycie u kolejnego fizjoterapeuty [MRI wykazał, że nie mam nieprawidłowości w kolanie], dowiedziałam się, że mam podrażnioną łąkotkę i nie może ona pracować prawidłowo i przy ruchach nogą, nie ustawia się ona prawidłowo między kośćmi. W przyszłym tygodniu mam przyjść na ćwiczenia do fizjo i mam nauczyć się jak wzmocnić to kolano. Uszkodzeń żadnych nie ma. Mocniejsze mięśnie utrzymają staw w prawidłowej pozycji, a to powinno przyspieszyć proces leczenia łąkotki. Gdy zaś ona wróci do siebie to i ból zniknie.
12 lat temu robiłam smacznie dopasowaną. Schudłam z 63 na 57 kg. Zmiana była ogromna. Zaczęłam wtedy ćwiczyć z mel B i Insanity. Próbowałam biegać, ale mi nie szło. Chodziłam na fit park koło domu. Jadłam 5 razy dziennie bardzo ohydne posiłki. Wiecznie albo jadłam, albo robiłam kolejne porcje. Wkurzało mnie to. Wtedy schudłam tak bardzo jedząc 1200-1300 kcal. Dziś mam wrażenie, że tyję jedząc 1500kcal.
Wtedy tego nie widziałam, ale chyba wyglądałam dość niepokojąco. Dziś ważę 20kg więcej i chętnie bym ważyła takie solidne 60kg do końca życia. 57 kg też bym nie pogardziła. Czułam się wtedy silnie. Pewnie.
Zajmowałam się wówczas szyciem ubrań dla siebie i znajomych. Jednak przez złą pracę byłam nieszczęśliwa. Wydaje mi się, że jednak miałam więcej siły i zaparcia w sobie.
W ostatnich tygodniach moja dieta jest dość kolorowa - jem różnego typu włoskie kluski typu tortellini. W zależności od kształtu i nadzienia, mają one inne włoskie nazwy, ale pozwolę sobie być ignorantem. W różnych sklepach mąż kupuje mi kluski różnych producentów - wege i z szynką, z serami i szpinakiem, grzyby czy marchewka. W pracy nie jem najczęściej nic, piję tylko kawę z zabielaczem, a po pracy jem kluski i piję Inkę z mlekiem. Dojadam też ostatnio całkiem sporo słodyczy. Dieta po *uju, ale co tam. Jak skończy mi się PMS i opanuję ciągoty na słodkie to nawet będzie deficyt. Waga nieznacznie spadła i choć obecnie podeszła 2 kg w górę, to liczę, że po okresie będzie spoko. Jak zobaczę i utrzymam 73 to będzie sukces. Robiłam ostatnio pomiary na siłowni i od czasu jak zaczęłam tak pościć to moje ciało ma się nie najgorzej, a raczej - wszystkie parametry mam powyżej normy. Minerały na full wypas, białka też. Woda w ciele w normie, ilość mięśni i tłuszczu powyżej normy. Nadal sylwetka atletyczna, ale tłusta.
W walentynki miałam spotkanie w szpitalu. Zaplanowali mi MRI na wieczór i zrobili wgląd w moje kolano. Teraz jak mam już badania to wiem, że nie mam nic w kolanie. Kompletnie nic. Żadnych torbieli ani zmian. Nie wiem jednak kompletnie, co sprawia, że nie mogę ruszać nogą. Że jak usiądę to mam problem wstać, a jak stoję to problem zgiąć kolano. Muszę napisać do mojego lekarza i dowiedzieć się, jak on to interpretuje. Najzabawniejsze jest to, że jak jestem w gabinecie to nie czuję bólu. Bo w aucie siedzę, w poczekalni siedzę, a noga odpoczywa. Chciałabym już wiedzieć i móc ogarnąć tą nogę, bo mam dość chodzenia jak emeryt w wieku 38 lat.
Zaś świętowanie walentynek przenieśliśmy sobie na weekend. Poszliśmy do restauracji w miasteczku obok nas, gdzie zamówiliśmy sobie wine arrangement i 7 daniowy posiłek. Na początek dostaliśmy powitalną lampkę Cavy oraz cream cheese w tartetce z buraka. Później wzięłam dla siebie dodatkowo ostrygę w jakieś zalewie. Dziś nie pamiętam. Dalej wybierał już szef kuchni. Poszły więc kolejno tuńczyk, gazpacio, dorsz, kaczka drink na tequili i wołowina, a na deser sernik czekoladowo bananowy. Do każdego z dań była lampka wina dobrana konkretnie pod dane danie. Na przykład wino podane przy gazpaccio sprawiło, że przestaliśmy czuć pikantność zupy, a zaczęliśmy czuć słodką dynię. Wróciliśmy do domu 5 godzin później na lekkim rauszu i bardzo zadowoleni. Lubię restaurację typu fine dining, ponieważ można tam zjeść rzeczy, o których człowiek nie pomyślałby, że istnieją. Na przykład kiszona czerwona kapusta podana z pieczonymi winogronami.
Skiełkowała mi, po 6 tygodniach, alstromeria. Latem w ogródku miałam białe alstromerie z centrum ogrodniczego i zauważyłam, że jedna z nich ma puchnące torebki nasienne. Przed mrozami zabrałam je do domu i wysuszyłam i następnie wyłuskałam. Miałam kilka nasion, z czego 10 wyglądało średnio lub dobrze i je wsiałam do ziemi. Niestety z 10 skiełkowała tylko jedna. Obecnie znajduje się na południowym oknie i liczę, że będzie z niej ładna roślinka.
Pomidory zaś są już całkiem ładne. Szybko wysychają w tych woreczkach, więc podlewam je dość mocno. Muszę pooglądać dokładnie, czy pojawiają się dobrze rozwinięte korzenie. Jeśli nie, to trzeba będzie ograniczyć podlewanie. Jest tez opcja, aby rozłożyć z korytkach ręczniki papierowe i je moczyć, to w teorii wilgoć powinna bardziej koncentrować się na dole woreczka na dłużej. Chcę też opróżnić szklarenki [pomidory stoją w dolnej ich części, a górna jest już zdjęta], bo mąż kupił nasiona warzyw i trzeba je wysiać.
Ostatnio dowiedziałam się, że moja nauczycielka języka holenderskiego miała operację i nie daje obecnie lekcji. Wpadłam więc do niej wczoraj z kwiatkami. Postawiłam na kompozycję bulw wiosennych z hiacyntami i narcyzami. Wpadłam do niej niezapowiedzianie i sprawiłam jej małą radość. Porozmawiałyśmy o kocach, które robimy na szydełku oraz pochwaliłam się moim pierwszym sweterkiem, który zrobiłam. Później jeszcze popisałyśmy wieczorem trochę o szydełkowaniu.
Gdy wróciłam do domu, panowie kończyli zakładać mi panele na dachu. Niestety nie wyrobili się, więc dałam im klucz do domu i wpadną we wtorek założyć dodatkowe panele na bijkeuken [to ta przybudówka]. Wówczas też ustawią wszystkie komputery i panele zaczną działać. Muszą też zgłosić panele do ewidencji i dzięki temu prowincja będzie miała wgląd, gdzie jest jakie natężenie sieci i jak szybko trzeba modernizować kable. W Holandii wszystkie kable wkopane są w ziemię, więc nie ma słupów elektrycznych, które szpecą krajobraz. Ponadto burze nie zrywają kabli i nie ma blackoutów, jak w Polsce. Niemniej jednak ostatni raz kable w mojej okolicy były modernizowane przed erą paneli i Tesli w każdej wsi, więc ważne jest, aby wszystkie takie instalacje były zgłaszane. Zastanawiam się, czy wówczas mocno skoczy mi WOZ-waarde domu. Od wartości WOZ zależy wysokość podatku od nieruchomości, jaki płacimy. Do tej pory wartość domu wzrosła na rynku o ponad 100 tys euro, a WOZ jakieś 40 tys euro. Klasa energetyczna domu także mi się zmieniła, ale jej nie muszę zgłaszać jeszcze przez 5 lat. W zasadzie aktualizować ją chyba trzeba tylko w przypadku sprzedaży domu, a tego nie planujemy. Gdy kupiłam dom, miał on klasę C. Teraz najprawdopodobniej uzyskalibyśmy klasę A. Może A+ jeśli dalibyśmy nową izolację ścian, dachu i podłogi. Te inwestycje jednak są daleko w planie remontów.
I część ostatnia wpisu - wełna i szydełko.
Ostatnio koncentruję się coraz bardziej na wełnie na kocyk dla dziecka. Kupiłam jedną, aby zobaczyć, jak będzie mi się robić. Była to 100% bawełna włóczka, z której zrobiłam próbnik dla mamy Marcela. Spodobała jej się gęstość, grubość i kolor próbnika. Zatem zaczęłam szukanie włóczki o odpowiednich kolorach. Koleżanka stawia na pastele i beże więc niestety nie ma za wiele wyboru. Patrzyłam w kilku sklepach i na kilku stronach, aż nauczycielka poleciła mi jeszcze jedną stronę...
Koleżanka wybrała sobie wzór kocyka stworzonego z kwadratów z kontrastującym obramowaniem. Muszę policzyć jeszcze i rozrysować jak jestem w stanie ten kocyk zrobić i jaki będzie miał wymiar. Nie może być za duży ponieważ, to kocyk dla rocznego dziecka. Może narzutka na łóżeczko.
Znalazłam w internecie mnóstwo wzorów na zwierzątka. Koleżanka jednak postanowiła, że nie będzie zwierzątek, ale co najwyżej serduszka.
Kolory, które znalazłam na stronie wskazanej przez nauczycielkę odpowiadają palecie, jaką koleżanka chcę dla synka. Do tego poprosiła jeszcze o ciemny brąz - przy czym znalazłam tylko ciemny kasztan. Dokupię go później. Na razie muszę zobaczyć jak zbudowałabym skalę i ile wełen, których kolorów potrzebuję więcej niż jeden motek. W tym celu muszę zrobić kilka kwadratów i zważyć ile wełny z motków ubywa. Zamówiłam pierwszą partię i będę szacować dalsze zakupy. Jestem podekscytowana.
Zaś sama zakończyłam w czwartek mój pierwszy projekt. Kardigan z akrylu. jest super milutki, ciężki i nadal w fazie rozciągania pod własnym ciężarem. Na zdjęciach jest świeżo po zszyciu, więc obecnie wygląda na luźniejszy, bardziej oversize.
Zaniosłam go do pracy w piątek i pokazałam koleżankom. Dwie z nich poprosiły mnie o taki model. Będę zatem robić ceglany oraz czerwony kardigan, z czego ten drugi z ekstra szerokimi rękawami.
Mąż dokończył budowanie skrzyni wewnątrz ławki. Skrzynia wewnątrz jest miejscem, gdzie kurierzy będą mogli zostawiać przesyłki, a dzięki uszczelnieniu tej przestrzeni, zostaną one również suche, w przypadku, gdyby spadł deszcz. Ławka prezentuje się następująco:
Zmieniłam dyspozycje w aplikacji pocztowej, aby w przypadku niedostarczenia paczki do adresata, zostawiano ją wokół domu. Najwyżej kurier zostawi paczkę za ławką. Napiszę jeszcze w stosownym momencie kartkę na drzwi, aby do ławki włożyć. Za którymś razem listonosz zapamięta.
W niedzielę byłam u Annet i pokazywała mi jak robić granny square. Sama szydełkuje koce tą metodą, a ja myślę nad kocem dla synka koleżanki w pracy. Myślałam o granny square z temperaturami dnia i nocy. Muszę trochę potrenować jeszcze - do maja mam czas aby zaprojektować.
Podczas poniedziałkowego spotkania klubu fotograficznego, przedstawialiśmy zdjęcia o tematyce "zwierzak w akcji". Te dwa zdjęcia podobały mi się szczególnie. Zdjęciem miesiąca został skaczący pies. Moja kicia dostała kilka "ochów i achów" ale nie wyróżniała się urokiem pośród innych zdjęć. Co ciekawe - zdjęcia omawiali tym razem ich twórcy, wiec każdy mógł powiedzieć parę słów o zwierzaku, którego fotografowano. A to ich własnym, a to kogoś z rodziny.
Wczoraj w gazecie pojawił się ciekawy moim zdaniem artykuł. Są w nim dane dotyczące migracji ukraińskich młodych chłopaków z krajów, gdzie mieli azyl oraz mieszkanie do Holandii. Z rozmowy z panem z centrum dla uchodźców wynika, że w ostatnim czasie przyjeżdżają głównie mężczyźni i typowo za pracą i darmową opieką medyczną. Z operacjami, których nie chcieli mieć w krajach, w których mieszkali wcześniej. Jak to napisano w artykule "przyjeżdżają z krajów nieobjętych wojną - od Polski po Portugalię". Rozważa się obcięcie socjali, eksmisje Ukraińców z ośrodków dla Uchodźców jeśli mają swój własny dochód, aby zostawić miejsce tylko dla tych naprawdę potrzebujących.
Moje pytanie brzmi - czy zauważacie, że w Polsce ubywa Ukraińców? Czy widujecie również taki duży ruch wśród młodych mężczyzn? Jakie są wasze doświadczenia związane z uchodźcami [nie chodzi mi o migrantów zarobkowych]?