Jak pewnie niektórzy stali bywalcy pamiętają - mam maszynę do szycia i podczas mojej obecności na Vitalii w ubiegłych latach - jakieś 10 lat temu - szyłam namiętnie ubrania. Później wyjechałam do Holandii i nie miałam przy sobie maszyny do szycia. Wreszcie przyjechała. Zatem kombinuję dalej.
Nadal się uczę, nadal wychodzi mi koślawo. Ale nie zniechęcam się, kiedyś będzie tak, że z dumą będę nosić swoje ubrania. Dziś, kiedy to piszę mam na sobie "własnoręcznie" [na tyle na ile szycie na maszynie jest ręczne] zrobione spodenki. Wyszły mega krótkie, więc raczej nie będę w nich domu opuszczać, ale są i wyglądają prawie dobrze. Poniżej zdjęcie jeszcze nie skończonych, ubranych próbnie na leginsy do biegania, aby zobaczyć, czy się w nie zmieszczę. Mają one dwie skośne płaty materiału z przodu, nie wiem po co, ale wygląda to intrygująco. Choć mogły by to być kieszenie....
W realizacji zaś jest top. Bluzka z marszczeniem na dekolcie i luźnym dołem.
Materiał na to wybrałam dość wzorzysty. łatwiej ukryć jak coś jest nierówne.
Już raz taką bluzkę uszyłam. W listopadzie 2021, kiedy to dostałam zaproszenie na ceremonię nadania mi obywatelstwa holenderskiego. Na samą ceremonię poszłam więc w właśnie tej uszytej bluzce. Zawierała ona trochę błędów, więc po powrocie do domu wylądowała w koszu. Poniżej zdjęcie z wręczenia dekretu królewskiego.
Mam nadzieję uniknąć błędów, które wyniknęły podczas pierwszego szycia. Muszę gdzieś podpatrzeć jak robić podłożenia dekoltu i pach. Bo na tym się walnęłam. Średnio idzie mi praca z flizeliną...
Waga bez zmian - nie wiem czemu dziś mnie vitalia zapytała o wagę a potem nawet wysłała mi maila, że dostałam dietę....
W sobotę zmarł mój kolega z pracy. Dziś mieliśmy spotkanie informacyjne w naszym teamie - ja i laboratorium. W czasie gdy będzie pożegnanie i ceremonia w krematorium, będę w drugiej części kraju. I pewnie to dobrze, bo drugi raz holenderskiego pogrzebu bym nie przeżyła. Polski pogrzeb to klepanie regułek z książki przez księdza, który nie wie o kim mówi, holenderski to zaś prawdziwe uczucia i głos bliskich. Pierwszy pogrzeb na jakim tu byłam złamał mnie psychicznie równie mocno jak śmierć tej osoby. Bez boga, bez księdza, bez kościoła, a jednak więcej serca w tym wszystkim było niż na jakimkolwiek pogrzebie na jakim byłam przez całe życie. Wiedzieć i widzieć teraz po raz kolejny, że będzie wszystkim brakowało naszego zawsze uśmiechniętego i życzliwego 21-latka, nie muszę. Cały dzień trzymała się dziś w kupie i pękłam pod koniec, jak szef laboratorium zapytał mnie o samopoczucie i zobaczyłam, że facet ma całe spuchnięte oczy. Jeden z dyrektorów z firmie się przy nas popłakał. Wszyscy czujemy się przybici.
Kto chce przez translator przepuścić to daję link do artykułu z gazety. Dziś pani Maaike była u nas rozmawiać z pracownikami.