Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Wiedźma, biegaczka, mykofilka, górska szwenda i fotomaniaczka. Lekko trącona rydwanem czasu choć wciąż piękna (coraz bardziej od środka). Uzależniona od lasu.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 20700
Komentarzy: 1930
Założony: 21 kwietnia 2023
Ostatni wpis: 26 stycznia 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Tojotka

kobieta, 44 lat,

160 cm, 60.30 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

4 grudnia 2024 , Komentarze (10)

W Centrum Radioterapii jest stoliczek, na stoliczku miseczka, a w miseczce takie oto kolorowe włóczkowe milutki. Każdy, kto potrzebuje, może sobie milutka po prostu wziąć. I tulić, tarmosić czy też ugniatać, wedle woli. Ten zielony gagatek został moim towarzyszem niedoli i był obecny podczas przygotowań do radioterapii. Jestem pomierzona, przebadana (krew + TK) i wytatuowana (4 tyciulkie kropeczki na ciele wg których ustawiany będzie aparat do naświetlania). Teraz radiolożka rozpisuje plan z fizykiem jądrowym (borze, jak to brzmi!). A ja cierpliwie czekam na telefon, kiedy mam się stawić. Zaczynam najpóźniej w najbliższą środę i mam otrzymać 15 dawek. Codziennie jedna, w dni robocze, więc do Sylwestra się nie wyrobię. Zaczęłam już smarować skórę specjalnym kremem. Może obędzie się bez wielkich dramatów? 

Mój las wciąż jest hojny i pieknie przystrojony. Nic, tylko chodzić i głęboko oddychać.

A.

2 grudnia 2024 , Komentarze (7)

Zostałam wczoraj sama na chacie więc olałam te krzaki i zrobiłam sobie dobrze. Farbowanko włosów, pazurki, maseczka, dobra kawka i 2 kostki czekolady, dwa kocie futerka, pachnąca sojowa świeca i spiskowe teorie Janka Pińskiego w tle...

No dobra... i jeszcze pranie zrobiłam i okno balkonowe umyłam bo kocie łapki były odciśnięte na szkle 🤪 

Na spacer pójdę dziś bo czuję się zdecydowanie lepiej. 

Z tego całego rozmemłania nie pokazałam Wam sobotnich grzybków. To może jednak pokażę? Najwyżej uznacie, że już się Wam znudziło i nie zerkniecie. Niech żyje wolna wola! 🤪

Tak, humor też mam ciut lepszy. Jakoś to będzie.

A.

1 grudnia 2024 , Komentarze (18)

W piątek po przyjęciu dawki pembrolizumabu wybrałam się z córą na zakupy. Zabrałam potem z auta siaty, szalik, okulary przeciwsłoneczne... a zostawiłam torebkę. Wróciłam więc po nią. Wzięłam klucze ofkors, ale nie zamknęłam mieszkania. No. Taka roztrzepana i niemądra jestem po tym leku. Półczłowiek półgłówek kurde.

A fizycznie też jest dziwnie. Tak, ja już brałam pembrolizumab wcześniej, ale zawsze z chemią więc pod osłoną sterydów. Teraz jest czyste podanie, bez leków wspomagających. W piątek wieczorem po kroplówce po prostu padłam wykończona. Wczoraj się obudziłam z uczuciem potwornego zmęczenia. Ale polazłam do lasu mimo wszystko bo nie pozwolę, żeby dziad odebrał mi żyćko. Przynajmniej póki nie powalił mnie całkowicie! 

Dziś dalej mam uczucie niemocy. Takie wiecie... jakbym spała o kilka godzin za długo. Ścisk w głowie i ogólne rozmemłanie. Ale na spacer znów pójdę. Świeże zimne powietrze dobrze mi zrobi.

A psychicznie jeszcze się nie pozlepiałam. Walczę z myślami, że się z tego dziadostwa nie wywinę. Pod czaszką tworzą mi się scenariusze rozmowy z moimi wiedźmowymi psiapsiółkami i instrukcje jak mają ułożyć świat beze mnie. Tak, głupie. Ale na razie średnio sobie z tym radzę.

Jestem na zwolnieniu lekarskim bo potrzebuję swobody by poukładać dalsze leczenie. We wtorek mam planowanie radioterapii, a w czwartek jadę znów na ONKO bo Doktorka chce zrobić jakieś dodatkowe ekstra badanie z krwi. Trochę naginając procedury więc muszę być przyjęta na oddział, ale nie mogę być w tym czasie leczona. Dlatego nie mogła mi pobrać krwi w piątek, gdy dostawałam pembrolizumab. Durna biurokracja. Co zrobić...

Tak się czuję jak prezentuje poniżej Toya. Łapki wystawione na świat, ale głowa zupełnie nieobecna...

A.

28 listopada 2024 , Komentarze (33)

Na początku chciałbym Wam ogromnie podziękować za wszystkie wczorajsze wiadomości i komentarze. Super wiedzieć jak wielką armię dobrych dusz mam po swojej stronie. Jesteście wielkim wsparciem. Dziękuję!

Dzisiaj odebrałam i skonsultowałam wynik i już mi nie jest tak wesoło. 

Owszem, guzior wycięty w całości, węzły czyste itd. Tu nic się nie zmieniło. Ale moje rokowania są gorsze niż oczekiwałam. Patolog oceniając wyciętą zmianę napisał "brak cech odpowiedzi na terapię". No. I trzeba to czytać dosłownie. Skurwiel (guz, nie patolog 🙃) się uodpornił na leczenie. W dniu diagnozy miał 2,8 cm. Do lipca zmalał do 1 cm, żeby jednak w dniu operacji osiągnąć równiutkie 3cm. Bez operacji nie udałoby się go już zatrzymać lekami.

Co to oznacza dla mnie? Że w przypadku wznowy szanse na skuteczne leczenie są znacznie gorsze. A wznowa może się zdarzyć w dowolnym momencie i ryzyko jest duże. 

No nic, stan na dziś jest taki, że dziada nie ma i wchodzimy z leczeniem uzupełniającym. Jutro melduję się na ONKO i tankuję pembrolizumab w ramach immuno. We wtorek mam spotkanie z radioterapeutą i planujemy naświetlania. A po zakończeniu radioterapii włączamy jeszcze kapecytabinę w tabletkach na kilka miesięcy. Wojna, kurde!!!

Może jednak gadzina nie wróci? Ja w każdym razie tanio skóry nie sprzedam i cieszę się tym co mam.

Jakoś to będzie.

Jeszcze raz Wam dziękuję 🥰 Idę se popłakać.

A.

27 listopada 2024 , Komentarze (19)

Zadzwonili. 

Jestem wolna od nowotworu.

Jutro będę wiedzieć więcej i napiszę więcej. Część leczenia jeszcze przede mną, ale na dziś jestem wolna od nowotworowu.

No.

A.

25 listopada 2024 , Komentarze (29)

Motywacji zero do ruszania zadka. Już mi się nie chce spacerować po chodnikach. Nuda. I już mnie to nie bawi. I już słuchanie muzyki w trakcie nie jara. No nie ma fal... Przydałoby się coś zmienić, jakoś podkręcić. Ale też mi się nie chce. Mogłabym. Szybciej, mocniej. Pewnie poprawiłoby mi to ciut kondycję. Tylko po co? Skoro efektu trwałego nie utrzymam i za jakiś czas znów będę ponownie w czarnej d.

Czemu? Bo radioterapia. Choroba popromienna znów odbierze mi siły i trzeba będzie zaczynać od nowa. 

W ciul lat spędziłam w sporcie. Bieganie to wbrew pozorom bardzo kontuzjogenna dyscyplina. A ja z moim krzywym kośćcem z kontuzjami mocno się kumplowałam. I przez to naprawdę wiele, wiele razy zaczynałam od zera. Z bardzo wysokiej formy lądowałam w bandaże elastyczne i fizjo-taśmy, i po długich tygodniach leczenia ciężko walczyłam o jakieś przyzwoite wyniki... i tak w kółko. 

I teraz mi się już nie chce. Jestem stara, obita przez chorobę i psychicznie mnie na to nie stać. Czekam. Aż będzie wynik, aż lekarze coś zdecydują, aż wyliżę się po tej pieprzonej radioterapii, aż sytuacja zacznie przypominać zdrową normalność. Jeśli zacznie...

Tak, szukam wymówek. Bo co jeśli nie? Na to nie mam siły odpowiadać. Boję się nawet brzmienia tego pytania. 

Zatem odpuściłam i siedzę na kanapie. W weekend byłam w lesie bo do lasu lisicę ciągnąć będzie zawsze. Ale chodnika szlifować nie chcę. Ot, co. Taki podły mam stan na teraz. 

Ale. Jakoś to będzie.

A w lesie wciąż bogato. Mokro i szczodrze. Choć już mniej wśród mchów a bardziej na pieńkach, kłodach i gałązkach. Matka Natura jest mądra.

A.

21 listopada 2024 , Komentarze (6)

Wierzycie w cuda? Ja jakoś nie jestem przekonana. To znaczy... wiem, że pewne rzeczy dzieją się bo się dzieją, i nie wiadomo dlaczego się dzieją. Ale dla mnie to nic niezwykłego. Nie doszukuję się magii i pozaziemskich interwencji.  Ja widzę siłę Natury i akceptuję swój brak wiedzy i przenikliwego spojrzenia na wylot po zrozumienie. Po prostu jest jak jest i nie muszę rozumieć wszystkiego. 

A jednak czasem coś mnie zadziwia dokumentnie. I oto, się zdarzyło.

Byłam 2 dni temu u osteopatki. Dziewczyna ma gabinet w pobliżu od lat i pomogła już wielu osobom odzyskać zdrowie i sprawność. A mi po szpitalnej regabilitacji zostały resztki sznura limfatycznego. Był bezbolesny, nie ograniczający, ale wyczuwalny pod palcami. Bałam się, że pozostawiony z czasem się utrwali i pewnego dnia zacznie dokuczać. Sama bym go już nie rozćwiczyła. Zadzwoniłam więc do Moni z pytaniem czy pomoże. Jasne, pomoże. To polazłam. 

Myślałam, że to będzie masaż jaki robiła mi fizjo w ramach rehabilitacji. Bolało jak diabli, ale działało. 

O naiwności! 

W gabinecie przyjemne ciepłe światło, ale generalnie ciemnawo. Zapach olejków i etno muzyka. Jak się wsłuchałam to rozpoznałam mantry, choć nie umiem sobie przypomnieć co to były za śpiewanki tak konkretnie. Czyli dobrze?! Taaak... Ale "zabieg" był przedziwny. Leżałam, próbując oddać kontrolę, ale nie jestem w tym dobra... Lubię nad wszystkim panować i mam problem z zaufaniem do ludzi. A tu się dzieje...   Jakieś cudaczne bujanie ciałem, potrząsania i ugniatania... Owszem, przyjemne. Ale też mocno niepokojące. Do mojej głowy spływały skrajnie różne sygnały i przyznam, że się zagubiłam w tych odczuciach... A jaki efekt? Kilka godzin "po" rozbolała mnie ta problematyczna ręka. Nawet bardzo. Taki ból jakby z nerwów pochodzący. Tym bardziej niewzykłe, że ona tego miejsca nawet nie dotknęła!

Przed i po zabiegu sporo rozmawiałyśmy. Uprzedzała, że po "pracy na płynach" (cokolwiek to znaczy) mogą się dziać różne rzeczy z moim ciałem. Akceptuję. Ale wciąż jestem zadziwiona. I zaciekawiona. Umówiłam się na kolejny raz. Już nie boli. Sznura nie wyczuwam. No.

Co myślicie? Macie podobne doświadczenia?

A.

Ps. Wyniku wciąż nie ma.

17 listopada 2024 , Komentarze (17)

Mało mi było wczorajszej drzewowości więc dziś pojechałam w Bory Dolnośląskie. Zmarzłam, zmokłam, było bosko!

Tak było, nie zmyślam. Nic mnie nie kręci bardziej niż leżenie na szyszkach wśród mokrego igliwia. 🤪🤡 

A.

16 listopada 2024 , Komentarze (11)

Tradycyjnie - czas wolny, Toja poszła w las 🤪

Teraz przestrzeń na włóczęgostwo mam wyłącznie w weekendy bo wróciłam od wtorku do pracy. I robi się szybciutko ciemno więc popołudniami uskuteczniam jedynie chodnikowe spacery.

Sypnęło u mnie boczniaczkami pomarańczowożółtymi. Tak jak pisałam, to rzadki grzybek zagrożony wyginięciem. Ale u mnie pojawia się w kilku miejscach i mogę nim wkurzać ludzi na grupach tematycznych 😁. Będzie sobie owocnikować do wiosny więc pewnie jeszcze nie raz Wam go pokażę.

Boczniaczki

i troszku blaszek

i odrobina żelków 

i milimetrowych miseczek


No. A wyniku nadal nie ma. Pffff, żyję bez tego, ale w głębi duszy dałam sobie przyzwolenie na kieliszek mojego ukochanego zimniutkiego nowozelandzkiego Sauvignon Blanc jeśli wynik będzie dobry. Zatem czekam. Mogę, prawda? Jeden kieliszek... Jeśli wynik będzie dobry...

A.

11 listopada 2024 , Komentarze (21)

Las mi wynagradza te wszystkie trudne dni spędzone w łóżku?

Jak dobrze żyć!

A.