No cóż, po trzeciej ciąży wyglądam jak beleron. Kiedy patrzę na siebie w lustrze, myślę sobie że nie znam tej kobiety. Widzę ją taką od jakichś trzech lat, ale nie przyzwyczaję się nigdy.
To chyba dobry powód żeby zamienić ją znowu na siebie...
A ja... ja jestem wesoła, wysportowana i szczupła. Mam trzech wspaniałych synów i kochanego męża. Pracuję jako redaktor w małym wydawnictwie. Jestem szczęśliwa.
Każdy dzień jest zmaganiem się z łakomstwem (niestety kocham słodycze), nie wiem czy ta walka kiedyś się skończy. Bo czy może się zmienić moja miłość do słodyczy w miłość do warzyw?? Na razie odkrywam wspaniałe bogactwo smaków warzyw właśnie i jeśli będzie tak dalej to .....kto wie.......może.....
Wprawdzie nikt nie obiecywał, że będzie łatwo, ale jednak jestem trochę zdziwiona, że jest aż tak trudno. Początek już za mną, oby jeszcze kilka kroków dalej, kilka kilo mniej, kilka lepszych myśli o samej sobie........
Postanowiłam wrócić na dietę, poprzednie podejście zakończyło się kompletną klapą. Bardzo bym chciała, żeby teraz się udało. Zaglądałam już na forum i widzę, że odnosicie duuuuże sukcesy. Będę czerpać siłę z Waszych listów i ciepłych słów, to musi dać dobre efekty.... Gdyby tylko słodycze zniknęły nagle ze sklepów.....eeech
nie idzie mi najlepiej. Właściwie to wcale mi nie idzie..... Dziewczyny co robicie żeby wytrwać?? Może macie jakieś pomysły na to jak zapomnieć o słodyczach. Taaak, słodycze to mój największy problem. Ratujcie!!
Już minął drugi tydzień mojej diety, jednak ciągle nie mogę się przyzwyczaić. Szczególnie ciężko mi rezygnować ze słodyczy. Jedyne co mnie w tej chwili motywuje to jest to, że wreszcie udało mi się zejść poniżej magicznej liczby 80 kilogramów. Od porodu (11.06.2006) po raz pierwszy!!!! Czyli warto walczyć i ćwiczyć. Dziewczyny i chłopaki - trzymajcie się. DAMY RADE!!!!
Właśnie skończyłam ćwiczyć, uuuufff. Nie dość, że ja jestem ciężka to jeszcze muszę ciężko ćwiczyć. Ale sama dieta nie dawała rezultatów, a wakacje coraz bliżej. W tym roku mam takie marzenie, że spokojnie przebiorę się w kostium kąpielowy i wskoczę do jeziora. Nie będę się już tak skradała do wody "opłotkami" żeby mnie nikt nie widział. Po prostu, przejdę przez plażę i pójdę popływać....... będzie pięknie....
Dziś już minęło półtora tygodnia od rozpoczęcia walki. Mam na koncie pierwszy sukces - prawie dwa kilogramy mniej. Jestem chudsza chyba tylko dzięki temu, że utrzymanie diety kosztuje mnie naprawde wiele wysiłku;-)