Pamiętnik odchudzania użytkownika:
bozenka1604

kobieta, 60 lat, Sanok

158 cm, 59.90 kg więcej o mnie

bozenka1604 schudła na diecie: Dieta IgPro


Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

13 stycznia 2014 , Skomentuj

Wprawdzie jest niedziela, mogłabym trochę odespać, ale obiecałam córce i wnusiowy wypad do sklepów. A obietnica rzecz święta :) Trzeba znaleźć czas, by kupić parę potrzebnych rzeczy. W tygodniu pracuję więc zostaje niedziela. 

Wstałam o godz. 6.00 -  pół godziny później niż zwykle.Kawka z mlekiem, szklanka wody i 40 minutowa przygoda z Ewą Ch. Prysznic, śniadanko i jestem gotowa. Jeszcze tylko przygotowałam do pojemniczków to co powinnam zjeśc tego dnia, zapakowałam, by zabrać ze sobą i ruszyłam na szoping.

Fajnie było. Udany i pełen wrażeń dzień. Bieganina po sklepach pomogła spalić trochę więcej kalorii niż zwykle. Byłam bardzo grzeczna i pomimo wielu pokus nie dałam się. Zabrałam ze sobą jedzonko i w wyznaczonych godzinach zjadałam z apetytem. Przygotowałam takie posiłki, bym mogła je bez problemu pochłonąć w samochodzie. A jak smakowało !

No i jak się chce to można :)

Trzynaście minut po północy, o rany ! Odpowiedziałam na przemiłe listy, uzupełniłam pamiętnik, ale jeszcze rowerek. No to na razie, obowiązek rzecz święta !   


12 stycznia 2014 , Skomentuj

Niedziela, 12.01.2014

Wczorajsza popołudniowa bieganina po sklepach skończyła się zakupem produktów na własne pieczywo. Proponowane przez handlowców mieszanki do wypieków chleba i bułeczek okazały się mieć w swoim składzie spulchniacze i spulchniacze i....konserwanty...i mąkę. Pomyślałam... wprawdzie jesteś blondynką, ale nie blondynką to sama potrafisz zrobić taką mieszankę. Poszperałam w internecie i znalazłam kilkanaście ba, kilkadziesiąt przepisów na pieczywo własnej produkcji. Po powrocie z zakupów ostro zabrałam się do pracy. Na pierwszy rzut poszły bułeczki grahamki. Nieskomplikowany proces produkcyjny spowodował, że za chwilę cały dom cudownie pachniał. Zrobiło się tak dobrze...  Moje grahamki wyszły lekutkie, pięknie wyrośnięte i smaczne. 

Poniżej zdjęcie własnoręcznie wykonanych bułeczek.   

Potem zaczęłam eksperymenty. W końcu sobota, wolne popołudnie, a mnie rozpiera energia. Dlaczego więc nie dać sobie upustu tej dobrej i twórczej energii podczas zabawy z ciastem.  Od kiedy ćwiczę i po prostu więcej się ruszam mam niespożytą ochotę na wszystko. O nie, powinnam napisać  NA WSZYSTKO ! 

Wypróbowałam inny przepis. Ktoś z internautów radził do mąki graham dodać mąkę z pełnego ziarna. Dodałam i upiekłam drugą blaszkę bułeczek.

Tym razem bułeczki wyszły nieco cięższe, mniej pulchne ale smakują wybornie. I są moje, moje, moje.... Wspaniałe uczucie. Już wiem jakie bułeczki upiekę następnym razem. Ten następny raz będzie za jakiś czas, bo przecież trzeba najpierw strawić to co jest w koszyczkach, a jest dużo i wystarczy na długo. Przecież się ODCHUDZAMY !!! 

11 stycznia 2014 , Komentarze (1)

Sobota, 11.01.2014

Ciężko się rano wstawało po 5.5 godzinnym śnie. Zarwałam noc, bo wczoraj ambitnie postanowiłam upiec bułeczki i chlebek. W mojej diecie jest sporo chleba. Mówię sporo, chociaż to tylko 2 kromeczki po 40 g dziennie. Dotychczas nie jadłam chleba wogóle, a teraz mówię, że dzień bez chleba to dzień stracony.  

Dlaczego pomysł na własny chleb ? Bo uważam, że lepiej deko dobrego jedzonka niż tona chemii. Południowa wizyta w piekarni umocniła mnie w przekonaniu, że trzeba samemu zadbać o siebie i coś dla siebie zrobić dobrego. W piekarni poprosiłam panią ekspedientkę, by udostepniła mi skład kilku chlebów (każdy ma do tego prawo i należy z niego korzystać). Poczytałam i oniemiałam. W chlebach, które mnie interesowały i noszą miano dobrej i zdrowej żywności, tj. graham, żytni razowy, orkiszowy znalazłam mnóstwo polepszaczy. Jednym słowem chemia i tyle. Duże ilości białej, zwykłej mąki, minimalny dodatek innej (stąd różne nazwy chleba) i tyle. Ja takie chleby nazwałabym tak: chleb pszenny z dodatkiem mąki graham lub chleb pszenny z dodatkiem mąki żytniej itp. Wychodząc z piekarni postanowiłam, że sama zajmę się pieczeniem chleba. 

No i sie zaczęło. Kupiłam gotową mieszankę żytnio-razową, taką najprostszą w przygotowaniu, dodałam wodę, wrzuciłam wszystko do malaksera i za chwilę w piekarniku piekły się własnoręcznie przygotowane ciemne bułeczki 9 szt  i chlebek. Jeszcz dobrze nie ostygły jak moja kochana rodzinka rozkrawała bułeczki, smarowała świeżym masełkiem, które lekko się roztapiało i zajadała ze smakiem. Zrobiłam im niezłą frajdę na kolację i z wielką przyjemnością patrzyłam jak bułeczki znikają w ich buziach. Uratowałam 2 szt na dzisiejszą kolację dla siebie i mojej córci. Obie jesteśmy na diecie, bo to raźniej. Wczoraj nawet nie spróbowałyśmy, bo byłoby to ponad plan, a przecież się trzymamy zasad :)

Jak coś robię, to lubię się do tego przygotować. Po uprzątnięciu kuchni usiadłam do komputera, by trochę poczytać na temat pieczenia chleba i poszukać nowych inspiracji. Chyba trochę się zaczytałam, bo dopiero o 1 w nocy wrócił zdrowy rozsądek i szybciutko pobiegłam do sypialni. "Starsza pani" nie może zarywać nocy :)

Poranek był fatalny. Pobudka 5.30  - to mój czas porannych ćwiczeń, a tu samopoczucie jak na kacu gigancie. Pierwsza myśl - odpuścić ćwiczenia i dospać jeszcze godzinkę. NIE, NIE NIE !!! Wstaję i robię swoje, bo tak postanowiłam !!!  Dobrze, że na czas odezwała się we mnie natura Barana. Mała kawka z mlekiem i słodzikiem i do dzieła. 

Warto było. Postanowiłam, że po pracy poszukam w sklepach rekomendowanych przez internautów gotowych mieszanek na chleb i bułki. To tak na razie. W przyszłości zamierzam sama  tworzyć własne kompozycje smakowe. I znowu zobaczę radość moich bliskich. Oj, żebym ich tylko nie utuczyła :)

9 stycznia 2014 , Komentarze (2)

Czwartek, 09.01.2014

Pierwsze ważenie po tygodniu diety. Prawdę mówiąc trochę waliło mi serce, zanim stanęłam na wagę. Według zaleceń dietetyczki powinnam schudnąć 0.7 kg, a tu prawdziwy CUD - moja przyjaciółka waga pokazała, że jestem lżejsza o cały kilogram. To dla mnie wielka nagroda za wytrwałość. Zwłaszcza, że mój wiek nie sprzyja odchudzaniu, zwalnia metabolizm i nieźle się trzeba natrudzić, by zmienić swój wygląd. 

Jak skowronek pobiegłam do pracy, oczywiście po obowiązkowych porannych ćwiczeniach i dobrym śniadanku. Coraz lepiej znoszę zjadanie zmniejszonych porcji. Nie jestem już taka głodna jak w pierwszych dniach diety. Powiem więcej - nie mogłam dzisiaj zjeść całego obiadu, bo był dla mnie za duży. Żołądek powoli zmniejsza swoją pojemność i nawet mała porcja wystarcza mi do nasycenia się :) Żyć, nie umierać ! 

Idę dzielnie dalej i wiem, że tym razem dam radę :)

8 stycznia 2014 , Komentarze (2)

Środa, 08.01.2014

Dzisiaj 6 dzień diety IGpro. Pełna dyscyplina. Co się zmieniło w ciągu tych kilku dni? Zaczęłam spowrotem pić dużo wody. Przez pierwsze dwa dni musiałam się zmusić do 10 szklanek dziennie. Dzisiaj robię to automatycznie, a suchość w ustach przypomina o uzupełnieniu szklanki. Dzięki wodzie zniknęła poranna opuchlizna dłoni i stóp. Z lekkością zakładam biżuterię na palce i jak motylek wskakuję w buty. Cudowne uczucie :) 

Przyzwyczajam się do małych porcji. Jem regularne, urozmaicone posiłki i nie podjadam. Wprowadziłam do jadłospisu produkty, których nie miałam w ustach od wielu miesięcy: brązowy ryż, kasza gryczana, pieczywo, tłusty ser, owoce. I co ważne - sama je przygotowuję - WIEM, CO JEM. Dotychczasowe moje menu to chude mięsa, wszelkiej maści warzywa (uwielbiam je pod każdą postacią), hektolitry kawy i zmora....zamawiane jedzenie byle jakiej jakości. 

Jutro pierwsze ważenie i pomiar. Mam nadzieję, że efekt będzie przynajmniej zbliżony do planowanego.  

6 stycznia 2014 , Skomentuj

Piatek, 03.01.2014

Pierwszy dzień odchudzania. Totalna zmiana diety i potworny, całodzienny głód. Dietetyczka ustawiła mi dietę, w której jest dużo owoców, a mało warzyw. Przemęczyłam się, ale natychmiast zmodyfikowałam jadłospis na kolejne dni w oparciu o swoje upodobania i oczywiście zgodnie z założeniami diety. Postanowienie na jutro - wstaję wcześniej niż zwykle i przed pracą mały trening z Ewą Chodakowską "Skalpel". 

Jeszcze dwa miesiące temu lubiłam takie poranki. Trening, cudowny prysznic, śniadanko i totalnie obudzona wychodziłam do pracy. Potem wiele godzin wyczerpującej pracy, krótki sen 4-5 godz dziennie i towarzyszące temu zmęczenie spowodowały, że godzina na poranny trening to dla mnie za dużo. Wolałam pospać. Efekty - spadek formy, a bylejakie jedzenie i kilkanaście kubków kawy dziennie dołożyły kilogramów. W pracy uspokoiło się, za mną pracowity świąteczny okres i nowe wyzwania. Wracam do aktywności fizycznej i DOBREGO jedzenia ! 

Sobota, 04.01.2014

Dzisiaj dzień drugi. Podczas porannych ćwiczeń zmęczyłam i spociłam się jak diabli. Ale trening, choć troszeczkę oszukiwany, zaliczony. Zmodyfikowany jadłospis jest o wiele lepszy, niż ten zaproponowany przez dietetyczkę. Już tak bardzo nie cierpię jak wczoraj. Oj, wieczorkiem będzie się działo, wychodzę do taty na urodziny. Obiecuję, że będę grzeczna.

Niedziela, 05.01.2104

Jestem z siebie bardzo dumna. Zaplanowane na wczorajszy wieczór posiłki zabrałam ze sobą do taty na imprezę i nie zjadłam nic ponadto. Stół uginał się od pyszności, a ja piłam wodę i herbatkę bez cukru. Znam siebie i wiem, że jeśli coś postanowię to dążę do celu dopóty, dopóki nie włożę do ust czegoś zakazanego. I tym razem, pomimo ogromu pokus wytrwałam - GLORIA !   

Niedzielny poranek był dla mnie wyjątkowo przyjemny. Ćwiczenia wykonane trochę lepiej, dobre jedzonko dopełniło reszty. Zauważyłam, że przestałam połykać jedzenie, a zaczęłam celebrować każdy posiłek. Maleńkie porcje sprawiają, że muszę się jak najdłużej nacieszyć widokiem tego, co przygotowałam na talerzyku. Jakbym nie chciała rozstać się z widokiem jedzonka. Koniec z wariackim jedzeniem i połykaniem wszystkiego jak kaczka w czasie tuczu ! Koniec !

Wieczorem znalazłam czas na rower stacjonarny. 30 min i jest ok. 



6 stycznia 2014 , Skomentuj

Drogie Vitalijki, 

moja przygoda z Vitalią zaczęła się w 2009 roku. Ważyłam wtedy o zgrozo... 71 kg. Byłam wielka i tłusta. Nie akceptowałam swojego wyglądu i postanowiłam, że muszę to zmienić. Kupiłam dietę "Smacznie dopasowaną" i zanotowałam pierwsze efekty. Trochę schudłam, ale moja niecierpliwość sprawiła, że gdy tylko usłyszałam o Dukanie i jego metodzie odchudzającej zarzuciłam dietę Vitalii i rozpoczęłam życie na Dukanie. Waga spadała bardzo szybko, a moje 58 kg było zwieńczeniem sukcesu. Cudowne uczucie ! Nowa, wymarzona figura, nowe ubrania i..... sukienki, które pojawiły się w mojej szafie po blisko 10 latach. 

Ale przyszedł moment ciężkiej pracy zawodowej i wielu zmian z tym związanych. Kilkanaście godzin pracy dziennie, brak czasu na przygotowanie odpowiednich posiłków sprawił, że koniec 2013 podsumowałam z wagą 65.5 kg. Szok !!! Pomyślałam, że wracam dużymi krokami do punktu wyjścia, a bardzo tego nie chcę i nie akceptuję. Białka i Dukana miałam serdecznie dosyć. Z natury jestem królikiem i uwielbiam warzywa, a Dukan mocno je ogranicza. Dobrym nawykiem i wspomnieniem po Dukanie jest częste jedzenie otrębów owsianych i wyrzucenie z domowej kuchni produktów wysokoprzetworzonych. 

Tym razem chcę jeszcze raz spróbować z Vitalią. Wybrałam program IGpro oparty na Indeksie Glikemicznym, bo dużo wiem na ten temat, a różnorodność posiłków bardzo mi odpowiada. Zaczęłam w piatek 3 stycznia 2014. Mój cel to 54 kg. A powód ?.... W kwietniu mam okrąglutkie urodziny, chcę dobrze wyglądać, a przede wszystkim odzyskać tamto cudowne samopoczucie.  Nie wspomnę o zazdrosnych spojrzeniach sąsiadek - bezcenne !!!. Powiecie drogie Vitalijki, że jestem próżna. Nic bardziej mylnego. W każdym momencie życia szukam motywacji do osiągnięcia zamierzonego celu, to naprawdę pomaga. Buziaki :)



 

9 marca 2009 , Komentarze (2)

W ubiegły wtorek, tj. 3 marca 2009 rozpoczęłam zmagania ze zbędnym tłuszczykiem. Pierwszy dzień przebiegł bez większych niespodzianek. Zjadane posiłki były wystarczające, by tłumić uczucie głodu. W żołądku czułam zadziwiającą lekkość. W środę wieczorkiem paskudna infekcja zapakowała mnie do łóżka na dwa dni. Byłam tak bardzo osłabiona, że nie chciało mi się nawet jeść. w piątek obowiązkowe ważenie i szok!!!..waga wskazała 2 kg mniej. Być może przyczyniła sie do tego choroba, a może moja silna wola? Dzisiaj uzupełniam pamiętnik, bo dość dobrze się czuję. Jestem trochę silniejsza i dzisiejsze ćwiczenia już nie sprawiały takich trudności jak w ubiegłym tygodniu. Oby tak dalej.