Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Ważę zbyt dużo. Chcę czuć się dobrze. Chcę wyglądać dobrze. Chcę zakładać ładne ubrania, biegać, być wolna! Chcę być zdrowa!

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 26402
Komentarzy: 697
Założony: 15 stycznia 2011
Ostatni wpis: 3 lipca 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Eulidia

kobieta, 35 lat, Warszawa

165 cm, 132.60 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

24 listopada 2015 , Komentarze (15)

Fatalnie, bo dziś w pracy miałam nieprzyjemną sytuację. Spięcie z koleżankami, z którymi się pracuje nigdy nie należy do łatwych, ale już uczucie upokorzenia jest chyba w mojej opinii najgorsze. Nienawidzę, jak obrażają się jak nie rzucam pomysłami (mam zupełnie odmienny tok myślenia jak one), ale jak wyśmiewają (dosłownie!) pomysły, to już nie potrafię zachować się inaczej, niż durnie popłakać sobie w toalecie czy nad pyszną zupą krem z dyni :/ Niestety, ja tak mam, że jak mam jakieś niepowodzenie, albo czuję się tak beznadziejnie jak w tej chwili, nie widzę w niczym sensu. 

Nie, nie złamałam się. Zwykle w takich sytuacjach kupowałam jakieś alko i do tego masę słodyczy i moich najlepszych przyjaciół - chipsy. Nie. Dziś zjem nadprogramową figę suszoną i zjem obiad "na zimno", bo nie mam zupełnie nastroju do gotowania... Pewnie bym jakiś garnek przypaliła. Pulpeciki będą jutro. Weszłam też po schodach, nie zbratam się znowu z windą.

I jeszcze ten cholerny rower będzie dopiero jutro... Ehh

Dziś chyba zapuszczę jakiś smutny film i zgniję w łóżku. Przepraszam dziewczyny za brak motywacji z mojej strony, ale jestem w fatalnym nastroju. Dziękuję z góry za wyrozumiałość.

24 listopada 2015 , Komentarze (14)

I kolejny wtorek... Grudzień tuż tuż. Nie lubię poranków, tego uczucia wyrywania się ze snu.. Jak zwykle stanęłam na wadze. W poszczególnych pomiarach brak spadków, waga nieco poszła w górę... Prawie o kg. Nie mam pojęcia czemu, ale nie mogę uznać, że przytyłam, bo poziom tłuszczyku jak był, taki jest. Czekam na kolejny spadek tłuszczyku :) Dziś zadzwonię do tej firmy co kupiłam rower. No co jest! Kupiłam go już w środę a dalej czekam :( Tak jest, dziewczynki, to już prawie tydzień od mojego wielkiego comebacku na Vitalię!

W między czasie na śniadanie:

plus herbatka spalająca zamiast kawy z mlekiem (jest całkiem smaczna, ożywia bo ma guaranę i podobno znajoma bez diety, pijąc tylko herbatkę regularnie schudła 1kg w miesiącu xD)

No nic, kolejny dzień zacząć trzeba :<

23 listopada 2015 , Komentarze (8)

Witajcie Kochane!

Dziś niestety bez żadnych zdjęć. Rano dojadłam naleśniki na słono (szynka swojska, robiona przez tatkę, chudziutka, ogórek i pomidor), w pracy curry, jogurt naturalny z garścią musli i sok jabłkowy z aronią wyciskany (i to mi nadrobiło kalorii bo wyżłopałam pół litra :D no musiałam!), po pracy indyka pieczonego z pieczarkami i sałatką jarzynową (bez majo), na kolację będą 2 plastry ananasa i mandarynkę. Siostra (z którą mieszkam) jak wróciła z imienin rodziców to przyniosła tyyle żarełka... :< Nawet ciasto leży w lodówce, ale zawinięte, nie ruszam. Starsza siostra jak przyjedzie to weźmie. Mam jeszcze zupę krem z dyni, ale że zawekowana to może postać trochę w lodówce... Co ma się marnować? Swoje robione, to zdrowe. Nie ma tłuszczu, pieczone :) Przynajmniej trochę zaoszczędzę na wymarzony masaż :D Wyobraźcie sobie, że wyrobiłam wreszcie mój cel 1800 kalorii! Ostatnimi dniami miałam jakieś problemy żołądkowe i było mi mega niedobrze, więc jadłam dużo poniżej, ale już chyba jest lepiej :D Jutro chyba zrobię pulpeciki z indyka w sosie pomidorowym z ziemniaczkami,  bo mam mięso mielone w lodówce.. Dalej się trzymam dzielnie postanowień - nie jem słodyczy, nie piję alkoholu i wchodzę po schodach i piję dużo wody! Staram się też, aby przy każdym posiłku było jakiekolwiek warzywo lub przynajmniej owoc. Rower niestety jeszcze nie przyszedł, ale już lada dzień! Dziś rano bez żadnych spadków wagowych ani tłuszczowych, ale zauważyłam coś, co mnie bardzo ucieszyło... Poprawił mi się wzrok! Mam bardzo małą wadę i może przestanę zaraz nosić okulary? :D

A jak u was?:>

22 listopada 2015 , Komentarze (3)

Curry wyszło mi tak świetne, że siostra wtranżoliła mi połowę :( Zdjęcie brzydkie i biały, rozgotowany ryż, bo zaraz lecę do tego kina... Wszystkie plany się pochrzaniły i nie zdążyłabym ugotować brązowego, a ryż biały już gotowy przywozła ze sobą siostra z imienin rodziców. Jadłam szybko na zimno, ale faktycznie - curry boskie!

Nie mam dokładnych proporcji składników, wszystko na oko, ale to było tak:

-pierś z kurczaka (połówka, tak ok 350g)

-Pół średniej cukinii

-2 małe marchewki

-pół ogórka szklarniowego

-torebka curry

-2 łyżki oliwy z oliwek

-mleko kokosowe (ok 200ml)

Pierś w kawałkach podsmażyłam na oliwie z curry, dodałam starte na grubym oczku warzywa i resztę curry. Jak się nieco zeszkliło, dodałam mleko kokosowe i poczekałam aż się troche pogotuje. Ot cała filozofia ok 15-20 min, ale wyszło świetne. Niestety ryż brązowy dłużej się gotuje, więc radzę wstawić przed. Pyszne na ciepło i na zimno. Wyszło mi ok 3 porcje, z obliczeń "na oko" ok 500kcal jedna porcja (70g ryżu w porcji).

sorry za brzydkie zdjęcie i do góry nogami. Wygląd potrawy nie rzuca na kolana ale jest pysznaaa! lece! :*

22 listopada 2015 , Komentarze (18)

Dzień Dobry Kochane!

Dziś nastawiłam sobie budzik. Nie ma wstawania o 11! Zrobiłam swoje i od razu wskoczyłam na wagę. 135 (już taka ładna liczba) i odpowiednio 42,5% tłuszczyku i 42,9 wody! Ja wiem, że cały czas okres spada, ale od pierwszego ważenia się na tej wadze spadł mi poziom tłuszczu o 0.3% a dodatkowo wzrósł poziom wody, co jest już prawie dobrym wynikiem (powinno być powyżej 50%). Są różne szkoły ważenia. Jedne mówią, żeby ważyć się codziennie - i tak robię. Inne, żeby ważyć się raz w tygodniu... Może do tego dojdę, na razie nie mogę się powstrzymać, aby na nią rano nie wchodzić i patrzeć co się dzieje z moim organizmem. Za to dokładne pomiary robić będę raz na tydzień. Tylko muszę kupić centymetr, bo stary chyba został zjedzony przez kota...

Jak zapowiadałam, dzisiaj na śniadanie naleśniki gryczane z jogurtem naturalnym i ananasem świeżym. Myślałam, że będą ciemniejsze, ale w sumie mąka jest jasna. Mąkę zakupiłam w lidlu, gdzie jest dosyć tania 1kg za 6zł :D Ten po lewej ma śmieszne dziurki, bo od razu po wytrzepaniu go wlałam na patelnię (nie mam miksera xD) Całość wyszła zupełnie nie słodka, chyba bardziej nadają się one na słono... W oryginale był cukier, ale zmodyfikowałam go na miód, no bez przesady! :D Naleśniki wyszły nieco suche, ale z dobrym farszem w sumie się tego nie czuje. Całość ratował niezastąpiony ananas! Na słono jednak bardzo polecę.

Podaję przepis, z którego wyszły mi ok 4 solidne naleśniki:

200 ml mleka

100g mąki gryczanej

2 małe jaja

1 łyżka oliwy z oliwek

1 łyżeczka miodu

1 szczypta soli

Bon Ape

21 listopada 2015 , Komentarze (8)

2/3 dzień okresu. Nie wiem jak na to patrzeć. Wczoraj świetnie się stało, że nie poszłam na tą imprezę. Dostałam takiej biegunki, że chyba z 8 razy byłam jednego wieczora. Oczywiście zwiększyłam ilość wypitej wody. Biegunki łapią mnie dosyć często. Takie czyszczenie i kolejny dzień okresu spowodowały kolejny spadek wagi. Moim błędem było ważyć się na starcie tuż przed wybuchem szkarłatnego wulkanu :D Ale kurcze, nowa waga, lśniąca, gotowa podać szczegółowe analizy... Jest też dobra wiadomość, że z 42,8% tłuszczu w organizmie spadłam na 42,6! Idzie bardzo ładnie. Mój plan posiłkowy wczorajszy spalił na panewce. Dziś muszę zjeść planowane kalorie, bo nie chcę spowalniać metabolizmu, który zaczął się podkręcać. Myślę, że za 2-3 dni waga będzie już pookresowa. Wtedy zacznie się prawdziwe odliczanie w dół :)

Planuję zrobić dzisiaj obiad na niedzielę. Coś innego. Może ryż i curry z kurczakiem? Zaraz się zbiorę i pójdę po zakupy.Znalazłam taki przepis:

https://app.vitalia.pl/2013/04/kurczak-curry-z-warzywami.html

20 listopada 2015 , Komentarze (8)

Pisząc poranny wpis mój organizm był jeszcze zaspany. Kiedy już w końcu się obudził myślałam, że umieram. Ból brzucha, nudności, słabość... A ja tu z mega ciężkim plecakiem mam iść w teren... Zbierałam się ponad godzinę. 

Kiedy już mi się udało, zimne powietrze orzeźwiło mnie nieco (i zadziałała tabletka) i nagle poczułam się całkiem nieźle. Wróciłam do biura później niż przewidywałam, co poskutkowało tym, że zjadłam tylko kaszę z warzywami i popiłam sokiem grejfrutowym. Brokułki i kuraka zjem za chwilę. Wymknęłam się z oficjalnej części imprezy (dziś dzień pracownika socjalnego) i uciekłam do domu. Nie idę na część nieoficjalną do knajpy. Bo żarcie to jak żarcie, zniesę widok żrących ludzi... Ale przed piwem się nie powstrzymam... A potem łatwiej już skusić się na "aaa jeden nie zaszkodzi". Potem już z górki... Z jednej strony mam mega doła, bo wszyscy teraz będą się świetnie bawić, a ja się alienuję... Z drugiej wiem, że robię dobrze. Po pierwsze nie złamię swoich postanowień, po drugie niech to będzie moja kara za doprowadzenie się do takiego stanu. Jak przyjdzie rower, będę ćwiczyć. Ponadto wchodzę po schodach codziennie. Do tej pory robiłam wyjątki i jechałam windą jak miałam ciężki plecak (zakupy) albo źle się czułam (choroba/okres). Od 3 dni mówię "żadnych wymówek"! Weszłam i dziś. W sumie to trochę śmieszne, bo mieszkam aż na 3 piętrze, ale z moją wagą i kondycją to jest jak dla zdrowego człowieka 6 albo i wyższe piętro. Muszę schudnąć, za wszelką cenę, bo jak nie, to chyba sobie coś zrobię...

Jakiś czas temu był u mnie w ośrodku bum i wszystkie grubaski nagle chudły w ciągu niecałego roku. Wow - sobie myślałam. To musi być dla mnie motywacja! I zaczynałam entą dietę, którą porzucałam po max 3 mcach braku spadku na wadze (niedziałająca waga temu winna). Wyobraźcie sobie moje rozczarowanie, kiedy moje koleżanki, chodzące motywacje okazały się być wynikiem modnego ostatnio zmniejszania sakwy brzuchalowej... Wspomagane i jeszcze okaleczone do końca życia. Ale dziś rozumiem trochę ich decyzję. Jestem tak bardzo zdeterminowana i zdesperowana, że jak nie zobaczę spektakularnego spadku wagi, też się na to zdecyduję...

Btw. Żeby mało mi było katuszy, wracam z terenu a tu na biurku prezent z okazji naszego święta:

oddałam ją koledze z bólem serca.

20 listopada 2015 , Komentarze (10)

137,4 czyli od wczoraj już widzę różnicę 0,7kg. Spada ze mnie okres. Jak się wreszcie skończy to dopiero będę miała wagę realną. Wiem, że nie powinnam ważyć się przy miesiączce, ale tak wyszło, że waga przyszła akurat wczoraj jak zasygnalizował swoją obecność czerwony maszt. 

Nie ma co panikować. 

Zasygnalizuję jak w końcu pożegnam się z ciocią i wtedy zrobie prawdziwy pomiar.

W między czasie:

137,4kg, 42,8% fat, 42,7% woda, 30,2% mięśnie

wody bardzo mało :( ale się zwiększa bo więcej piję i pilnuję tego. Idź sobie okres, ja tu muszę zmieniać ciało!

Podzielę się z wami moim menu. Podpowiedzcie mi, czy idę w dobrym kierunku? U dietetyka jeszcze nie byłam.

Wczorajsze 2 śniadanie - serek wiejski z pół awokado i pomidorem:

Wczorajszy obiad (Zupa z mrożonki - Królewska hortex + pierś z kurczaka) Solone jedynie odrobiną sosu sojowego z mnóstwem chilli... Pikantna. Dodałam też łyżeczkę pesto z bazylii, stąd te tłuszczykowe kółeczka. Ale tam, jedna łyżeczka na cały gar?

Dzisiejszy lunch w pracy:

1 śniadanie (kasza pęczak + cukinia,papryka,cebula i pieczarki podsmażone na 1 łyżce oleju z ziołami) tu przed pomieszaniem z kaszą. Nie jestem w stanie samego gotowanego jeść. Przyprawy - chilli (wszędzie chilli) i przyprawa toskańska z suszonymi pomidorami, które kocham!

2 danie w pracy (brokuły + pierś z kurczaka na parze + kapusta kiszona) tu też przed ugotowaniem :) Zero przypraw.

Dziś do pracy pójdę obładowana pudełkami. Pech chce, że dziś najpierw mam teren, więc 4 godziny najpierw będzie mi się to maltretowało w plecaku. Szczęście, że jest już chłodno :P Muszę zainwestować w mega szczelne pudełka, aby móc brać zupy z domu.

Do tej pory nie robiłam posiłków do pracy. Przyjeżdżał catering, kupowałam zupę czy sałatkę, albo kanapę i z głowy. Czasami wpadałam do Subwaya, a czasami wystarczyła mi buła z kabanosem. Nie mam pomysłów na posiłki w pracy. Jakby wam coś do głowy wpadło - dawać mi znać! :D

Jeden posiłek w pracy chcę bezmięsny, bo ile można żreć w kółko pierś z kuraka i indyka! :D

19 listopada 2015 , Komentarze (6)

Mój Boże! W końcu doszła do mnie nowa waga... Taka dokładna, elektroniczna... I nie oszukuje...Jezusie ja cały czas żyłam w zakłamaniu! Nie mogąc się doczekać, rozpakowałam urządzenie i stanęłam na nim. Oczy zrobiły mi się wielgachne jak spodki i nie mogłam uwierzyć w to co widzę!! Stanęłam drugi raz... trzeci... wynik różni się kilkoma dekagramami... Ale wielka liczba jest nieubłagana... 138kg... Przyjrzałam się starej wadze i wiecie co odkryłam? Ta stara durna wskazówkowa waga miała maksymalne obciążenie i dlatego widziałam zawsze to samo! I dlatego przez ostatni miesiąc "nic nie chudłam"... W liczbach nic nie widziałam, ale przecież kurtka i biustonosz z niczego luźniejsze się nie zrobiły... Z jednej strony mi lżej... Bo może jednak chudnę i moje wysiłki nie są daremne... Z drugiej strony jestem przerażona tak ogromnym wynikiem... Dodatkowo dostałam okresu - tak, dodatkowe kilka kilo więcej, ale przecież kilka to nie kilkadziesiąt!? Tragedia. Ja wiem, że wspólnie ze mną zobaczycie wyniki. Bo jak nie, to przeczytacie w gazetach, że truchło pewnej młodej osoby wynosili przez okno dźwigiem :///// Jutro mam imprezę z całą moją firmą... Wpłaciłam już składkę na piwo i przekąski, ale nie idę... Może przyjedzie kurier z rowerem? Wykręcę się po oficjalnej części i ucieknę zanim dopadną mnie pytania. Niech ta kasa idzie w siną dal z kilogramami, które w ten sposób zrzucę!

Moje drogie... W pierwszym rzucie muszę dojść do tego co niby mi pokazywała waga... 110. Potem walczę o 80. Byle zejść z liczby trzycyfrowej i będzie dobrze.