Czasami tak bywa, że troski i nieszczęścia chodzą nie parami a tabunem. W pewnej chwili drobne sprawy zaczynają człowieka przerastać i wydaje się, ze złamany obcas, zzółnięty kwiatek czy przeterminowany jogurt w lodówce to kolejny zamysł wszechświata. Teraz mam taki czas w życiu. Burzowy, niepewny, chwiejny, po prostu trudny. Mądry człowiek powiedział mi kiedyś, że nasz los przypomina sinusoidę. Jak jesteś na szczycie, to na chwilę musisz zjechać na dół, ale tylko po to aby niedługo wdrapać się na szczyt... No to wołam: chyba sama do siebie - wchodzimy, wchodzimy! Nie spać, zwiedzać!
A tak poważnie to chyba muszę to wykorzystać, aby postawić kropki na niezakonczonych w życiu sprawach. Skoro staram się odzyskać kontrolę nad wagą to powalczyć o kontrolę gdzie indziej.
Tymczasem pojechałam odpocząć, porozmawiać sama ze sobą. Posłuchać...
W tym tygodniu waga stoi. Nie ma ruchu w dół, ale nie ma i w górę, co biorąc pod uwagę cały ten stres jest sucesem. Jaby nie było, pierwszy mały wyznaczony cel zrealizowałam. Walczymy dalej...
A ja mam postanowienie: BYĆ DLA SIEBIE DOBRĄ :) Tylko tyle i az tyle!!!