Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Ta strona została przeniesiona, ale właśnie ją odnalazłam ?????? https://justpa
ste.it/zyje-w-grecji-i
-mam-sie-dobrze
Reszta wydaje mi się, że zostały zlikwidowane.... http://ateny.manifo.
com
to moja nowa strona, jak na razie w budowie :) http://kalinagry
z.host77.pl/chat_atens
ki_grekomaniacy.html
to mój prywatny chat, na który zapraszam szystkich:) znajdzie się miejsce dla każdego:) Jestem poetka, pisarka, kobieta pracującą. Po trzykrotnej terapii hormonalnej doszlam do 129.55 kg. jeszcze 15 marca 2009 wazylam 128,65 kg. dzisiaj waze 111 kg i mam zamiar schudnac jeszcze... Moim problemem zdrowotnym są policystyczne jajniki. Przez nie mam nieregularny okres, zaś gdy zastosuję się do terapii hormonalnej, która reguluje mój okres, to ne men przychodzi on co 28-29 dni, ale za to tyję na umór... dlatego ostatnio zawzięłam się w sobie, i odmówiłam sobie leków, by schudnąć... a tu znowu muszę je brać... a przecież jeszcze nie schudłam po poprzedniej kuracji!!!!! ja mam dosyć!!!!!!!! http://dziewczyna2.b
loog.pl/
http://dziewczyna4.b
loog.pl/
Poczytajcie sobie i napiszcie komentarz, oby tylko byl szczery... Pozdrowionka serdeczne ze slonecznej jeszcze Grecji!!! ......................
.....................

3.IV.2003 ROKU OKOŁO 5 RANO ODPROWADZIŁA MNIE MAMA NA PRZYSTANEK, NA KTÓRYM WSIADŁAM DO BUSA... PO TRZECH DNIACH ZNALAZŁAM SIĘ W GRECJI!!! MOJE MARZENIE ZOSTAŁO SPEŁNIONE!!! MORZE, MORZE I MORZE DOOKOŁA!!!! POMIMO TRUDNOŚCI ZACHOWAŁAM ZIMNĄ KREW. WALCZYŁAM I NADAL WALCZĘ O LEPSZĄ PRZYSZŁOŚĆ. NIE POWIEM, ZE JEST ŁATWO. I JESZCZE TEN CHOLERNY KRYZYS, KTÓRY ZAGRAŻA MOJEJ EGZYSTENCJI W TYM KRAJU... ALE DAM SOBIE RADĘ!!! ......................
..........
kiedyś nauczyłam się pieczenia ciast w szkole... zaraz po kolejnej szkole jaką było liceum, po zdanej maturze wyjechałam i znalazłam się w Grecji. początki były naprawdę trudne. nie powiem, że teraz jest łatwo, ale pierwsze lata były straszne. doszła do tego ciężka depresja, po trochu spowodowana moim życiem i przeciwnościami losu, ale po trochu zawiniły również hormony, które brałam po raz kolejny. było ze mną bardzo źle. dzień w dzień płakałam, męczyłam się myślami, że nikt mnie nie kocha, poddałam się... pewnego dnia wyszłam z pracy i zrezygnowana szłam przed siebie, aż usłyszałam trąbiące ciężarówki na głównej ulicy, a ktoś po grecku krzyczał:"dziewczyno co ty robisz?" za rękę poprowadził mnie na chodnik i poczekał aż nadjedzie autobus. wsiadałam w autobus ze łzami w oczach, patrzyłam przez okno, a w którymś momencie mój wzrok padł na tablicę ogłoszeniową. był tam numer telefonu do psychologa. i tak zaczęła się moja odmiana. na początku pracowałam i dobrze zarabiałam, więc płaciłam co tydzień 40 euro za godzinę rozmowy z panią psycholog. po wakacjach 2009 zwolnili mnie, ponieważ musiałam przyjechać do Polski, by wyrobić sobie nowy paszport i dowód osobisty. nie miałam czym płacić... nie poszłam do niej kilka miesięcy, ale wiedziałam, ze nie jest ze mną za dobrze. zabrałam wszystkie drobne ze skarbonki i poszłam pod jej drzwi... spóźniała się. zwykle o 16:00 gabinet już był otwarty... czekałam jednak. nadjechała w końcu swoim samochodzikiem, a gdy mnie ujrzała, zdziwiła się. rozmawiałyśmy długo i uczciwie. rozumiała bardzo dobrze co to znaczy nie mieć pieniędzy na życie. po chwili namysłu złożyła mi propozycję. będę jej przygotowywała coś słodkiego i pysznego w zamian za wizytę u niej. a jeśli się zdarzy, że nawet na składniki któregoś dnia nie będę miała, to będę jej to ciasto winna na następne spotkanie. i tak to trwa. coś przygotuję, zrobię zdjęcie, o ile o tym nie zapomnę i idę na wizytę... tak wiec poznaliście już prawdę. kiedyś w jakimś wpisie wspomniałam o tym , ze chodzę do psychologa, ale wstydziłam się o tym pisać po raz kolejny... jednak nie mam czego się wstydzić. to dzięki niej nie straciłam nadziei. cieszę się, że odnalazłam się... ....................
......................
......................
......................
..... a
oto info dla tych bardziej złośliwych: CIASTA ROBIĘ NA ZAMÓWIENIE. NIE JEM ICH. ROBIĘ JEDNAK ZDJĘCIA PONIEWAŻ CHCE JE MIEĆ NA ZDJĘCIACH!!!

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 559182
Komentarzy: 10232
Założony: 2 lipca 2009
Ostatni wpis: 5 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
kalinagryz

kobieta, 44 lat,

164 cm, 70.90 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: Kroki milowe: 74kg..... itd....

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

20 sierpnia 2020 , Komentarze (4)

i post zniknął... 

napiszę dzisiaj wiec, ze czas leci jak z bicza strzelił, malutka rośnie jak na drożdżach, ja nie śpię prawie wcale, nie biorąc pod uwagę dwóch ostatnich dni, gdy mała zasypiała na jakieś dwie godzinki, to i ja zasypiałam może na godzinkę... ale tyle tego dobrego, bo ostatnia noc i dzisiejszy dzień to był koszmar... ciągle płakała, jadła odrobinkę, zasypiała, budziła się z płaczem... teraz zasnęła przed chwilą a ja gotuję sobie jedzenie "mix warzywny w sosie pomidorowym. mąż od poniedziałku pracuje po 13 godzin i po 11 godzin dziennie, to jestem całkowicie sama. on po pracy śpi, a ja... szkoda gadać... 

Rana po cieciu znowu się paprze... 

Zrobiłam kilka kursów internetowych. 

A!!! Wreszcie zdołałam połączyć telefon z laptopem!!!!!!!!!!!!! Przynajmniej jeśli chodzi o zdjęcia to już mogę je kopiować i wklejać do moich wpisów, bez konieczności zapisywania ich w laptopie :) Jest też możliwość wysyłania sms-ów i dzwonienia, ale to tylko pic na wodę, bo i tak muszę mieć telefon blisko i musi być ta funkcja włączona. 

Dodam kilka zdjęć za chwilę... Mała coś miauczy.... 

12 sierpnia 2020 , Komentarze (7)

Kawa sypana smakuje cudownie , gdy człowiek jest padnięty... Wyspać się nie wyśpisz na zapas, więc fakt , że spałam dwa razy po 3 godziny wcale nie pomaga... obudziłam się gdy mąż szedł do pracy na 17:00 , a wtedy maleństwo zaczęło szaleć x gorąca... 33 stopnie Celsjusza dzisiaj było... ja byłam mokrusieńka, gdy się obudziłam.... to wyobraźcie sobie jak dziecko się czuje.... 

9 sierpnia 2020 , Komentarze (17)

 

Na tym zdjęciu widać, że to moja fotokopia :) :) :) 

 

A tutaj widzimy moją kochaną modeleczkę :) :) :) 

Taka sprawa z dzieciaczkiem moim kochanym, że zasypia na najwyżej godzinkę... Budzi się bo się robi głodna , karmię, robimy odbijanego , lulam ją do snu, kładę do kołyski, mam chwileczkę, by zęby chociaż umyć i kładę się w łóżku, ale w momencie gdy oczy zaczynają mi się zamykać powolutku, to wtedy ona się budzi na mleko... I tak w kółko... Tak, że ostatniego poranka ona najadła się a ja ją położyłam i sama też wpadłam do łóżka już bez żadnych ceregieli... Sprawdziłam godzinę i zasnęłam... Spałam całe 40 minut!!!!!!!!!!!!!!! Mąż przyszedł z pracy, zmęczony, siadł by coś zjeść... Zagadał się na temat problemów w pracy a ja znowu lulałam małą do snu... Godziny mijają szybko... Nawet jak nie chce mi się spać, to zawsze jest coś do roboty... Jak nie mycie podłogi, to zmywanie naczyń, jak nie pranie to rozwieszanie.... I tak w koło Macieju... Jest 00:39 w UK, a ja mam małą w salonie, lampka zapalona, bo inaczej budzi się z takim płaczem, że szok... 

Właśnie znowu się rozpłakała, tym razem nie o smoczka chodziło, a o butelkę... 

Próbuję cały wieczór zupę sobie ugotować... Już prawie zrezygnowałam, ale jak minęła 23:00 to weszłam do kuchni, powiedziałam sobie, że i tak mała nie śpi i płacze co rusz, to ja na raty zupę przygotuję. I gotuje się teraz... 

Nawet to co teraz wam piszę, to piszę dosłownie po dwa zdania lub trzy w najlepszym wypadku i muszę lecieć do niej... To sobie wyobraźcie jakby to wyglądało, gdybym zamiast tego wszystkiego weszła do łóżka... Wchodziłabym i wychodziła co trzy minuty... 

Zmęczenie daje się we znaki i w nerwy... Mąż mnie już denerwuje czasami... Ale opanowuję się... W końcu to ani jego wina ani moja, że dzieci już takie są... 

Dodam kilka zdjęć z telefonu... 

Zupa wyszła pyszna!!! Właśnie zjadłam miseczkę i jestem bardzo zadowolona :) 

Jest teraz 2:25... Czas leci... A mi smutno jak cholera... 

Muszę w końcu wziąć się i zrobić ten telefon i laptop, żeby laptop odczytywał zdjęcia z telefonu i na odwrót... Funkcja dzwonienia z innych aparatów też jest ale nadal nie udało mi się ich połączyć... Może ktoś z was zna się na tym? Może ktoś mi podpowie? Bo ja tu wszystko robię jak w instrukcji opisują, ale nic z tego nie wychodzi... Raz nawet zaczęło się łączyć, ale po całym dniu nadal się nie połączyło...  

Mówią mi co niektórzy, rób torty to dorobisz na macierzyńskim... Taaaak.... Robił ktoś tort na raty i z przerwami???? To jeszcze nie czas... Muszę dojść do siebie, bo miałam cesarkę i mam zakaz podnoszenie czegoś cięższego niż moje dziecko, więc jakbym zakupy na torty przynosiła razem z dzieckiem w wózku??? A po drugie moja koteczka musi zacząć sypiać dłużej... A po trzecie to muszę rozpakować co zapakowałam do przeprowadzki, bo przynajmniej do października przeprowadzki nie będzie... A po czwarte to nie mogę prowadzić auta przez 8 tygodni od cesarki... Już wiem dlaczego... Pojechałam do sklepu ze trzy razy i za każdym razem jestem rozkojarzona i łapię się, że na przykład jadę po białym pasie rozdzielającym drogę... Albo skręciłam raz z nieodpowiedniego pasa i zajechałam komuś drogę, na szczęście jeżdżę powoli i nic się nie stało, ale widzę, że wszelkie tabletki i gaz i środki przeciwbólowe dają skutki uboczne... 

 Landlord przysłał list,  że z powodu covida możemy zostać do października... Zaś council umorzy sprawę w ciągu kolejnego miesiąca, bo pół roku minęło od złożenia wniosku o mieszkanie councilowskie... W październiku mamy zakładać nową sprawę o ile landlord przyśle nam nowy list i formę... Od października minie co najmniej 3 miesiące, aż council ruszy sprawę, lub jak to kobieta z councilu napisała, aż landlord poda nas do sądu, bo bez sądu to council nic nie zrobi.  Tak, że nowy rok prawdopodobnie przywitamy po raz kolejny pod tym samym adresem... A jeśli landlord nie poda nas do sądu, bo chce uniknąć tej drogi? I będzie nam przysyłał co rusz nowe pozwolenia na pozostanie w jego mieszkaniu? Mój mąż nadal się upiera na taką drogę w tej sprawie, bo tylko tak dostaniemy tańsze mieszkanie, co pozwoli nam odetchnąć finansowo i uzbierać pieniądze na budowę domu. Poza tym, to tutaj jest dosyć tanio, nie najtaniej ale dajemy radę, a nawet nasi sąsiedzi spod siódemki płacili 100 więcej za takie samo mieszkanko w takim samym starym stanie...  Ja to naprawdę rozumiem, ale mnie nauczono, żeby spierdalać jak coś się dzieje, a on znowu działa jak mu brat starszy podpowie. Starszy brat to miał troszkę łatwiej i szybciej z tym councilem, ponieważ on miał już dwoje dzieci i council nie zwlekał tylko w ciągu niespełna miesiąca od złożenia aplikacji- podstawą było wypowiedzenie w formie pisemnej jak u nas i sprawa do sądu podana przez landlorda- jak u nas landlord nie chce, więc w ciągu miesiąca wyprowadzili się do pokoju w niby hotelu councilowskim na niecały tydzień a po tym dano im mieszkanie za bardzo małe pieniądze, council dopłacał so miesiąc resztę. A tutaj połowa naszych rzeczy spakowana w pudełka... W ciąży byłam i miałam całe tygodnie gdzie tylko spać chciałam, ale mimo wszystko pakowałam po trochu... Gdybym to ja wiedziała, to bym sobie w ciąży odpoczywała, a nie pakowała z jednym okiem zamkniętym, bo byłam zaspana i przemęczona... Moi sąsiedzi już ponad miesiąc temu się wyprowadzili, kupili swoje mieszkanie i jednak poszli stąd szybciej niż my co mieliśmy wypowiedzenie już w lutym... Kolejny sąsiad z góry też szykuje się na wyprowadzkę, bo mu nie pasuje, że musi wchodzić na drugie piętro... On jest anglikiem, opowiedział nam jak to złożył aplikację i już mu wysłali propozycje mieszkań ale on wybiera i jak mu coś się nie podoba to odmawia. A my? A my tutaj nadal jesteśmy... 

Wiem wiem... Marudzę dzisiaj o wszystkim ale tak to już jest, od marca w domu zamknięta, mama nie przyjechała z powodu covida,  na porodówkę tylko mąż mógł przyjść na półtorej godziny, urodziny bez imprezy mi minęły , żadnych prezentów na urodziny dziecka ani moje. Tylko jedna chinka przyniosła już kilka razy pieniądze i prezenty dla dziecka ale jej akurat nie chcę znać, bo to zwykła kurwa co burdel na parterze otworzyła, i co rusz to jakiś kretyn dzwoni dzwonkiem do nas wypytując się o spotkania seksualne lub o masaże erotyczne... Jej akurat nie chce na oczy widzieć. A ona jak na złość przynosi coś czasami i do męża mojego zagaduje i do mnie leci i chce się przytulać, ale jej zawsze macham ręką, żeby się nie zbliżała bo covid itd... Ona tak się stara bo boi się, że na nią doniesiemy do councilu lub na policję, a wtedy będzie po biznesie...Pieniądze i prezenty to ona daje też wszystkim sąsiadom, bo ktoś zawsze by buzię otworzył a tak to każdy zyska parę groszy i wszycy grają, że nic nie wiedzą...   Pieniądze to ona przyniosła już co najmniej trzy razy, raz mi dała 80 funtów na wstawienie nowej szyby w zielonym autku co kiedyś ktoś mi się włamał, na nowy rok przyniosła też kasę i prezenty,  potem przyniosła jakieś 40 funtów jako prezent przed narodzinami dziecka, potem przyniosła pięćdziesiąt funtów wraz z kolejnym prezentem, ale wtedy to miałam takiego nerwa, że jak otworzyłam drzwi i ją zobaczyłam to , ona mi prezent wciska do rąk a ja do niej tekst taki: "Zrób mi przysługę i nigdy więcej nie przychodź tutaj, nigdy, rozumiesz?". Wtedy odpowiedziała, a ok, jest za wcześnie bo dziecko małe jeszcze, a ja jeszcze powiedziałam, "Nie przychodź tu nigdy więcej. NIGDY KURWA, NIGDY!!!" JAK NA RAZIE ANI MĄŻ MI NIE WSPOMNIAŁ, ŻE JĄ ZNOWU WIDZAŁ ANI JA JEJ JESZCZE NIE ZAUWAŻYŁAM... A minęły dwa tygodnie... 

 Na ślub też nic nie dostaliśmy, każdy się wykiwał, że skoro nie zapraszaliśmy rok wcześniej to oni nic nie przyszykowali... Za bardzo marudzę?  No ludzie kochani!!!!! Nie rozmawiam już prawie z nikim, zakaz spotykania się z innymi bo wirus, bo byłam w ciąży,  bo dziecko nie zaszczepione, bo nie wolno mi ryzykować, to nie mam komu się wyżalić... 

Mnie najbardziej przeraża wizja pleśni ogarniającej ściany, kąty i szafę... Oraz walka z chlorem i ścierkami by się jej  pozbyć... Sprej na pleśń to totalna porażka, nawet ten profesjonalny gówno robi,.. Agencja przysyłała speca co sprejem dawał po ścianach i tłumaczył, że to wnika w głąb i zabija korzenie pleśni... taaak... pierdolenie o Szopenie, że się tak wyrażę... Trzy do czterech tygodni po jego wizycie pleśń tylko powiększała swój zasięg, a kolejne telefony nie dawały skutków bo gościu mówił, że skoro pleśń po jego cudownym spreju wychodzi to znaczy, że to ja nie suszę i nie ogrzewam mieszkania jak trzeba... I tak zastosowałam chlor w spreju... Nawet nic nie muszę myć... Po prostu wybiela zaczerniałe miejsca, a ściana wygląda prawie jak nowa... 

Połowa tego wpisu została zapisana jedną ręką, bo maleństwo ma ciężką noc i marudzi co dwie minuty... Łapie się za butelkę, nie cmoka tylko po chwili rozpłakuje się, napina się, pierdzi co chwilę, widać, że ma zatwardzenie. Mleko daję jej też to co pomaga w zatwardzeniach. Daję jej od wczoraj kropelki na wiatry. Daję jej, normalne mleko dla niemowlaków. Ale dzisiaj to widzę, że jej ciężko jest. Zrobiłam jej kilka razy gimnastykę , ruszałam nóżkami, co ma pomagać w perystaltyce jelit. Kuposzkę taką malusieńką zrobiła zaraz po tym, chyba z pół centymetra miała... Za to sika bardzo dużo. 

Godzina 3:14... Smutno mi tak bardzo, ale dzięki temu, ze się rozpisałam, to przynajmniej się nie rozpłakałam... 

Od kilku dni nakładam sobie różne maseczki na twarz oraz żelowe kompresy pod oczy, tak, żeby trochę zadbać o siebie, żeby zrelaksować się chwileczkę i poczuć się lepiej... Biorę witaminy itd, zdrowo się odżywiam i piję herbatki np rumianek na uspokojenie, mix z turmeric co ma pomagać w usuwaniu stanów zapalnych, herbatkę na sen... Kawę czasem też wypiję, żeby podołać z codziennością... Piję dużo wody... Sok z pomarańczy... Nie jest źle... 

3 sierpnia 2020 , Komentarze (4)

Mój marudek dzisiaj co pół godziny zaczyna marudzić odrobinkę i już wiem, że ona chce odrobinkę mleczka... Wstaję, szykuję, daję jej, ona po 30 ml zasypia i tak w kółko... Czasami wypije około 70 ml i wtedy śpi z półtorej godzinki... Ale na to nie ma reguły... Położyłam się z nią w łóżku, przytuliłam ją i ona spokojnie spałą ponad dwie godziny, a ja zamknęłam oczy ale wsłuchiwałam się w jej drobniutki oddech... Nogi mi przynajmniej odpoczęły... Mój mąż jutro zaczyna pracę, pierwszy raz od końca marca... On śpi teraz zamęczony na maksa... 

W sumie to trochę mi odpowiada bycie samą jutro, ponieważ jak rozumiecie, siedzieliśmy razem od marca, lockdown, wirus, zakaz wychodzenia, teraz maseczki jako nakaz, wyjdziemy czasami na spacer, ale to tylko tyle... Nie ma spotkań ze znajomymi, rodziną... Nie ma wyjścia na kawę czy piwo... Taka nudna monotonia... I to sprawiło, że dogadujemy sobie często gęsto... Jutro będę miała więcej spokoju, mimo dziecka... Wiecie jak to jest z facetami, oni wiedzą lepiej, albo niby słuchają jak im tłumaczysz jak mają coś zrobić a potem robią to po swojemu albo w ogóle tego nie robią... Poza tym to on zacznie zarabiać jak przed lockdownem, a to pomoże nam odetchnąć leciutko na tle finansowym. Moje pieniądze z 27 Lipca to zaledwie 700 funtów... 250 weszło na konto oszczędnościowe a reszta poszła na rachunki i opłaty, mój dodał 460 i opłaciłam wszystko. Mam na innym koncie jakieś 800 ale to jest takie konto co wrzucam i wyjmuję , kiedy tylko jakiś minus się pojawia na głównym, albo idę na jakieś zakupy. Tak staram się nic nie wydawać, że doszłam do perfekcyjności wręcz... Konto wygląda czysto, wydatków comiesięcznych jest tylko kilka, a na zakupy wydaję kasę z portwela czasami, ale jak zapomnę portfela to używam karty a potem uzupełniam konto... I tak oto jestem przyszykowana na kolejna wypłatę macierzyńskiego , która będzie jeszcze mniejsza............. 

Idę potrzymać mojego koteczka bo się obudziła.... 

2 sierpnia 2020 , Komentarze (20)

Na szczęście opanowanie przyszło w porę... Zupa warzywna już się ugotowała... Greckie brizole się usmażyły... Sałata stoi w lodówce, no i owoce typu maliny, blueberry i gruszki oraz jabłka czekają na swoją kolej... 

Tak że wracam na tor :) 

Moja pięknotka rośnie jak na drożdżach!!! Już wygląda bardzo zdrowo, policzki ma piękne, udka się wypełniły pięknie, wygląda jak cudeńko :) :) :) 

Dołączę zdjęcia z telefonu za chwilę... 

29 lipca 2020 , Komentarze (38)

Dlatego przystawiam ją do piersi, gdy jeszcze jest śpiąca i nie chce tak bardzo jeść. Gdy poczuje mleko to od razu szuka buźką piersi... Wtedy przez kilka minut jest w miarę spokojna, przysysa się na chwilkę i znowu puszcza i krzywi się się i znowu się przysysa, ale po niespełna pięciu minutach zaczyna wyć jak szalona kotka....  Już wiele pozycji wypróbowałyśmy, ale w jednej jest mi w miarę wygodnie i jest to karmienie bardziej efektowne, a przynajmniej przysysanie się... Gdy ją mam po lewej stronie, podpartą poduszką, i łapie się za lewą pierś, to wtedy i mi wygodniej i ona w miarę zadowolona przez chwilę... Spróbowałam też na leżąco w łóżku, ale jakbym ją nie położyła, oraz pomimo moich wielkich piersi, niestety moje sutki nie dostają do jej buźki, muszę się podpierać, podnosić, a to już niewygodne, ręka mi drętwieje po chwili, a i ona szaleje z płaczu... niestety , w czasie kiedy ona sama się obudzi głodna i zaczyna wyć o mleko, to jedynym rozsądnym wyjściem jest podanie butelki, inaczej to by wyszła z siebie.... 

Zastosowałam się do tej metody 20 min pompowanie, 10 min przerwy, 10 min pompowanie, 10 min przerwy i ostatnie 10 minut pompowanie i koniec... dzisiaj w trakcie tej sesji wypompowałam 60 ml :) a to już sukces... Za dnia , co 3 godziny, to wypompowuję jakieś 7 ml lub w najlepszym wypadku 10 ml... 

Także godzinę temu przeszłam samą siebie... 

Odechciewa mi się też tego wszystkiego po tym jak rozmawiałam z mamą i powiedziała, żebym się nie stresowała tym karmieniem piersią, najważniejsze te 2 lub 3 tygodnie już za nami, dostała colostrum a potem mleko, w małych ilościach ale dostała, a dokarmiać trzeba butelką, żeby jej nie zagłodzić. A butelkowe mleko też zawiera od groma witamin itd, co też jest bardzo dobre i pożywne dla maleństwa, wiec mam mówi, żebym popróbowała trochę jeszcze, ale jak się nie da to mam przestać się torturować i kupować jej najlepsze mleko dostępne na rynku. Moja siostra podobno przy pierwszym dziecku miała mleko a przy drugim nic a nic... Moja mama te 40 lat temu to miała tyle mleka, ze dokarmiała innych troje dzieci z porodówki... Tyle, ze ona miała niecałe 20 lat a ja mam pierwsze dziecko na 40-stkę... To też robi swoje... 

Tak że daję sobie na wstrzymanie powolutku, dalej pompuję ale już się tym nie stresuję... 

A teraz dołożę kilka zdjęć , ale już z telefonu, bo nadal nie mogę połączyć telefonu z laptopem.... 

Technologia... 

Chcę bardzo serdecznie podziękować wszystkim Wam kochani za komentarze, buziaczki przesyłam i pozdrowienia do wszystkich, ale nie zdołałam jeszcze znaleźć czasu na odpisanie na każdy komentarz, ale wszystkie przeczytałam  z zaciekawieniem!!!! DZIĘKUJĘ Z CAŁEGO SERCA!!!!!!! 

27 lipca 2020 , Komentarze (25)

Moja malutka kochana dziewczynka śpi razem z tatusiem, a ja miała po prysznicu wpaść do łóżka ale tak jakoś obudzona jestem.... Ale to nie potrwa długo.... 

 

Moje maleństwo było dzisiaj na spacerku :) 

Pochodziliśmy sobie kilka godzin po centrum handlowym, targu i parkingu, po czym wpadliśmy do domu i oczy mi się zamknęły ze zmęczenia.... Jak się obudziłam po dwóch godzinach to tatuś ją nakarmił już i smacznie sobie spała...  

Mój mąż zasnął i chrapie teraz... Dzidzia też śpi... A ja myślę by się wziąć za pompowanie, to pójdę spać na dłużej.... Znalazłam informację w jaki sposób zwiększyć ilość mleka, bo mam malutko... Trzeba zastosować metodę o nazwie Power pumping. 20 minut pompuję każdą pierś, potem 10 minut odpoczynku, potem 10 minut pompuję każdą pierś, potem 10 minut odpoczynek i ostatnie 10 minut każdą pierś... i powiem, że w taki sposób uzbiera się nawet 35 ml, a gdy tylko pompuję 15 minut każdą pierś to ledwie 7 ml mam.... Już nawet zrezygnowałam tymczasowo z przystawiania jej do piersi, bo ona jest głodna a 7 ml w pół godziny wcale jej nie uszczęśliwia...  

Wrócę do karmienia piersią, kiedy tylko zwiększy się ilość mleka... Pompuję co 3 godziny. 

18 lipca 2020 , Komentarze (10)

przedwczoraj nagle mnie roztrzęsło, gorączka 40 stopni, piekielny ból głowy i totalny brak sił.... leżałam w łóżku pod pierzyną, ocieplacz elektryczny na najwyższym ogrzewaniu, mąż natarł mi plecy i czoło maścią tą co mocno pachnie miętą i ziołami, zębami szczękałam jakbym spała nago na śniegu, ręce i nogi zmarznięte, wyłam z bólu w niebogłosy przez całe godziny, gdy ból głowy rozrywał mi mózg....... przedwczoraj o północy zadzwoniliśmy na położniczy i kazali natychmiast przyjechać. Zbadali, sprawdzili, pobrali próbki i dali antybiotyki, nie wiedząc gdzie znajduje się zapalenie..... dziś już drugi dzień na antybiotykach i przeciwbólowych i już stanęłam na nogi.... dalej źle się czuję ale jest już dużo lepiej.....

15 lipca 2020 , Komentarze (89)

Moja cudowna dziewczynka przyszła na świat 9 Lipca o 9:20 rano....  Ważyła 2 kg 610 gram....  

Jest taka drobniutka..... wszystkie ubranka są na nią za duże, więc wysłałam szczęśliwego tatusia aby zakupił najmniejszy możliwy rozmiar dla najmniejszych noworodków, i wyobraźcie sobie, że nadal są troszkę za duże.... Ona jest największą miłością mojego życia 🥰🥰🥰🥰🥰🥰🥰🥰🥰🥰

 

 

 

 

 

 

7 lipca 2020 , Komentarze (11)

dziecko jest w dobrym stanie, wszystko gra, oprócz tego, że jest za mało wód płodowych.... Po scanie wzięli mnie na inny oddział do położnych, założyli dwa nadajniki na brzuch, po czym ze dwie godziny odczytywali bicie serca i takie tam. Mała miała tachikardię.... czasami było 204 uderzeń na minutę... Jak już poleżałam z godzinę, to jej serce tez\ się uspokoiło i pod koniec biło już 150 na minutę. Zaraz po tym postanowili, że jutro idę do szpitala na indukcję. 

Dobrze, że wszystko już naszykowałam, pozostało mi tylko wyspać się, wykąpać, ubrać i dojechać do nich. 

Już poczytałam o wszystkim i douczyłam się co to wszystko oznacza i co może się wydarzyć.

Dobrze będzie..... 

Trzymajcie kciuki!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!