Na wadze równy 1 kg mniej. Ostatnie ważenie było 11 dni temu. Biorąc pod uwagę wyskoki mniejsze i większe na imprezkach, bardzo się cieszę i doceniam ten 1 kilogram, który oddalił mnie od 8 z przodu, kiedyś tak wyczekiwanej. Powrót do niej jakoś mnie nie pociąga:)
Kochane, jesteście niezastąpione, cieszę się, że mam w Was takie wsparcie:*
Niedzielny wypad do kina.. aj udał się, nie ma co. Doczekałam się pierwszego pocałunku w moim życiu, więcej chyba nie muszę mówić??:) Bałam się tego momentu jak nie wiem, kilka ostatnich lat, gdy moje rówieśniczki szły na randki, albo obściskiwały się z obcymi kolesiami, to ja zastanawiałam się jak to jest?
Doczekałam się w wieku 20 lat pierwszego pocałunku, pierwszej randki :) Warto było czekać:)
_________________________________________
Tak myślałam nad tym cały dzień dzisiaj, podzielę się z Wami. Myślałam o tym, że moją wagę zgubiłam od sierpnia. Zrobiłam to w dość krótkim czasie- zupełna zmiana nawyków żywieniowych, zmiana trybu życia na aktywny. Schudłam przez ten czas do dzis 55 kg. Wszystko pięknie ładnie, ale w głowę zachodzę, dlaczego nie zrobiłam tego wcześniej?? Skoro niecały rok wystarczył, bym poczuła się lepiej, polubiła siebie, otworzyła się na ludzi. Dlaczego ( mimo tego że podejść dietowych było dużo) udało mi się to dopiero teraz?
I taką sytuację widzę nie tylko u siebie, ale u wielu z Was. Więc też się Was dziewczyny zapytam: dlaczego tak się dzieje? Męczymy się z nadwagą całe życie, szukamy diet cud, jesteśmy na diecie całe życie, a dobrnąć do końca udaje się tak niewielu?
Dlaczego unieszczęśliwiamy się na własne życzenie? Boże, gdybym ja mogła coś zmienić w swoim życiu, to byłoby to wcześniejsze schudnięcie. Mam wrażenie, że moje całe życie byłoby lepsze, miałabym fajne wspomnienia. A tak? Całe życie byłam chorobliwie otyłą dziewczyną. I chciałam schudnąć tak samo mocno, jak mocno chciałam pamiętnego dla mnie 19 sierpnia, kiedy zalogowałam się na tym portalu, obiecałam dotrzymać diety- sobie i Wam. Ale czego mi wtedy brakowało, by doprowadzić dietę do końca? Motywacji? Mobilizacji? Przecież one nie są wieczne. Ja podczas odchudzania często gubię motywację, ale dlaczego wtedy się poddawałam, a tym razem się jakoś udaje?
Mam takie podejrzenia, że przez całe moje życie poszukiwałam najlepszych metod odchudzających, których nie ma. Dieta kojarzyła mi się z głodem, z brakiem słodyczy, obrzydliwymi potrawami, których nienawidzę, charówką, męczarnią itd. A rozwiązanie na problem nadwagi było proste- zmiana trybu życia. Ja myślę, że to trochę i mnie i Was zniechęca.. Bo " Ile ja mogę schudnąć na zmianie nawyków żywieniowych? Niewiele i powoli". Też tak myślałam. Ja nie mówię że schudłam tylko przez to, że nie jadłam fast foodow, słodyczy i chipsów, bo jestem cały czas na diecie MŻ.
Tylko w głowę zachodzę i pluję sobie w brodę, że nie zrobiłam tego wcześniej. Mówiłam że zaczynam od jutra, zażerając frytki z KFC.. Mam wrażenie że straciłam wiele lat na jednoczesnym obżeraniu się w domu i myśleniu " od jutra dieta".
A Wy jakie macie odczucia? Nie zastanawiacie się czasem, ile byście schudły, gdybyście jakiś czas temu postanowiły dojść do celu małymi kroczkami? Trzymając się mocno swoich postanowień?
Czy nie jest tak, że jeden zawalony dzień jest dla Was równy końcowi diety? Ja tak kiedyś miałam.. Bo mi wydawało się, że dieta musi być idealna, a jak coś podjem, to dzień stracony, dzień się nie liczy, mogę już do wieczora się opychać. I to był największy błąd, który mnie po pierwsze zniechęcał, po drugie tyłam przez to niemiłosiernie. Dopiero wtedy, kiedy zrozumiałam, że dieta to nie dwa, trzy tygodnie, miesiąc, dwa miesiące, dopiero wtedy, kiedy zrozumiałam, że nie da się przez cały cykl gubienia wagi nie mieć żadnej porażki, trzeba tylko w porę zaprzestać, na jednym kawałeczku czekolady, a nie na całej tabliczce- wtedy coś mi się przestawiło w głowie.
Teraz jeszcze inaczej podchodzę do diety, bo na samym początku wierzcie lub nie, słodycze nie istniały. A teraz nawet jak się wtopa przytrafi, to nauczyłam się w porę zatrzymać. No bo jak na randce nie zjeść lodów? Mam nosić ze sobą liść sałaty w portfelu i jak M. będzie w kinie jadł popcorn ja będę żuła zielsko? Chyba nie o to chodzi. Chodzi o to, by te złe nawyki zminimalizować, słodycze owszem, ale okazyjnie.
Dlaczego, dziewczyny, dlaczego ja to zrozumiałam tak późno, co???? Wy nie plujecie sobie w brodę, że przez całe życie marzyłyście o szczupłej sylwetce, ale np odwlekałyście to z dnia na dzień, jak największe zło? Nie żałujecie, że przez jedno odstępstwo od diety spisywałyście całą dietę na straty? Jestem strasznie ciekawa, ale myślę, że odpowiedź jest taka sama jak u mnie:)
slim19
6 lipca 2011, 10:23mnie caly czas to boli i boje sie ze nigfy nie pokaze sie w kostiumie ze urodze dzieci zestarzeje sie z wielkim kołtunem przed soba:(
karlsdatter
6 lipca 2011, 10:15nie patrz na to ile straciłaś jak byłaś gruba, tylko ile zyskujesz chudnąc. patrzenie wstecz ze smutkiem i rozmyslanie "co by było gdyby" rodzi tylko niepotrzebny żal do samej siebie. także z uśmiechem do przodu! pozdrawiam :)
Alere
6 lipca 2011, 10:08o matko vitalio! dzięki, że jesteś, chwała Ci! To chyba miałaś duzo pieniędzy, ze się tak nagminnie objadałas w tym KFC? ALe banialuki
agaciac
6 lipca 2011, 09:58Zgadzam się z tym, że do wszystkiego trzeba dojrzeć. Będąc w liceum i na studiach byłam gruba, 93 kg, ale o diecie tylko myślałam, jednocześnie wpierniczając słodycze na śniadanie, obiad, kolacje, między posiłkami. Ile to razy mama mnie namawiała na jakąś dietę i nic. Aż wreszcie sama dojrzałam do tej decyzji i w ciągu pół roku schudłam 21 kg. Oczywiście nie obyło się bez małych grzeszków, ale jakoś przezwyciężałam je. Teraz znowu dorosłam po raz drugi do odchudzania i dziś 4 dzień, narazie jest dobrze:) Życzę wytrwałości sobie i innym również:)
asik187
6 lipca 2011, 09:51Odpowiedzialas mi na pytanie na ktore nie znalam odpowiedzi. Uswiadomilas mi bardzo wazna rzecz, ze jedna wpadka to nie koniec diety. ze dieta to nie jeden misiac to ZMIANA TRYBU ZYCIA!!!!!Niby wiedzialam o tym od dawna ale teraz dotarlo to do mnie. Ja bylam juz tu kiedy Ty zaczynalas, Ty schudlas 55kg a ja stoje w miejscu. Ale nie tym razem, dam rade..Przegonilas mnie nawet z waga, ale obiecuje ze TYM RAZEM i ja dam rade. DZIEKUJE i GRATULUJE
kalorynkaa
6 lipca 2011, 09:30Do różnych decyzji trzeba dojrzeć. Do odchudzania również. Wcześniej jak się odchudzałam, to nic nie chudłam. A teraz mam inne podejście dojrzałam do tego i są tego efekty. =)
Myszka.Mini
6 lipca 2011, 09:19Ja miałam podobnie dieta równa się jedzenie samych niedobrych rzeczy. Też robiłam tak jak ty jak podjadłam jednego dnia to potem mówiłam sobie że już po diecie i mogę jeść dalej. Też zastanawiam się dlaczego teraz dopiero zaczęłam się odchudzać a nie 5 kg wcześniej .... Pozdrowionka
czakira
6 lipca 2011, 09:10będę sobie to czytała jak najdzie mnie zwątpienie... niestety ta prawda boli. dlaczego człowiek sam wpędza siebie w nieszczęście i tkwi w nim mimo, że przecież jest panem samego siebie i może zrobić wszystko jeśli tylko chce... więc dlaczego nie chce ? w swoim nastoletnim i dorosłym życiu zawsze miałam nadwagę - nie byłam otyła ale nigdy nie czułam się dobrze w swoim ciele... od 14 roku życia czyli już 8 lat "jestem na diecie" ... to przerażające .... i straszne jest to, że nigdy nie schudłam tyle ile chciałam a jak schudłam to zaraz tyłam... jak mój organizm to wytrzymał ??? czeka mnie teraz trochę przemyśleń.... dzięki Weronika :*
siwa1984
6 lipca 2011, 09:04Dzięki Weronika! Uzmysłowiłaś mi tym wpisem bardzo ważną sprawę... U mnie właśnie tak to wygląda, że jak zjem coś zakazanego to uwazam dzień za stracony i wpier****m co popadnie... Pora się otrząsnąć. Jesteś ode mnie młodsza ale 100 razy mądrzejsza. Chcę iść Twoim śladem... A liść sałaty w portfelu mnie ppo prostu rozłożył na łopatki...:)))))
passionatka
6 lipca 2011, 08:50Śledzę Twój pamiętnik odkąd pojawia się na głównej. PODZIWIAM Cię i pozdrawiam! Mam dokładnie takie same odczucia! Swój dzisiejszy wpis w moim pamiętniku dedykuję TOBIE! Jesteś wielka!!!!!!!!
kasia8147
6 lipca 2011, 08:40racja w 100% brawo
czolko2
6 lipca 2011, 08:34madre slowa.sama prawda:)
hotarutomoe
6 lipca 2011, 08:02jest dokładnie tak jak mówisz, trzeba zrozumieć na czym właściwie polega dieta i jak ją poprawnie stosować, żeby dojść do celu:) Myślę, że jesteś już na właściwej drodze i nigdy nie wrócisz do poprzedniego stanu:) PS. gratuluję pierwszego pocałunku!
Lamiaaaaa
6 lipca 2011, 06:54Gratuluję pierwszego pocałunku :-) A co do drugiej części wpisu to chyba o mnie, ja tak robie :-( Cały czas było od jutra od jutra i od jutra, teraz warzę prawie 140kg, nie jestem na jakiejś konkretnej diecie, ale waga pomalutku idzie mi do dołu, mam nadzieję że to wolniutkie bo wolniutkie ale utrzymam.
migotka69
6 lipca 2011, 00:08jestem pewna podziwu!!!! niedługo mnie dogonisz a ja dalej w czarnej d....
marta7783
5 lipca 2011, 23:41super!!! trzymam kciuki :)
jasmina19
5 lipca 2011, 23:09Dokładnie myślę tak samo, właśnie od tej chwili, od momentu przeczytania Twojego dzisiejszego postu postanawiam się poprawić, nie będę stosować diety, po prostu zmienię styl życia i styl jedzenia :) na tak zwany "z głową" Obiecuję od dziś za rok 5.lipca 2012 roku będę ważyła 65kg Mam nadzieję Weroniko że będziesz mnie wspierać i że będę mogła się radzić w trudnych momentach.Pozdrawiam i gratuluję Ci
marzumarzu
5 lipca 2011, 22:40Ktoś mądry kiedyś powiedział,że nie ma czegoś takiego jak: " odchudzam się od jutra" Powinno być tak: gdy w Twojej głowie urodzi się ta myśl to natychmiast się popraw i zacznij dokładnie w tym momencie,nieważne że już coś jadłaś,nieważne że dzień się kończy.To dla wszystkich tych odchudzaczek,które ciągle odkładają to całe odchudzanie na : OD JUTRA!Mam 36 lat i od jakiś 20 się odchudzam.Od 20 lat nie od 20 roku życia.Smutne ale prawdziwe.od maja zrzuciłam 7 kg i juz się nie mam zamiaru wycofać.teraz muszę dociągnąć do końca,aż osiągnę ten upragniony efekt. Czemu to się ciągnie 20 lat? Bo jak ktoś kocha jeść,a przeważnie kocha się jeszcze to co niezdrowe i tuczące,to będzie się ciągnęło za tobą,a problem będzie narastał,a Ty zamiast go zwalczyć,będziesz zagłuszać kolejnym żarełkiem...i kolejnym...A poza tym wszystko rodzi sie w głowie,mnie nerwy nie zżerają, mnie nerwy ZAŻERAJĄ!!! Jak się wkurzę to poprawiam sobie humorek żarciem,a co!!! A dupa rośnie...No ale nic to jak patrzę na Twój entuzjazm to mi też już się chce.Cały czas trzymam za Ciebie kciuki,no i życzę ci żeby ta zmiana nawyków żywieniowych była z Tobą juz zawsze,bo inaczej za 20 lat,....ale co Ci będę mówić...Na Vitalii masz mnóstwo przykładów,więc ucz się na błędach...cudzych,tego Ci życzę!
Bradiaga
5 lipca 2011, 21:15Masz absolutnie racje. U mnie jest tak samo. Nawet jak idzie dobrze to jedna kostka czekolady potrafi wszystko, doslownie wszystko zepsuc. Gdy widze, ze waga nie spada tak szybko jak wczesniej to wsciekam sie, ze spieprzylam i diety kres. Obzarstwo, a pozniej proby staniecia na nogi. Koszmar.. Moje odchudzanie trwa juz jakies 4 lata. Od poczatku gimnazjum, ale juz wczesniej bylam prosiaczkiem. Teraz probuje sie pozbierac. Dalam sobie wakacje na ogarniecie sie, bo czuje ze moj pierwszy rok w liceum byl zmarnowany. Ciesze sie, ze tobie sie udalo i zazdroszcze pierwszego pocalunku. Moj byl w rownie romantycznych okolicznosciach i zapamietam go na cale zycie. Wymarzony chlopak, krakowski rynek w nocy. To chyba wtedy.. To byla magia. Chociaz i tak zerwalismy, bede miala mile wspomnienia :)
fatisgone
5 lipca 2011, 20:47Wlasnie dlatego ze do tego trzeba dojrzec,trzeba dostac w kosc i zaliczyc kilka efektow jojo,zeby zaczac trzezwo myslec.NIeliczne z nas niezaliczyly wpadki ,zaczely od poczatku do konca.Wiekszosc z nas obodzila sie jak bylo juz naprawde zle,trudno ale uczymy sie na wlasnych bledach.Najwazniejsze jest ze nigdy nie jest za pozno zeby walczyc o siebie,nie wazne w jakim wieku,wazne jest ze spelniamy swoje marzenie,tak swiadomie i do konca,ze w koncu sie obodzilysmy.Ja zaluje ze stracilam jakies 5 lat,to kawalek czasu,ale lepiej pozno niz wcale.Pozdrawiam wszystkie walczace,bo poki walczymy jestesmy zwyciezcami:DKtos tak pieknie dzisiaj w pamietniku napisal i zapadlo mi to w pamiec:)