Wreszcie moja łaskawa waga ruszyła się i dziś zobaczyłam: 68,5 kg. Ale od tygodnia miałam zastój i strasznie mnie to wkurzało! Idzie to wszystko w ślimaczym tempie!
Wczoraj z tego wszystkiego o włos nie zajadłam! No prawie już szłam do kuchni i w głowie miałam poukładane, co pochłonę: bułę z ketchupem i żółtym serem, czekoladki, małe marsiki, pączka /został zamrożony w tłusty czwartek/, ciasto kokosowe /też zachomikowane w zamrażarce/, kruche ciasteczka. Ale wiecie co? Bałam się.
Bałam się, że przez zajedzenie znów zobaczę 7 z przodu na wadze i że wrócą do mnie kompulsy i już "popłynę" na dłużej.
Wygrałam! Nie skusiłam się i dziś rano niespodzianka-prezent - mały spadeczek wagi. Cieszę się! Bitwa wygrana.
Mam zamiar wygrać wojnę!!!Czego i Wam życzę!
Miłego dnia!!!
EDIT.: Dowiedziałam się właśnie, że dziś jest "DZIEŃ MĘŻCZYZN" - jak i czy Wy w ten dzień świętujecie? Ja właśnie pobiegłam do sklepu i kupiłam swoim mężczyznom po słodkiej czekoladzie /sama od nich z córcią dostałyśmy po różyczce - więc chyba się ucieszą?/
EDIT.: Dowiedziałam się właśnie, że dziś jest "DZIEŃ MĘŻCZYZN" - jak i czy Wy w ten dzień świętujecie? Ja właśnie pobiegłam do sklepu i kupiłam swoim mężczyznom po słodkiej czekoladzie /sama od nich z córcią dostałyśmy po różyczce - więc chyba się ucieszą?/
agaruba
10 marca 2014, 09:28Super Ja podziwiam Ciebie :) U mnie tak łatwo nie ma ze słodyczami :)
monia.l
10 marca 2014, 09:21super!!! oby wszystkie bitwy były juz wygrane no i o czywiście wojna . Ja też obawiam się tej 7 na wadzę i dlatego ładnie grzecznie trwam i cieszę sie z 6 jak tylko mogę...Pozdrawiam i miłego dnia zyczę