W zeszłym tygodniu ustaliłam z kolegą od marszu...Dover-Folkstone-Dover..po klifach. Zrobiliśmy około 30km.
Waga utrzymuje się na 88..czasami wzrasta lekko i spada..ale 87 nie chce pokazać...
Może w przyszłym tygodniu.
Poniżej zdjęcia z marszu.
Umęczeni, upoceni i z bananami na twarzach....
Po marszu pojechaliśmy jeszcze do Canterbury i zainwestowałam w plecak :) Firma Osprey.. model Kestrel 38 urzekł mnie swoją funkcjonalnością.
Jutro kolejna runda...tym razem bardziej na płaskim terenie.
W miarę możliwości...relacja w czwartek :)
Miłego dnia i chudnijcie!!!
PuszystaMamuska
9 czerwca 2015, 12:53cudowne widoki - jak zwykle zreszta u Ciebie! niestety moja waga rośnie, ale nie dziwie się jej... jem to mam!~;( mam nadzieje ze Twoja odpuści! Pozdrawiam
Enchantress
9 czerwca 2015, 12:57Bardzo dziękuję za miły wpis. U mnie waga nie odpuści tak latwo..bo ostatnio na wycieczkach "smakuje" lokalne "ale"...Pozdrawiam serdecznie.
PuszystaMamuska
9 czerwca 2015, 12:59no to przynajmniej nie rośnie.... jak odpuscisz jedzonko to maszerujesz pieknie... a stabilizacja wagi to bardzo wazna sprawa... ja niestety, ani sie nie ruszam, ani nie dietuje.. :(