Wiec tak. Jestem teraz po godzinnych cwiczeniach, dalo mi to sporo energii do dzialania dalej a mam co robic o maaaaam. Mysle, ze cwiczenia sa dobre, nawet bardzo dobre, poniewaz gdy zmieniamy swoje cialo, zmieniamy takze nasza dusze. To znaczy myslenie, humor czy tez podejscie do zycia staje sie bardziej optymistyczne. Biorac pod uwage nadchodzaca jesienna aure, gdy Slonca coraz mniej i mniej a dzien z tednencja ubywania, cwiczenia staja sie dodatkowym motorem do dzialania. Zaraz zabieram sie za wkuwanie, ten tydzien jest decydujacy dla mnie i musze sie dobrze przygotowac do mojej obrony, a ona juz za 5 dni. Dla mnie czas staje sie dziwnie "oszukany". To znaczy biegnie normalnie, ale w moim pojeciu, gdy mam tyle do zrobienia, minuty staja sie sekundami, a godziny minutami!!! Oczywiscie stres, ten wszechobecny stres, gdzie juz nie mozna zyc bez tabletek z magnezem, zeby utrzymac wzgledna koncentracje. (Chwala Matka, ktore nauczyly swoje dzieci radzic sobie ze stresem). Inna sprawa to "prokrestynacja" dziwne slowo jakby nie w pelni nalezace do zasobu naszego jezyka, bo nawet, ma w sobie taka "bezdzwiecznosc" tak jakby umysl lodzki calkowicie zaprzeczal jemu istnieniu...ale nie ono jest i ma sie calkiem dobrze. Zyje w naszych glowach, mieszka w naszych sercach i zywi sie naszym strachem....
ekeks
23 września 2012, 20:02sporo endorfin musiało Ci się wydzielić:-)