Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Dzień 7 i początek 8 :)


Wczoraj nie było najgorzej, mimo kolejnego dnia spędzonego przy stole. Na obiedzie znalazł się jakiś kurczak (wprawdzie smażony, ale i tak lepszy od wieprzowiny) i wykombinowałam, żeby nie jeść rosołu, bo w zasadzie to sam tłuszcz :) Nadrobiłam 3 kawałkami ciasta (!) do kawy ehh Dziś rano przyszło wyjaśnienie tego dzikiego apetytu na słodkości - wcześniejsza miesiączka!

Wieczorem postanowiłam na głos (mąż był świadkiem), że rezygnuję ze słodyczy aż do Bożego Narodzenia! Zostawiam sobie furtkę jedynie na domową drożdżówkę ze śliwkami (sezon w pełni, więc nie mogłam się aż tak katować :) ), ale żadnych słodyczy z paczki, ciast z kremem, czekolady itp. Na szczęście wyczerpaliśmy limit rodzinnych okoliczności, więc i pokus będzie mniej (zostają tylko imieniny teściowej, ale będę dzielna!)

Noc mieliśmy pełną wrażeń - nasza 15-miesięczna córka zaliczyła pierwsze wymiotowanie, a rano powtórka z rozrywki, także ledwo widzę na oczy i mam górę prania. Druga córka kaszle jak stary gruźlik, więc zamiast do przedszkola, idzie dziś z mężem do lekarza... Uwielbiam sezon jesienny - najpierw mąż 2 tygodnie leżał w domu, mała miała zapalenie krtani, a teraz jeszcze druga córcia chora. A to dopiero pierwszy dzień jesieni :)

Byle do wieczora!

Pozdrawiam :))