Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
kilka słów prawdy o sobie.....


Cześć słońca !

 

Dawno mnie tutaj nie było; zalatanie, brak czasu, choroba - właśnie wyzdrowiałam, prawie do końca bo został mi jeszcze okropny kaszel. I tak naprawdę rozpuściłam się przez ten miesiąc. Miałam się wziąć ostro w garść, ale od świąt jakoś nie mogę. Jedzenie, no i słodkie, z którym walczę i przegrywam :(. Niestety taka jest prawda, o której trochę wstyd pisać bo przecież deklarowałam się, że nie ruszę "słodyczy", a tu poległam na całej lini. Wczesniej tez nie chciałam o tym pisac :( i dlatego nie zaglądałam tutaj. Nieco mi się przytyło i tak sobie myślalam dzisiaj, że jak wkońcu czegoś ze sobą nie zrobię to do wakacji nadrobię z 10kg jak nic. Muszę się za siebie zabrać i wiem, że będzie cholernie ciężko.....wiem, że dam radę, jednak początki są najtrudniejsze a moja silna wola jest osłabiona. W dodatku w domu nikt mi nie ułatwia - wręcz przeciwnie - kuszą mnie na każdym kroku :(. Jest to moja pierwsza taka porażka. Nie chcę wrócić do wagi początkowej, o nie ! nigdy !. Przytyło mi się troszkę w brzuszku i już zaczęłam go ćwiczyć.

Rano wstałam, mój mąż poszedł biegać a ja.........nie zastanawiając się zbyt długo zamiast zjeść śniadanie postanowiłam poćwiczyć. Włączyłam kompa i oczywiście "odkurzyłam" ćw. z Jillian - shreda bo dawno już nie robiłam tych ćwiczeń. Gimnastykowałam się z nią 1h :), za oknem zaświeciło słoneczko, ja ćwiczyłam i od razu poczułam się lepiej :). To taki zastrzyk energii, którego mi ostatnio bardzo brakuje. O 12:00 był obiad. Zjadłam troszke rosołu, potem surówkę, gotowaną marchewkę i białe mięsko. Zrezygnowałam z ziemniaków i sosu. Nie miałam na nie ochoty. Popołudniu poszliśmy w gości; syn szwagra miał imieninki i zapraszali na słodkie. Nie chciałam im zrobić przykrości więc skusiłam się na likla małych ciasteczek zamiast placka. To był mój podwieczorek. Do tego wypiłam zieloną herbatę w bardzo dużym kubku.  Wiem, że muszę odstawić całkowicie słodkie, zrobię to małymi kroczkami bo ostatnim razem, kiedy odstawiłam całkowicie - po tygodniu wróciłam do łakoci. Dlatego teraz spróbuję inaczej.

Także dzisiaj ćwiczyłam + uważalam na to co jem = maleńki sukces :).

Poza tym założyłam się dzisiaj z mężem, że który z nas pierwszy schudnie 10kg wybierze sobie "nagrodę" czyli jeżeli ja schudnę 10kg przed nim to mój mąż zrobi to co będę chciała i na odwrót :). Całkiem fajna sprawa chociaż jestem na nieco przegranej pozycji - jeżeli mój facet całkowicie odstawi słodkie :):):) bo szybciej schudnie. Ale znając go bardzo dobrze, nie zrezygnuje z łakoci bo jest wielkim łasuchem więc jakieś szanse mam :). W każdym razie to jakiś rodzaj motywacji - dla mnie teraz każda zachęta do schudnięcia jest dobra :)

A teraz co jadłam i co ćwiczyłam:

gimnastyka:

shred 1h - level 1 - 2

30 min.na rowerku stacjonarnym

troszkę tańca

menu:

10:00 śniadanie - 1h ćwiczeń :)

12:00 obiad

rosół z makaronem; surówka z pekińskiej, gotowana marchewka, gotowane białe mięsko + 1/2 roladki z kurczaka

16:00 podwieczorek

kilka ciasteczek + zielona herbata w dużym  kubku

19:00 kolacja

1/2 roladki z kurczaka + duże jabłko

 

Teraz jestem strasznie głodna, a mój mąż siedzi obok i wcina kanapki z pieczenią i żółtym serem. A ja zapijam głoda....... jest ciężko jak diabli :( ale dam radę. Zaczynam znowu od początku !!!

Wracam do codziennego zapisywania tego co jem i ćwiczeń, które będę robiła - tutaj w moim pamiętniku żeby się bardziej zmotywować. Trzymajcie za mnie kciuki.