Cześć Moje Robaczki! Nie było mnie tutaj przez tydzień, nawet nie wiem kiedy to zleciało... i nawet nikt za mną nie tęsknił...
Nie miałam na nic czasu ani siły, dopadła mnie jakaś cholerna chandra... Ale nie, nie myślcie, że sie poddałam, co to, to NIE! Dietowo dosyć dobrze aczkolwiek w weekend było już baaaardzo blisko do sięgnięcia po zakazane rzeczy...
Resztkami sił odmówiłam sobie... Jednak świętowałam wczoraj pierwszy miesiąc mojej mordęgi o lepszą siebie i uczciłam ten malutki sukces galaretką... Zrobiłam dzieciakom galaretki w śmietanie, takie, a la ptasie mleczko ... tylko strzeliło... (!) no i ja skosztowałam, nie powiem... ale potem pojawily się wyrzuty sumienia...
Podsumowując ten miesiąc na diecie to ogolnie jestem zadowolona chociaż chciałabym zgubić wiecej... wiem 6 kilo to i tak dobry wynik... ale mi się dłuży jak nie wiem co, czuję jakbym od zawsze była na diecie... niech te tygodnie lecą szybciej...
dzisiejszy dzień zaczełam od owsianki, ze słonecznikiem, granatem i żurawiną, potem była przekąska, kanapka z twarożkiem i ogórkiem, parę plasterkow wędzonego sera, na obiad bedzie cieciorka z kurczakiem i warzywami a na kolację się zobaczy...
Planuję dzisiaj duużo poćwiczyć, do 13 mam całe mieszkanie tylko dla siebie...
Pozdrawiam Chudzinki