Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
jak utyłam do 113 kg



   Właściwie od kiedy pamiętam zawsze byłam osóbką - jak to się mówi - "przy kości". Pewnie że miałam kompleksy ale byłam typem dziewczyny ruchliwej i z charakterem, typem społecznika czyli skarbnik, przewodnicząca,prowadziłam gazetki szkolne, organizowałam dyskoteki itd, itp. Lubiłam grać w zbijaka i skakać na skakance i w gumę...i oczywiście tańczyć. Nie pamiętam dokładnie ile ważyłam w czasach podstawówki - byłam przy kości i tyle.
   Pomyślałam  o diecie gdzieś w wieku  17-18 lat i ważyłam chyba jakieś 68 kg. Od lekarza szkolnego dostałam tabletki na łaknienie, ograniczyłam jedzenie i schudłam do 63-64 kg. Nadal byłam przy kości ale akceptowałam się taką. Umiem szyć i zawsze ineresowałam się modą więc z ciuchami nie miałam problemów - miałam też własny styl i czułam się dobrze. Na przyjęciach byłam w centrum , jak to się mówi - "serce towarzystwa" - wesoła, dowcipna, sympatyczna i pewna siebie.
   Rok 1993 - to wielki przełom, koniec szkoły, rezygnacja z marzeń o studiach bo mój chłopak nie chciał bym na nie szła, a i tak się kilka m-cy później rozstaliśmy i podjęcie pracy, która nabawiła mnie w ciągu trzech lat silnej nerwicy. To w niej na przemian chudłam i tyłam. Dlaczego? Nie miałam czasu na jedzenie...praca i praca. Czasami nie jadłam przez kilka dni bo nie miałam czasu zjeść lub coś sobie kupić lub nie miałam za co ( od 18 roku miałam własne mieszkanie i mieszkała sama)  To trudny okres w moim życiu. Nic mnie nie cieszyło. Nie mogłam pogodzić się z faktem, że mój chłopak mnie zdradził, zresztą do tej pory mu nie wybaczyłam. Nie chciałam żyć. Uciekłam w pracę i miałam szefową - tyrana! Co za pech! Wszystko dusiłam w sobie. Na przemian chudłam i tyłam. Waga wachała się między 65kg a 75-78 kg. Nie stosowałam diety, jadałam byle jak i byle co , a głównie nocą. Dopiero po zjedzeniu mogłam zasnąć i tylko jedzenie dawało mi przyjemność i odprężenie. Zajadałam stresy. Kiedy jednak waga zbliżała się do 78kg ograniczałam jedzenie i chudłam do 72-68 kg. Kiedy dopadały mnie problemy nie zwracałam uwagi na to ile jem i tyłam...tak na zmianę. Przyjaciółka, mama łatwo mogły zorientować się po mojej wadze co dzieje się ze mną. Gdy tyłam dopadała mnie depresja, gdy chudłam - mój stan psychiczny był dobry.
   To trwało tak do wiosny 1998 roku. Znalazłam dobrą pracę. Byłam doceniona i pracowałam tylko po osiem godzin dziennie i miałam wolne soboty i niedziele, a nawet mogłam dostać tygodniowy urlop, no i robiłam to co lubiłam - atmosfera też super. Miałam 26 lat, a waga to jakieś 78 kg. Zaczełam ograniczać jedzenie i chudłam, ale na moje nieszczęście koledzy i koleżanki z biura uwielbiali pączki. Ja właściwie nigdy nie jadałam słodyczy bo nie lubiłam. Nie chciałam odstawać od grupy i moje diety właściwie nic nie dawały, co schudłam to przytyłam + 2kg. Po roku przytyłam około 10 kg. Zdezydowałam się na dietę - mądrą dietę i udałao mi się schudnąć przez wakacje bez głodzenia się jakieś 14 kg. Czułam się wspaniale i chciałam schudnąć jeszcze. Pewnie ważyłam jakieś 75-76 kg. No i pech. Do pracy jeździłam rowerem - zresztą w tamtych czasach to był mój jedyny środek lokomocji i bardzo go lubiłam. Niestety jadąc do pracy potrącił mnie autobus. Potłukłam się porządnie i przez jakiś czas byłam użiemniona i zaczęłam tyć. Po powrocie do pracy okazało się, że firma ma problemy finansowe i już nie miałam siły by zabrać się za siebie. Nie pamiętam dokładnie ale doszłam do 88kg - jadłam wieczorami, a przez cały dzień nic.
   Udało mi się znaleźć inną pracę - rok 2001 i zamieniłam rower na samochód.
   Waga na chwilę się zatrzymała nawet zaczęłam chudnąć, ale tym razem koleżanki z biura jadły zapiekanki i hog-dogi, i ciastka w czekoladzie. Pracowałam do wieczora. Zaczęłam tyć. I zaczęłam się odchudzać. Schudłam 5kg - przytyłam 7kg. Nie umiałam wytrzymać na dłużej w diecie. Nigdy drugi raz nie udało mi się zastosować tej samej diety tak jakby organizm się bronił. Więc stosowałam inną dietę - na dłuższą metę brakowałao mi motywacji.
    Rok 2003 - jakieś 98 kg.
    Chłopak, którego poznałam przez internet pokochał mnie, zamieszkaliśmy razem i akceptował mnie taką jaką jestem ( sam też nie jest szczupły ale jednak waży mniej niż ja i jest znacznie wyższy). Lubimy jeść i tak jeszcze mi się przytyło do tych 113 kg.
   Akceptowałam się do 72 kg - ja z większą ilością kilogramów czuję się jak więzień własnego ciała
   Starczy...starsznie to nudne ale Gosiaczek był ciekawy jak przytyłam więc coś może z tego zrozumie, ale właściwie trudno to opisać. Wnioski? innym razem.

   P.S. Ale się rozpisałam...może to swojego rodzaju oczyszczenie? Może będę mogła lepiej się zrozumieć i zmienić nawyki żywieniowe?Będę chciała ten tekst jeszcze poprawić by był bardziej zrozumiały ale nie teraz.


  • kwiatuszek170466

    kwiatuszek170466

    29 czerwca 2007, 20:05

    No dobra poddałaś się ale teraz wstawaj i walcz bo szkoda przecież zepsuć to co już zrobiłaś a schudłaś ładnie.I co chcesz od nowa zaczynać??a na pewno będziesz chciała się jeszcze odchudzać więc im szybciej się podniesiesz tym mniej stracisz na tym.Zobacz schudłaś aż 9 kilo to dużo.Trochę odpoczęłaś od odchudzania to teraz wstań!!Dasz radę tylko daj sobie szansę.PA!

  • kwiatuszek170466

    kwiatuszek170466

    29 czerwca 2007, 15:16

    Gdzie ty się podziewasz chyba nie zwątpiłaś w odchudzanie.A jeśli nawet to próbuj do skutku.Trzymaj się .PA!PA!

  • balbina

    balbina

    25 czerwca 2007, 19:34

    a ja sobie tak przytylam i wszyscy wkolo to widzieli, tylko nie ja. Przytyc jest latwo, tylko schudnac gorzej, ale damy rade - powodzenia i trzymaj sie -o:)))

  • siupacabras

    siupacabras

    23 czerwca 2007, 23:04

    to napisalas i szczerze . Tym razem sie uda . Nie dajemy sie zgubnym paczkom i zapiekankom . Trzymaj sie cieplutko . Pozdrawiam

  • kwiatuszek170466

    kwiatuszek170466

    23 czerwca 2007, 21:26

    No fajnie że to opisałaś.Bo nawet nie zauważamy jak tyjemy z roku na rok.A ciuchy są coraz ciaśniejsze.Dobrze że teraz się zabrałaś za siebie.Życzę ci powodzenia aby ci się udało siły i cierpliwości.Miłej nocy .PA!

  • gosiasek

    gosiasek

    23 czerwca 2007, 18:58

    ale mialas zakrętów w życiu. Czytałam i czytałam. Ciesze sie ze opisałas to wszystko. Przykro mi ze wtedy autobus cie potracił :( Wiesz... teraz musisz uwierzyc ze ci sie uda schudnac. Ze do pamietnika swojego zycia napiszesz sobie. Weszłam a vitalie w 2007r., schudłam do 65 kg i tak już pozostało :) Dobrze wiesz ze ci tego życze :)

  • patricia0

    patricia0

    23 czerwca 2007, 17:12

    Wierzę w CIebie! Uda Ci się!! Musisz być silna!!!! Wtedy na pewno dasz radę:))) Teraz musi się udać:) Odpowiednia motywacja i do dzieła!!

  • ewikab

    ewikab

    23 czerwca 2007, 14:47

    tylko musisz mieć naprawdę dużą motywację. Ja 5 lat temu ważyłam ok. 100 kg, w ciągu roku schudłam 25 kg. Wprawdzie głównie ze stresu, bi jeść nie mogłam, ale też zmieniłam nawyki żywieniowe. Teraz ważę trochę więcej, ale od 2 lat waga jest raczej stała (+/- 2 kg). Niestety, gdy już schudniesz, stale będziesz musiała pilnować co i ile jesz. Ale wierzę, że Ci się uda. Trzymam kciuki :))

  • jadwinia1984

    jadwinia1984

    23 czerwca 2007, 14:39

    wierze ze się uda :) zycze powidzenia i utraty wagi, pozdrawiam :) damy rade :)ja w tamtym roku też warzyłam 113kilo, to była moja największa życiowa waga!buziaki :)