Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
wpis o niczym dla zabicia czasu



Do pracy mam dzisiaj na 11:00. Ostatnio pracujemy po 10h. Za to mamy dużo wolnych dni, bo aż 14 w miesiącu. Włosy umyte, pierwsze śniadanie zjedzone, drugie zrobione ;) obiad zapakowany, deser też. Gdybym ograniczyła się tylko do posiłków zabieranych z domu, byłabym pewnie ze 3 kg chudsza. Ale tak się nie da. Dziewczyny kupują dobre rzeczy i stawiają je na widok publiczny, wszyscy się częstują, a ja? No ja też :P A bo co ja jestem? Jakaś inna? ;>
Wchodzę potem na wagę codziennie rano z lekką obawą... Ale nie jest źle. Waga kupiona za 10zł, bardzo nieprecyzyjna i często zmienia zeznania :P Raz twierdzi, że mam 65kg, raz że 67. Biorę na nią poprawkę. Plus codziennego ważenia jest taki, że nie stresuje mnie odczyt o dwa kilo wyższy, bo wiem, że za 24 h zważę się ponownie i zweryfikuję pomiar. Gdybym ważyła się co tydzień, całe 7 dni żyłabym w strachu, że przytyłam ;)

Za mną wolny weekend. Myślałam, że gdzieś pobaluję, ale nie wyszło. Choć w gruncie rzeczy było miło. Sobota u znajomych w klatce obok ;) I pół wina. Niedziela z kolegą na piwie. Czy ten alkohol musi być taki kaloryczny? ;)

Pozdrawiam :*